sobota, 27 stycznia 2018

Od Reker'a cd. Ruslana

Chociaż spałem niecałe trzy godziny to ten czas w zupełności mi wystarczył. Było już koło osiemnastej, ale zważywszy na to, iż panowała u nas zima na dworze było niestety ciemno. Wzdychając na to wszystko, podniosłem się powoli z łóżka oraz przeciągnąłem się niczym rasowy kocur. Oby nikt mi teraz nie truł - pomyślałem sobie szturchając Darka, który szybko otworzył swoje ślepia i zamerdał ogonem.
- Chodź... Idziemy na kolację - rzekłem do psa drapiąc go chwilowo za uchem przez co ten niemal rozpływał się z radości. Takiemu to dobrze... Weźmie go się raz na tydzień na misję a resztę czasu prześpi. Mrucząc cicho pod nosem jakie to niesprawiedliwe poszedłem wraz z owczarkiem na stołówkę gdzie dostałem swoją rację żywnościową, którą jak idzie się domyślić musiałem podzielić się z sierściuchem, który patrzył na mnie wielkimi jak pięć złotych oczami. Jadłem w ciszy i osamotnieniu aż do momentu kiedy nagle z cienia na korytarzu wyskoczył Kias czyli jeden z naszych szpiegów. Na mnie już to wrażenia nie robiło, ale na nowych oraz wrogach już tak. Są zwinni, szybcy i niewidoczni. No... Z takich zagadkowych rzeczy to potrafią świecić oczami w ciemności, ale nikt tego nie umie jeszcze wyjaśnić. Są po prostu najlepsi w swoim fachu i chyba lepszych gagatków w tym świecie nie ma.
- No wreszcie cię znalazłem - westchnął niebieskooki siadając na ławce tuż obok mnie.
- A co się stało? - zapytałem biorąc kolejnego gryza bułki, która wyjątkowo mi bardzo smakowała.
- Ten rusek co go przesłuchiwałeś zostawił tutaj AK... Nikt tego nie chce, bo mamy lepszą broń na stanie więc Eric mówi, że możesz zrobić sobie z tym co chcesz - poinformował mnie na co odruchowo pokiwałem twierdząco głową.
- Mi też to niepotrzebne... Dobrze wiesz, że do szczęścia potrzebne mi są tylko karabiny wyborowe i szturmowe - mówiąc to ziewnąłem przeciągle zasłaniając jedną ręką usta - Ale jak będzie w dobrym stanie, nie obśrupany to może się skuszę - dopowiedziałem jeszcze kończąc swój posiłek z czego mój zwierzak jakoś specjalnie zadowolony nie był. Porozmawiałem jeszcze chwilę z brązowowłosym aż w końcu ten się ulotnił wracając z powrotem do swojej pracy. Nie mając już nic tutaj do roboty, odłożyłem talerz na swoje miejsce po czym szybkim krokiem udałem się do sali gdzie próbowałem wyciągnąć z Ruslana wszystkie, cenne wiadomości. Że też ja muszę się tym zająć - rzekłem sobie niechętnie w myślach naciskając na klamkę odkluczonych wcześniej przeze mnie drzwi. Kiedy tylko moje obydwie stopy znalazły się w pomieszczeniu od razu ujrzałem rzecz, o której jeszcze tak niedawno słyszałem. Karabin stał w kącie prezentując swoją postawę niczym roślinożerca próbujący pozorować swoją straszność przed drapieżnikiem by ten się zniechęcił. Jego kolba była już nieco porysowana oraz przebarwiona w kilku miejscach, ale to nie przeszkadzało mi w tym by wziąć "maszynę" do swoich rąk i wyjść z nią na zewnątrz gdzie pałętało się jak zwykle mnóstwo żołnierzy patrolujących plac. Czuwali oni bowiem jak idzie się domyślić nad bezpieczeństwem tego miejsca. Co prawda nie stali oni tu latami, bo były zmiany, ale i tak to głównie nim Ratusz czuł się bezpiecznie. Oni i tak tylko wyczuwali niebezpieczeństwo, lecz każdy z nas pełni tu jakieś zadanie, lecz tym nie będę was już zanudzał. Każąc Darkowi czekać w domu, sam podążyłem w stronę lasu. Zaspy były dość ogromne, ale to nie zrażało mnie do tego by przeskoczyć te pieprzone zasieki i dostać się na drugą stronę "świata". Mając przed sobą postawiony cel, postanowiłem się nie obijać tylko przeć na przód by jak najszybciej skończyć z tą swoją "misją".
*******
Przy stawie znalazłem się po niecałej godzinie. Po drodze musiałem zmierzyć się z kilkoma zombie, które w czasie zimy same nie wiedziały co tu się odkurwia. Wracając jednak do tematu to gdy zobaczyłem oblodzoną tafle wody, od razu schwyciłem jakiś kamień, którym uderzyłem mocno o lód. Długo czekać nie musiałem, ponieważ gdy ciało stałe upadło na zmrożoną wodę, lód rozwalił się niczym puzzle na tysiąc kawałków. Był to bardzo rzadki widok, ponieważ w tak niskich temperaturach te dziadostwa są grube czasami aż na 37 cm! Wiedząc, że szczęście się do mnie uśmiecha, poczekałem aż kry się nieco rozsuną po czym bez zawahania wrzuciłem w sam środek nich cenną zdobycz. Myśląc, że już po kłopocie, otrzepałem swoje ręce w powietrzu niczym fachowiec sprzed wojny po robocie. Chciałem już zawracać do obozu, ale nagle obok mnie przebiegł ten wariat... Ruslan... I wskoczył za swoją cenną bronią do lodowatej wody próbując wyciągnąć ją z samego dna.

<Ruslan? Popływaj sobie xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz