sobota, 13 stycznia 2018

Od Reker'a (fabularnie sprzed wojny)

~24 grudnia 2016 rok~

Ostatni raz z wielką niechęcią poprawiłem swoją koszulę, lubiłem wyjazdy do dziadków, ale nie z nim... Nie z moim ojcem*... Już od samego rana patrzył się na mnie lodowatym wzrokiem powtarzając bez przerwy bym niczego nie spieprzył. Z jego toku rozumowania wywnioskowałem tylko kilka rzeczy, a mianowicie: mam siedzieć cicho, na nikogo nie patrzeć i najlepiej nie oddychać. Kiedy moje całe kuzynostwo bardzo cieszyło się z tego dnia, w którym Chrystus rodził się na nowo, a do domu przychodził mikołaj z pełnym worem prezentów ja miałem ochotę zniknąć z tego świata i nikomu już nie pokazywać się na oczy. Dlaczego Tom i Harry mają takiego dobrego tatę a ja nie? - pomyślałem z ogromnym smutkiem wyglądając nieco przez okno. Śnieg nadal lekko prószył przyozdabiając dachy sąsiadów białym puchem. Były to nieco mniejsze domy od naszego, ale z pewnością biedni ludzie tutaj nie mieszkali... W końcu to jedna z najbogatszych dzielnic tego miasta, w którym przyszło mi żyć. Widząc jak na zegarze dochodzi godzina szesnasta, postanowiłem w końcu wyjść ze swojego pokoju i zejść na dół gdzie już od praktycznie od godziny dało się usłyszeć nerwowe chodzenie mamy oraz marudzenie Michaela. Cóż tata nie za bardzo lubił jeździć do dziadków, bo ciągle go wyzywali za jego zachowanie. Szczerze mówiąc to w duszy bardzo się cieszyłem, że to robią, gdyż powinien oberwać za to wszystko jeszcze bardziej. Wracając jednak do tematu to kiedy tylko znalazłem się w salonie, ojciec warknął coś wściekle pod nosem poprawiając swój źle założony krawat. Miał już coś wołać do Cassandry, ale odwrócił się w złą stronę i dzięki temu ujrzał mnie... Uśmiechnął się przebiegle oraz szybkim krokiem znalazł się już blisko mojego ciała, które strasznie drżało ze strachu.
- Co tu robisz? - zapytał w miarę spokojnie próbując mnie zmylić swoim milusim zachowaniem, lecz ja już znałem się na tych jego sztuczkach - Odpowiadaj! - podniósł ton głodu dlatego spojrzałem na niego wielkimi oczami, w których zaczęły zbierać się łzy.
- M-m-mamy je-e-echać do dzia-a-adków - wydusiłem jakoś chodź przyszło mi to z ogromnym trudem.
- Błąd... My jedziemy ty zostajesz, bo przyniesiesz jak zwykle wstyd - warknął uderzając mnie z całej siły w policzek, który zapiekł jakby trafiła mnie tam jakaś rozgrzana do czerwoności rzecz - Wynocha! - dodał jeszcze wskazując ręką schody, na które rzuciłem się niczym wygłodniały pies na miskę. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod kołdrą na swoim nawet miękkim łóżku zaczynając się stopniowo uspokajać. Wiedziałem, że stać go na więcej... Wiedziałem, że muszę być wdzięczny za takie łagodne potraktowanie, ale ja nie potrafiłem zdusić w sobie wszystkich emocji, które wylatywały ze mnie przy pomocy strachu. Byłem do niczego i dobrze o tym wiedziałem... Wesołych Świąt Reker - pomyślałem próbując jakoś się pocieszyć, ale to tylko pogorszyło mój smutek. Po około dziesięciu minutach usłyszałem dźwięk odjeżdżającego samochodu. Oficjalnie dało już się stwierdzić, że zostałem sam. By oswoić się z tą myślą potrzebowałem nieco czasu, lecz kiedy już to nastąpiło, postanowiłem jakoś wygrzebać się spod kołdry i podjeść do zimnego okna, na którym po niecałej chwili pojawiła się para. Często chuchałem na szyby w swoim pokoju by móc po nich porysować, ale w tedy zazwyczaj wszyscy na mnie krzyczeli, że znowu sprawiam problemy.
- Ty chociaż urodziłeś się w szopie to miałeś kochających rodziców - rzekłem cicho sam do siebie zaczynając wpatrywać się w zachmurzone niebo, na którym nie znalazłem ani jednej gwiazdy. Nie wiedząc gdzie się podziać, postanowiłem skulić się na podłodze jak pies, którego już nie mieliśmy. Próbowałem jakoś spać, ale jak zwykle wyszły z tego nici... Wiedząc, że i tak w moim życiu nic się nie zmieni, postanowiłem wyjść na dwór. Nie miałem na sobie żadnych, ciepłych rzeczy dlatego gdy tylko postawiłem pierwszy krok na białym puchu poczułem straszliwe zimno. Normalnie bym się cofnął do domu i zaszył pod kocem, ale nie miałem w sumie nic do stracenia. Kiedy byłem już na środku ogrodu, usiadłem na ziemi podciągając kolana pod brodę. Śnieg zaczął sypać coraz mocniej a ja z każdą sekundą zacząłem coraz bardziej się trząść i marznąć. Nie wiem kiedy straciłem z tego wszystkiego przytomność... W pewnym momencie poczułem szczęście, że to wszystko się w końcu skończy, ale jednocześnie też i smutek, że muszę robić to akurat w ten sposób. Sam... W zapomnieniu... Nikt po mnie nawet nie zapłacze... Nie wiem ile tak leżałem, ale w końcu poczułem jakieś ciepło i dotyk. Dalej cała akcja potoczyła się tak szybko niczym przewijany na odtwarzaczu film, nie minęło pięć sekund a ja zacząłem powoli otwierać swoje młode oczy. Byłem w szpitalu, jak zwykle sam w śród głuchej ciszy. Czując ból w rękach wiedziałem, że pewnie doznałem licznych odmrożeń, ale jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło. Szybko przewróciłem się na prawy bok by móc wpatrywać się w ścianę. Trwało to może z pięć minut aż nagle poczułem głaskanie po głowie. Zdziwiony spojrzałem na "atakującego" i ujrzałem swojego dziadka!
- Oj Reki coś ty znowu wymyślił - westchnął nie przestając mnie głaskać - A raczej co ten nieudacznik Michael znowu wymyślił - dodał zjeżdżając ręką na mój policzek gdzie z pewnością znajdywał się ślad po uderzeniu.
- To nic... Tata mówił, że przyniosę wstyd - rzekłem cicho nie chcąc ponownie oberwać w żadne chore miejsce.
- Idiota - warknął pod nosem w stronę drzwi - Reki ty nigdy nie przyniesiesz wstydu - stwierdził ze spokojem podając mi do łapek duży karton - Wesołych Świąt - dodał na koniec z czego się ogromnie ucieszyłem. Dziadek pomógł mi odpakować prezent, którym okazał się nowy zegarek oraz nieśmiertelnik. Nie wiedząc jak wyrazić swoje szczęście, przytuliłem się od razu do starszego, który nie protestując zrobił to samo. Kilka dni potem jak wyszedłem ze szpitala, pojechałem na miesiąc do dziadków, którzy się mną dobrze zajęli. Ojca nie widziałem w tedy w ogóle więc mogłem od niego trochę odpocząć. Nieco się obwiniałem, że rodzina znowu się przeze mnie pokłóciła, ale chyba już tak być musiało...

<Koniec>
*Reker w tym wieku jeszcze nie wiedział, że jego prawdziwym ojcem jest Matthew. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz