piątek, 26 stycznia 2018

Od Erica cd. Emmy

Ah te dzieciaki... Nigdy nie ma od nich spokoju... Jak mój Chris i Brajan będą też tak wariować to dostanę na łeb i tyle ze mnie będzie! Mając nadzieję, że Emma i Logan się jakoś nawzajem wesprą, postanowiłem pójść do swojej sypialni gdzie przywitała mnie cisza i spokój. Katrinę i resztę bandy gdzieś wywiało dlatego mogłem położyć się w pełni zrelaksowany na łóżku oraz zabrać za niedawno zdobytą książkę z roku 2012 o nazwie "Elitarni". Eh... Navy Seal... Gdyby sprawy potoczyły się inaczej to pewnie bym do nich należał, ale los chciał inaczej. Przynajmniej ojcu się udało być jednym z nich. Zainteresowany lekturą nawet nie wiedziałem kiedy minęła godzina... Z chęcią czytałbym jeszcze dłużej, ale niestety bądź stet przerwał mi to wszystko jeden ze szpiegów, a mianowicie Leon, który jak torpeda wpadł do mojej strefy prywatnej bez najcichszego pukania do drzwi.
- Puka się - mruknąłem pod nosem zaznaczając zakładką strony, na których skończyłem czytać.
- Sorry Eric, ale to ważne - wypalił od razu po moich słowach prawie się przewracając.
- Co się niby stało? Zombie wpadły do ratusza? - westchnąłem niechętnie podnosząc się z łóżka, na którym dzisiaj było mi tak wspaniale i wygodnie.
- Logan miał próbę samobójczą... Lekarze go odratowali - wyjaśnił z trudem łapiąc każdy oddech więc pewnie musiał biec tutaj aż z placu znajdującego się przed budynkiem, w którym przyszło nam mieszkać.
- Już idę - rzuciłem jedynie kierując się szybkim krokiem na medyczny gdzie Edward znając życie miał wielkie urwanie głowy. Niestety tak było, bo gdy tylko przekroczyłem odpowiednie drzwi to od razu zobaczyłem blondyna pogrążonego w stercie papierów co chwila sprawdzającego stan swoich pacjentów - Odpocznij - powiedziałem podchodząc do jego biurka na co ten pokiwał przecząco głową.
- Nie mam na to czasu - stwierdził chowając papiery do odpowiednich teczek - Mam zmianę o siódmej dopiero - dodał jeszcze ziewając przeciągle niczym ryczący lew.
- Zajedziesz się - fuknąłem niezadowolony w jego stronę w nadziei, że mój głos jakoś przemówi mu do rozsądku, ale tak się niestety nie chciało. Gdybym miał dzisiaj poszarpane nerwy to z pewnością bym się na niego wydarł, ale nie chcąc ryzykować zdarciem swojego gardła, ani nie chcąc zakłócać spokoju innych pacjentów postanowiłem mu wyjątkowo odpuścić - Jak się czuje Logan? - zapytałem rozglądając się po pomieszczeniu chcąc zlokalizować starszego brata Emmy.
- Nie podciął sobie zbyt głęboko żył... Gadał już z psychologiem... Jego stan jest stabilny - wyjawił mi opadając z powrotem na krzesło obrotowe, które lekko zabujało się na boki.
- Rozumiem... Idź spać, bo pójdę po Samanthe i złoi ci skórę - burknąłem na niego idąc w stronę naszego niedoszłego samobójcy i jego ojca, który wyglądał na strasznie zmartwionego tą sytuacją. Z początku nieco się zawahałem czy podejść. W końcu to była bardziej ich rodzinna sprawa, ale wiedząc, że jako założyciel obozu oraz dobry przyjaciel Toma też powinienem coś zrobić, postanowiłem przyczłapać się oraz usiąść na krześle obok łóżka młodego.
- Już się dowiedziałeś? - spytał załamany Logan, który miał ochotę pewnie zniknąć z tego świata.
- Mam oczy i uszy wszędzie - odpowiedziałem mu zachowując spokój - Co się znowu stało? - dopowiedziałem jeszcze patrząc na niego z ogromną uwagą.
- Może to, że wszyscy mają mnie w dupie i biorą mnie za powietrze, bo jestem z przypadku? Ja już się nie liczę... Jestem tylko śmieciem, który nie miał prawa się urodzić - rzekł dusząc w sobie krzyk i łzy.
- Synku to nie prawda... Przecież wiesz, że cie kocham - pogłaskał go po głowie Tom wiedząc, że na przytulanie jeszcze jest za wcześnie.
- Ty może i tak, ale on nie... I tak wolicie Emmę... Ona jest zawsze we wszystkim lepsza ode mnie... Uczyła się lepiej, zachowuje się lepiej, nawet lepiej ode mnie rysuje... To mnie powinniście oddać w tedy do sierocińca albo mnie zabić a nie ją... W tedy problem związane ze mną z głowy... Moich obrazków na lodówce nigdy nie przywieszałeś... Tylko przywieszałeś Emmy... Wiem, że byłem gorszy, ale nie musieliście mówić mi tego aż tak dobitnie. Skoro mnie nie chcieliście to było mnie nie rodzić i wszystkim żyłoby się lepiej, bo w końcu jestem z pierdolonego przypadku! Żyłbyś sobie ze swoją pierwszą żoną i wszyscy by żyli ani nie cierpieli - wydusił z siebie wszystkie emocje po czym schował się pod kołdrą. Wiedziałem, że ja raczej tutaj już niestety nie pomogę... Spojrzałem ze współczuciem na Toma, który próbował jakoś przemówić synowi do rozsądku. Posyłając mężczyźnie wspierające spojrzenie, wróciłem z powrotem do swojej sypialni gdzie nie wiedząc co ze sobą mam zrobić, postanowiłem pójść spać, gdyż poczułem dziwne zmęczenie.
******
Obudziłem się, a raczej zostałem obudzony koło czwartej nad ranem. W pierwszej chwili za bardzo nie wiedziałem co się dzieje dlatego pieprznąłem biednemu Kiasowi w twarz, ale na szczęście nie spowodowałem przez to krwotoku z jego nosa. Korzystając z tego, że byłem ciągle ubrany, wyprowadziłem szpiega na korytarz by nie pobudzić reszty swojej rodziny.
- Co się dzieje? - zapytałem bardzo zaspany co bardzo rzadko mi się zdarzało.
- Logan zwiał z medycznego i poszedł szukać Emmy, bo gdzieś uciekła - wyjawił trzymając się za noc jakby się bał, że zaraz mu odpadnie.
- Co zrobił?! - od razu "wytrzeźwiałem" patrząc na młodszego jak na idiotę - Kurwa te dzieciaki to na serio coraz lepiej się bawią - mruknąłem sam do siebie pod nosem dotykając swojego wilczego medalionu. Onix znajdź ich i pomóż im wrócić do domu - pomyślałem przymykając lekko oczy.

<Emma? :3 Braciszek cię szuka xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz