sobota, 6 stycznia 2018

Od Reker'a cd. Ruslan

Miałem mieszane uczucia po tym wszystkim co wycisnąłem z pijanego Ruslana. Z jednej strony to wróg, który powinien zostać przeze mnie zamordowany by nie zagrażał naszemu obozowi, z drugiej natomiast to zwykły człowiek, który przypadkiem wpakował się do obozu Trupów i nie chciał umierać. W sumie gdybym znalazł się w jego sytuacji to nie wiem co bym wybrał... Życie przy ojczymie kacie czy śmierć? Sam już nie wiem co by było w tedy lepszym wyjściem, ale na szczęście Michael już nie żyje więc powinno być dobrze. Życie mi się układa więc nie mam jak na razie martwić się o to, że zostanę kiedyś sam, bo raczej to nie nastąpi.
- No to... Chodźmy na ten spacer - zdecydowałem przeciągając się nieco. Wiedziałem, że nie będę go oprowadzał po całym budynku jak nowego członka obozu tylko dam do wielkiego pokoju na mini wybieg by się wybiegał. Wiedziałem, że nadal muszę mieć na niego oko, bo pijany człowiek czasami jest gorszy od trzeźwego. Na szczęście nie sprawiał dość dużych problemów ani się nie zorientował, że zamiast dworu jesteśmy w kolejnej sali pomalowanej na zielono i niebiesko. Zachowywał się jak pięciolatek podczas swojego buszowania w przedszkolu gdzie na ścianach często pojawiały się postacie z bajek... Cóż... Mamy erę zombie więc aż takich luksusów ja mu nie zapewnię.
- A ty co jak taki kołek stoisz? - zaśmiał się podbiegając do mnie tryskając energią.
- Nie chce mi się biegać - stwierdziłem wspominając sobie trening z Arthurem, który kazał nam przebiec sto kółek w ogół zasiek obozu. Niby nic trudnego, ale przedostań tu się człowieku przez czterometrowe zaspy, których nie możesz ruszyć a stoją ci skubane na drodze.
- Gbur - fuknął pod nosem wracając do swojego wesołego spacerku. Kilka razy walnął porządnie łbem w ścianę, ale na szczęście bądź nieszczęście nie zrobił sobie nic poważnego. Wyjdzie mu guz albo siniak - pomyślałem obserwując uważnie jasnowłosego, który nie opadał z sił. W sumie to miałem teraz dwa wyjścia... Albo wypuścić go gdzieś w środku lasu by się pogubił albo zatrzymać go w lochach i wydać na niego jakiś wyrok. Obie propozycje były bardzo kuszące, ale sam nie wiedziałem co mam teraz czynić. Musiałem wybrać mądrze, bo inaczej skutki będą złe dla mnie jak i dla niego. Może go dodatkowo potraktuję szmaragdowym pyłem i zostawię na zadupiu? - przeszło mi przez myśl na co mimowolnie się uśmiechnąłem. Spojrzałem kątem oka na zegarek, piętnaście po drugiej... Nie jest aż tak źle! Poczekałem jeszcze kilka minut aż szarooki się zmęczył, po czym zaczynałem wdrażać w życie swój plan. Najpierw podałem mu odpowiednią dawkę pyłu, następnie po uśpieniu go uderzeniem w kark zakryłem mu oczy grubą przepaską. Miałem już za sobą niemal połowę roboty dlatego nie chcąc marnować ogromnej ilości czasu na głupie pozostawienie Ruslana na zadupiach, osiodłałem szybko konia i przerzucając mężczyznę w odpowiednim miejscu na grzbiecie Persefony ruszyłem na południe gdzie było najwięcej pustkowi. Klacz nie była zadowolona z kolejnego ciężaru jaki musiała nieść, ale wiedząc, że za dobrze wykonaną robotę dostanie nagrodę, dzielnie znosiła kolejne zadanie jakie kazano jej wykonać w swoim życiu.
- Jeszcze kawałek mała - szepnąłem jej na ucho podczas galopu. Musiałem być czujny by rosjanin czasami nie zleciał na ziemię i się nie poobijał czy tam nie zabił. Chociaż był wrogiem to go zbytnio krzywdzić nie chciałem... Będąc już na miejscu, wrzuciłem go do zaspy śnieżnej zacierając wszystkie ślady, bo w końcu kto by chciał mieć ogon? Nie mając nic do roboty na dworze wróciłem z powrotem do obozu gdzie znajdując swojego psa, poszedłem spać.

<Ruslan? Jak się leży w śniegu? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz