piątek, 26 stycznia 2018

Od Reker'a cd. Leona

Do bólu byłem przyzwyczajany od dziecka... Ponoć formę kary dostosowuje się względem wieku, ale ile w tym prawdy to ja nie wiem. Pamiętam jednak, że kiedy tylko skończyłem cztery lata dostałem już z otwartej ręki od ojca w twarz. Wyszła mi taka śliwa na oku, że szkoda gadać, ale gdy tylko ktoś zapytał się mnie co się stało musiałem odpowiedzieć, iż przez przypadek wpadłem na ścianę, bo w końcu jestem taką wielką "niezdarą". Nikt nigdy nie dostrzegał mojego cierpienia... Czasami myślę, że każdy mój sztuczny uśmiech jest jednym sztyletem prosto w serce. Wieczne udawanie i granie jak w teatrze zaczynało powodować, że niszczyłem sam siebie w dość okrutny sposób, ale co ja na to wszystko mogę poradzić? Według Michaela przez całe życie będę nic niewartym psem, który powinien trafić po narodzeniu do sierocińca. Niby powinienem się cieszyć, że mam rodzinę, w której mogę czuć się "bezpiecznie" ale chyba wolałbym już trafić do tamtego miejsca gdzie w pewnym sensie miałbym spokój... Może czułbym się odrzucony, ale przynajmniej nie musiałbym się bać tego, że kara za coś czego nie pamiętam nagle się mi objawi.
Dzięki temu, że Leon mnie opatrzył to krew mi już tak z łba nie leciała... Wiedziałem, że w bazie będą mi robić pewnie milion prześwietleń i opatrzą to bardziej profesjonalnie, ale przynajmniej teraz nie musiałem martwić się o to, że przypadkowo zemdleję rozwalając sobie łepetynę jeszcze bardziej. Byłem mu bardzo wdzięczny, ale co ja się będę rozklejać na wojnie? Jeszcze ta pieprzona burza piaskowa i cholerna warta, którą musiałem przetrwać. My to mamy kurwa szczęście!
- Mieliśmy przejąć Stare Miasto... Przekazano nam informacje, że nie żyjecie więc chcieliśmy też zabrać wasze ciała - rzekłem spokojnie przyglądając mu się ze spokojem oraz wielką uwagą.
- Rozumiem - odparł tylko ściskając bardziej swoje uda co nieco mnie zaniepokoiło.
- Wszystko dobrze? - zapytałem podnosząc się z "łóżka" na którym stety bądź niestety nie było wygodnie. Zresztą czego można oczekiwać po zwykłym śpiworze wyłożonym kocem wojskowym? To przecież nie miękki materac, na którym można śnić o wspaniałych marzeniach i sukcesach zawodowych.
- Tak, tak - próbował mnie odgonić niczym namolną muchę albo komara, który lata nad uchem kiedy próbuje się spać.
- Właśnie widzę - westchnąłem przeczesując lewą ręką swoje włosy - Lać ci się chce nie? - dodałem wyczytując to coraz bardziej z jego mowy ciała.
- Trochę - jęknął żałośnie jakbym go właśnie upokorzył na oczach całego świata.
- Trochę? Chyba bardzo - stwierdziłem pomagając mu wstać oraz dojść do drugiego pokoju. No sam jestem facetem więc wiedziałem jak to jest trzymać swoje potrzeby fizjologiczne i wierzcie mi lub nie to wcale przyjemnie nie jest... Poza tym od takich zagrań niszczą się nerki... No co? Uważało się na biologi! O ile to było na biologii, ale mniejsza już z tym - Gacie se sam ściągniesz - mruknąłem pod nosem odwracając od tego wzrok. Gejem nigdy nie byłem ani nie będę więc wolę nie oglądać kutasów innych mężczyzn.
- Nawet nie próbuj podglądać - ostrzegł mnie na co przewróciłem jedynie oczami zaczynając dokładnie oglądać popękaną ścianę pomieszczenia. Wykonując tą czynność, ciągle trzymałem chłopaka za mundur, żeby się czasami nie wypieprzył. Był osłabiony więc mogło to się zdarzyć w każdej chwili... Nie wiem jak on, lecz ja nie chciałbym chodzić w obszczanym ubraniu przez resztę spędzonego tutaj czasu - Możemy wracać - poinformował mnie zakańczając swoje potrzeby dlatego zaciągnąłem go z powrotem do wyra gdzie wygodnie oraz z ogromną niechęcią się rozłożył.
- Masz odpoczywać... Nawet nie próbuj samemu wstawać - rzekłem niczym jakaś matka martwiąc a się o swojego jedynego syna - Jak coś to możesz mnie zawołać gdybyś czegoś potrzebował albo kogoś z naszej drużyny - dopowiedziałem jeszcze przeciągając się niczym rasowy kocur.
- Ty też do wyra! - usłyszałem nagle głos swojego dowódcy, który stanął akurat w rozwalonych drzwiach - Spać a jak nie to niebieski środek i obudzisz się za kilka dni - zażartował jeszcze na co odruchowo się skrzywiłem i wykonałem rozkaz położenia się w swoim miejscu.
- Jestem grzeczny - fuknąłem pod nosem lekko go marszcząc niczym młode kocie.
- Tak, tak a ja jestem dowódcą statku kosmicznego - skrzyżował ręce na piersi patrząc na naszą dwójkę łagodnym wzrokiem.
- Serio? - zapytałem z cichym śmiechem zakrywając się nieco kocem chociaż i tak było tutaj strasznie gorąco.
- Idź ty spać - zaśmiał się znikając z powrotem w pustym pokoju gdzie zapewne czuł się najlepiej. Duchy wyjątkowo mi odpuściły dlatego oczy same zaczynały mi się już kleić. Nienawidziłem wojen, ale było to w sumie lepsze niż przebywanie z Michaelem w jednym pomieszczeniu. Gdyby porównać te dwie sytuację to tutaj, w Afganistanie było duszno, lecz w moim domu dało się udusić. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem... Po prostu tak wyszło...
*******
Obudziłem się koło południa i nie z własnej woli, ponieważ jakiś idiota sypnął mnie w twarz ciepłym piachem. Zdezorientowany tym wszystkim, zerwałem się na równe nogi niczym sprężyna zaczynając rozglądać się szybko po otoczeniu niczym przestraszone zwierze, ale widok stojącego nieopodal Eliasa wszystko mi się rozjaśniło.
- Elias! - warknąłem na niego zaczynając się z nim ganiać po całym budynku.
- Szybciej młody! Szybciej! - nakręcał mnie dodatkowo spierdalając przede mną niczym gazela na sawannie przed lwem. W sumie to nogi miał całkiem do niej podobne, ale mniejsza już z tym.
- Ja ci dam szybciej! - fuknąłem przebiegając obok zdezorientowanego Shuna i Leona, którzy nie wiedzieli co się właściwie wydarzyło. Kiedy "gazela" powoli zaczynała się męczyć, wykorzystałem tą okazję i wskoczyłem mu na plecy, lecz ten nie odczuł to jako przegranej, ale jako świetną zabawę z dzieciakiem jakim niestety byłem.
- Żryj więcej, jesteś lekki jak piórko - westchnął uważając bym nie spadł. Miałem mu już odpowiadać, ale w tym samym momencie usłyszałem jak na niebie wiruje helikopter.

<Leon? :3 Wsparcie przyleciało by nas zabrać xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz