Wracałem właśnie od ojca do obozu by odpocząć chociaż kilka minut. Ciągle misje i brak przerwy na posiłek sprawiały, że mój organizm wyniszczał się coraz bardziej. Kiedy tata zobaczył mnie dzisiaj rano to wydawało mi się przez chwilę, że nieco pobladł. No... Nie wyglądałem najlepiej, ale to nie powód do paniki! Zawsze jakoś się z tego wylizywałem to wyliże i teraz. Wracając do tego co robiłem w Duchach to miałem przynieść jakieś tam dokumenty, bo Ericowi jakoś nie chciało się ruszyć dupy przez zaspy więc wykorzystał mnie - "biednego" szpiega. Zresztą nie ma co narzekać... Gdybym trafił na początku apokalipsy do Trupów czy Demonów to pewnie padłbym już w pierwszym tygodniu służby. Przynajmniej miałem z tego jakąś dodatkową przyjemność, a mianowicie napiłem się swojego ulubionego soku oraz dostałem swój ulubiony obiad, na który w Śmierci niestety nie miałbym czasu. Wiecie nie lubię odmawiać ludziom jeśli mnie o coś proszą... Wiem, że powinienem spędzać czas z rodziną, ale często chcieć nie idzie niestety w parze z móc.
Szedłem już tak z dobrą godzinę próbując nie zapadać się w zaspach aż tu nagle kilka metrów przede mną ujrzałem jakiś ruch. Jakaś ciemna masa wierciła się w miejscu jakby z kimś walczyła bądź z czymś walczyła. Nie wiedząc za bardzo co się dzieje postanowiłem tam podejść nieco bliżej by móc przyjrzeć się temu zjawisku. Kiedy tylko przyczaiłem się przy najbliższej, wysokiej, śnieżnej górce, zobaczyłem psa, którego łapa była uwięziona w pułapce na niedźwiedzie. Ogromne szczęki zaciskały się na niej dość mocno dlatego trzeba było działać dość ostrożnie by jeszcze bardziej nie uszkodzić jego mięśni oraz kości, które mogły spowodować zwierzęciu stałe kalectwo. Miałem już podchodzić nieco bliżej do grenlanda, ale w ostatniej chwili zauważyłem, że psisko jest dużo większe niż reszta jego rasy. Miał czerwone ślepia, które niebezpiecznie błyskały białym białkiem, a wilcza sierść wyglądała na nim niczym igły, lecz wątpię, żeby kuły... Pewnie to efekt jedynie zaniedbania, ale kto wie. Chwile myślałem nad tym czy pomóc dzikusowi, ponieważ mógł mnie zaatakować, a co za tym idzie rozszarpać w każdej chwili. W końcu po szybkim namyśle stwierdziłem, że raz kozie śmierć... Wyszedłem powoli z kryjówki by nie wystraszyć jeszcze bardziej grenlanda, który tylko widząc moją rękę próbującą dotknąć metalowych szczęk skulił momentalnie ogon próbując mnie odstraszyć, ale coś mu marnie szło.
- Spokojnie mały - rzekłem cicho obniżając nieco barki tak jak zawsze robi to moja siostra przy koniach by pokazać mu, że jestem nie groźny - Pomogę ci... - dodałem jeszcze głaszcząc go po jego miękkim futrze. Tak jak mi się zdawało... To tylko zmyłka by odstraszyć inne drapieżniki i z zaniedbania. Jakby się go wykąpało to byłby puszysty jak reszta przedstawicieli jego gatunku. Wiedząc, że psiak cierpi, od razu zająłem się pułapką przy której musiałem nieco pomyśleć. Jeden zły ruch a pies będzie musiał mieć amputowaną nogę więc lepiej zrobić to nieco wolniej niż na łapu capu. Po chwili myślenia, jakoś rozwarłem szczęki, z których pies z automatu wyciągnął kończynę zaczynając ją wylizywać jak to mają już psy w zwyczaju. Ignorując go chwilowo, zamknąłem na nowo tamto żelastwo by nie sprawiało już nikomu kłopotów, po czym wyrzuciłem je w sam środek jednej z zasp. Teraz czas na wilczaka - pomyślałem wyjmując bandaż z kieszeni płaszcza. Pies był nieco lękliwy, lecz na szczęście po kilku łagodnych ruchach mi zaufał. Nie czekając potem ani chwili dłużej zacząłem go szybko opatrywać - Możesz już iść - stwierdziłem widząc jak olbrzym staje na wszystkich czterech łapach. Sięgał mi aż do brzucha więc pewnie nie miałbym szans jakby się to coś na mnie rzuciło! Chciałem się już odwrócić i czmychnąć do obozu, ale w tedy mutant pociągnął mnie za płaszcz zaczynając łasić się wdzięcznie do moich nóg - Też mi było miło - rzekłem drapiąc go za uchem i stawiając pierwszy krok w stronę obozu, lecz on nie zamierzał mnie opuścić. Eh... I tak zawsze chciałem mieć psa - przeszło mi przez myśl patrząc w jego wielkie czerwone, pełne radości oczy - No to chodź - uśmiechnąłem się delikatnie - Nazwę cię Hunter... Hunter to łowca, a twoi przodkowie byli używani do polowań - dodałem sam dla siebie pozwalając wrócić mu ze mną do obozu. Nie chcąc robić ogromnej sensacji, wślizgnąłem się wraz z wilczakiem przez sekretne wejście i jakoś dotarłem do pokoju gdzie moja narzeczona dostała prawie zawału, a córka cieszyła się jak głupia powtarzając ciągle słowo "cinka" co chyba miałem rozumieć jako "psinka". Pomimo początkowego sprzeciwu Alice Hunter został z nami, ponieważ moja kobita dała się też oczarować temu psu. Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie gdy miłość mojego życia pozwoliła mu spać na naszym łóżku. Pchlarz był w niebo wzięty za to mi zdawało się, że mój kręgosłup zaraz pęknie. Trzeba go nauczyć spać w innej pozycji - pomyślałem budząc się w nocy oraz widząc jak brunetce jest cieplutko przez nowe ogrzewanie.
~Biere psa! xd ~Reker aka Kias
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz