sobota, 6 stycznia 2018

Od Detlefa "Zmutowany Pies"

Misja była prosta. Unieszkodliwić, dowiedzieć się co oni tutaj robią, zabić i okraść. Cóż... drugie mi nie pykło, a ostatnie nie było moim rozkazem, ale dodałem je od siebie. Możecie mnie nazwać "hieną cmentarną", ale do ogólnej liczby zabitych przeze mnie osób tym razem byłem bardzo uprzejmy.
Spaliłem ich ciała, aby nie mogli wrócić jako chodzące trupy. Dla mnie to największa oznaka dobroci jaką można otrzymać w dzisiejszym świecie. Oczywiście w grę wchodzi też darmowy sex w burdelu. Popyt na niego jest, a jaki! Tylko podaży nie ma...
Nie rozbierałem ich oczywiście do rosołu, ale zdjąłem to co musiałem, aby pobrać zapasy. Na swoich ubraniach mieli szare naszywki z symbolem biohazardu. Wszystko wskazywało na to, że byli to Przemytnicy. Co oni tu robili? Może następnym razem zamiast strzelania zacznę najpierw zadawać pytania.
Z ich tajemniczej misji pozostała tylko karteczka z kilkoma słowami zapisanymi czarnym markerem: "Zebrać, zabezpieczyć i dostarczyć do laboratorium: mandragora i aloes". Misję naprawdę mieli szlachetną, tylko szkoda, że zapuścili się tak daleko od swojego terenu.
Właśnie wracałem do katakumb Niagara Falls, gdy usłyszałem wołanie, które przerodziło się w skowyt. Nie było to jednak nawoływanie do walki, tylko zawodzenie. Po chwili poszukiwań zlokalizowałem źródło dziwnych odgłosów. Była to drewniana chatka, która stała samotnie obok popękanej i zarośniętej trawą drogi.
Poszedłem sprawdzić owe dźwięki. Gdyby Evans dowiedział się, że przechodziłem obok potencjalnego zagrożenie do obozu i nic z nim nie zrobiłem to najpewniej by mnie zajebał.
Gdy uchyliłem drzwi chatki ujrzałem ruszające się prześcieradło. W pierwszej chwili zastanowiłem się, czy nie postradałem wszystkich zmysłów, ale potem przypomniałem sobie, że żyję w postapokaliptycznym, radioaktywnym świecie i ruszające się prześcieradła to najmniejszy problem.
Nie mogłem się powstrzymać i ściągnąłem prześcieradło, by dowiedzieć się co jest pod nim. Ku mojemu zaskoczeniu był to wiercący się Rottweiler, który zaplątał się w wielką sieć. Nie przesadzę z twierdzeniem, że była tak duża, że można by w niej niedźwiedzia złapać.
Rottweiler też był ogromny. Nie zdziwiłbym się, gdyby był zmutowany. Był koloru czarnego i miał brązowy pysk i łapy. Taki typowy piesek, w którego paszczy zmieściłaby się cała moja niemiecka głowa.
- Kogo my tu mamy. Einen Spion (Szpiega)! - zażartowałem sobie
Psu nie spodobał się mój żart i zaczął nerwowo warczeć.
- Beruhige dich bitte (Uspokój się). Po pijaku opowiadam lepsze kawały. - pies przestał warczeć, teraz tylko z obnażonymi kłami patrzył na mnie. - Pewnie chciałbyś, żebym cię uwolnił, co? - pies nie odpowiedział.
Popatrzyłem na niego i stwierdziłem jedno. Dopóki stworzenie na tym świecie ma siłę, by polować, to niech poluje albo zostanie upolowane, a nie ma zdechnąć z głodu w jakieś siatce. Wyjątek od reguły oczywiście stanowią Ruscy.
- Gut (dobrze), ja cię uwolnię, a ty pobiegniesz do swojej suki, zrobisz parę małych szczeniaczków i przy okazji nie użresz mi ręki. Einverstanden (Zgoda)? - pies nie odpowiedział.
Westchnąłem i wyciągnąłem z kieszeni Erikę - moje sztyletopodobne coś. Gdy zbliżyłem ją do psa zaczął nerwowo warczeć, ale poczekałem tak długo, aby mógł się poczuć komfortowo i poczuć, że nic złego mu pierwszy nie zrobię.
Zacząłem przecinać siatkę i przy okazji patrzyłem na moją ręką, tak jakbym miał zaraz ją stracić. Po przecięciu więzów wstałem, a pies Rottweiler mógł w końcu wstać na 4 łapy. Spojrzałem mu w oczy i powiedziałem:
- Teraz każdy z nas pójdzie w swoją stronę i nic drugiemu nie urwie.
Pies tylko patrzył na mnie swoimi dużymi oczami i wywalonym na zewnątrz językiem. Po chwili na mnie skoczył. Skurwysyn. Ludziom ciężko jest zaufać, a co dopiero psu. Zasłoniłem twarz ręką, aby nie miał dojścia do mojej twarzy, ani szyi, tylko jak już ugryzł moją rękę, a ja drugą ręką macałem podłogę w poszukiwaniu Eriki.
Już zacisnąłem zęby i byłem przygotowany by odczuć ból, gdy to się stało. Nic. Zamiast bólu poczułem jak coś lepkiego, szorstkiego liże moją rękę. Wszystko wskazywało na to, że pies zamiast mnie rozszarpać zaczął mnie.... lizać? Śmieszne to uczucie.
- Genau! Genau! (Wystarczy! Wystarczy!) - mówiłem z uśmiechem na ustach, gdy nie przestawał mnie łaskotać językiem - W niektórych miejscach mam skórę i nie chcę, żeby pachniał jakimś dzikim psem. Co powiedzą o mnie dziwki w burdelu?
Łaskotki, dziwne uczucie. Tak dawno już ich nie czułem...
Wstałem, schowałem wszystkie bronie w przeznaczone na nie kabury i kontynuowałem monolog z psem:
- No. No i co? - patrzył na mnie dalej swoim psim uśmiechem. - Fajnie było, ale wzywają mnie obowiązki, dziwki i rozkazy szalonego przełożonego. Także ten... Auf Niesehen (Lekka gra słów z mojej strony 'Do Niezobaczenia'), Hau ab (Spadaj)!
Wyszedłem z domku i skierowałem się w stronę katakumb Niagara Falls. Już drugi raz w ciągu godziny. Szedłem zdecydowanym krokiem, aby zdać raport Evansowi.  Szedłem dopóki coś nie zaczęły dreptać koło mnie. Był to dopiero co poznany mi pies. Odwróciłem się do niego:
- Wiesz co? Nazwę Cię 'Fieber'. Bo jesteś jak gorączka i nie odpuszczasz. - popatrzył na mnie i lekko przechylił głowę. - To teraz możesz sobie pójść. - on dalej nigdzie się nie wybierał i tylko na mnie patrzył. - Gut... Odprowadzę cię do najbliższego zakrętu, ale ani metra dalej! - pies szczeknął na znak zgody.
***
Nie poszedłem do Niagara Falls. Krążyłem w kółko i przez dwie godziny kręciłem po okolicy z moim nowych znajomym. Przez chwilę wydawało mi się, że skierowałem się za bardzo na wschód od Buffalo i niebezpiecznie zbliżyłem się do neutralnego obozu, ale było to tylko przesadzone przeczucie. Chyba.
- Wirklich (Naprawdę)! Ojciec czasami zabierał mnie na wystawę psów i widziałem tam, że człowiek i pies mogą stworzyć naprawdę zgrany duet. - przez cały ten czas opowiadałem Fieberowi nieśmieszne żarty i historie z mojego dzieciństwa. - Sehen Sie (Zobacz)! - podniosłem pobliski patyk i rzuciłem go w dal.
Pies bez namysłu rzucił się za nim. Po chwili wrócił z patykiem w ustach.
- Ja! Guter Hund! Noch einmal! (Dobry pies! Jeszcze raz!). Teraz będzie jeszcze dalej. - rzuciłem mocno patyk w pobliskie krzaki, aby zobaczyć jak mój towarzysz radzi sobie w trudniejszym terenie.
- Und wie? (I jak?) - spytałem z uśmiechem na uśmiechem na ustach. Muszę chyba zacząć się częściej uśmiechać.
Do moich uszu dobiegł tylko jeden odgłos. Który od razu zmroził mi krew w żyłach, a moje źrenice się zwężyły. Było to skomlenie.
Pognałem ile tylko miałem tchu w stronę jego źródła. Moim oczom ukazał się tylko leżący Fieber i pułapka zatrzaśnięta na jego tułowiu. Krew zaczęła się z niej obficie lać. A ja stałem tylko jak wryty.
- Coś się w końcu złapało! - krzyknął ktoś z krzaków, a po chwili wyłonił się z nich chuderlawy staruszek z postępującą łysiną. - W czym mogę Panu służyć? Jak Pan chce to mogę odstąpić kawałek mięsa. Jest to duży pies, to i mięsa będzie dużo! - uśmiechnął się do mnie swoim niepełnym uzębieniem.
- Nein, nein, nein! Du Idiot! Warum hast du das getan!? (Nie, nie, nie. Dlaczego to zrobiłeś?) - każde moje słowo było wypowiadane jak strzał z karabinu.
- Nie rozumiem... To Pana pies? Przepraszam, jestem głodny, już od paru dni.
- Du hast Hunger (Jesteś głodny)? - spytałem ironicznie. - Du hast Hunger! - wyciągnąłem szybko mój karabin Helgę i ją przeładowałem. - Bitte schön Ficker! - wycelowałem nakarmiłem go nabojami.
Gdy zabrakło mi już naboi w magazynku, a jego głowa przestała mieć okrągły kształt głośno westchnąłem i podszedłem do ledwo już dyszącego psa. Mogłem szczerze stwierdzić, że topił się we własnej krwi. Z tego już się raczej nie wyliże.
Wyciągnąłem szybko mój pierwszy pistolet Ingrid i wycelowałem w głowę umierającego psa.
- Schlaf gut, Freund (Śpij dobrze przyjacielu).
Pociągnąłem za spust, uwolniłem go z pułapki i spaliłem ciało. Widać tylko tyle mogłem dla niego teraz zrobić.
Skierowałem się w kierunku Niagara Falls i przypomniałem sobie dlaczego już się nie uśmiecham. Gdy samotna łza wypłynęła z moich suchych oczu wciągnąłem troszkę Złotego Pyłu i zacząłem się zastanawiać do której dziwki dzisiaj pójdę.
~150 pkt ~Reker

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz