czwartek, 11 stycznia 2018

Od Erica cd. Emmy

Minęło sporo czasu... Ostatnio miałem nieco mniej na głowie dlatego mogłem pozwolić sobie na nieco dłuższe przebywanie na zewnątrz czy też z rodzinom. Chris rósł mi jak na drożdżach, a co za tym idzie, było przy nim też więcej roboty niż zwykle. Odkąd zaczął raczkować, zaczyna patrzeć by broić... W świecie apokalipsy istnieje coraz więcej niebezpiecznych rzeczy więc jeśli go dobrze nie przypilnuję z narzeczoną to stanie się nie daj Boże jakieś nieszczęście. Byłem właśnie z Loganem czyli bratem Emmy na placu starając im się jakoś wytłumaczyć uczniom działanie broni. Była to część tych dzieciaków, która nie zdała egzaminu i musiała powtarzać klasę. Gdy inne dzieciaki miały wolne, oni musieli zakuwać do egzaminów oraz wstawać wcześnie rano do "szkoły" na zajęcia. Nauczyciele pewnie starali umilić im jakoś czas, ale co to za wakacje kiedy trzeba się uczyć? No właśnie... Kiedy widzieliśmy po młodych, że są już zmęczeni, postanowiliśmy zrobić nieco dłuższą przerwę by mogli się najeść oraz napić. Mieliśmy spotkać się w tym miejscu za jakieś czterdzieści pięć minut więc mogłem w tym czasie porozmawiać z chłopakiem, który zachowywał się od dawna jakoś dziwnie. Nie potrafił się na niczym skupić oraz wyglądał na strasznie smutnego.
- Co jest? - zapytałem zatrzymując go przed wróceniem do swojego pokoju, z którego zapewne by nie wrócił.
- To nic... - westchnął w odpowiedzi opierając się o podniszczony płot - To nic... - powtórzył sam nie wiedząc czy ma wierzyć w to o czym myśli.
- Nie gadaj głupot tylko mów - pogoniłem go z niezadowoloną miną, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No... - bardzo wahał się czy ma mi powiedzieć o swoim problemie - Wczoraj spóźniłem się na kolację, bo tłumaczyłem Merickowi i Eliasowi pewne zadanie... Matka się na mnie bardzo zdenerwowała, bo to nie był pierwszy raz kiedy to zrobiłem i powiedziała, że jestem z przypadku... Chciała usunąć ciąże, ale ojciec ją jakoś powstrzymał... Nigdy mnie nie chciała - wyjawił w końcu przecierając dłonią twarz by nie ukazywać niechcianych emocji. Wiedziałem, że go to bardzo boli, ale w takiej sytuacji zwykłe "przykro mi" czy też "będzie lepiej" nigdy nie wystarczy.
- Logan wiem, że cierpisz, ale ojciec cię kocha i nie da cię nikomu skrzywdzić... Zawsze był i będzie po twojej stronie - stwierdziłem na co ten pokiwał niepewnie głową spoglądając w stronę lasu.
- Skoro mnie nie chciała to mogła mnie oddać do sierocińca... Tak by było najlepiej... Wzięliby Emmę i byłoby dla wszystkich dobrze... Ona uczyła się o wiele, wiele lepiej ode mnie... Nie mieliby żadnych kłopotów... Wszyscy byliby zadowoleni gdybym się nigdy nie urodził - szepnął cicho ostatnie pięć słów po czym odszedł w stronę budynku zostawiając mnie samego. Wiedząc, że z dzisiejszego treningu młodziaków będą już nici, kazałem przez szpiegów powiadomić o tym rodziców dzieciaków. Sam miałam już wracać do dokumentów, ale zauważając nagle jak Diablo kręci się w okół Emmy nie pozwalając jej odejść, szybko zmierzyłem w tamtym kierunku, ale konisko jak zwykle się mnie nie bało. On się zresztą niczego ani nikogo nie boi... No... Odczuwa tam jakiś przede mną respekt, ale wie, że wpierdolu ode mnie i tak nie dostanie.
- Diablo spokój - mruknąłem na ogiera łapiąc go za kantar na co ten stanął w miejscu jak słup soli - Nic ci nie zrobił? - zapytałem głaszcząc anglika po łbie.
- Nie - wypaliła od razu - To twój koń? - spytała z lekkim zawahaniem bojąc się, że na nią nawrzeszczę co wywnioskowałem po jej postawie ciała.
- Tak... Diablo... Jest rasy angielskiej - odpowiedziałem jej ze spokojem - Lubi broić i utrudniać życie jak mu się nudzi - wyjawiłem jeszcze przez co karus zarżał niezadowolony zarzucając nieco głową do tyłu - A ty się tak nie popisuj, bo nie dostaniesz owsa grubasie - mruknąłem na niego dzięki czemu hrabia został urażony jeszcze bardziej.
- Chyba nie lubi jak go tak nazywasz - zauważyła wpatrując się ciągle w zwierze, które biło w śnieg kopytem próbując udawać strasznego i niedobrego ogiera.
- On wielu rzeczy nie lubi - westchnąłem wyjmując z kieszeni płaszcza marchewkę, którą zacząłem wodzić mu przed nosem. Kiedy tylko zauważył dobrą okazję, od razu kłapnął zębami prawie pozbawiając mnie palca - Grubas... - mruknąłem na wierzchowca, który spałaszował całe warzywo - Mogę cię o coś poprosić? Twój brat... Logan... Nie będę owijał w bawełnę... Potrzebuje twojego wsparcia, dowiedział się, że jest z przypadku... Bardzo to przeżywa - mówiłem bardzo cicho by nikt inny nas nie usłyszał - Pomożesz mu?

<Emma? :3 Pomożesz braciszkowi? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz