W skali od jeden do dziesięć jak bardzo byłem wczoraj zmęczony? Z pewnością jedenaście. Zasnąłem wczoraj na biurku przy kawie, która wystygła i śmierdziała jak cholera. Nieco się obwiniałem, że przez swoją głupotę nie poszedłem tak jak zawsze do syna, ale cóż... Człowiek uczy się na błędach. Kiedy jakoś się ogarnąłem oraz zjadłem śniadanie, na które stety bądź niestety miałem chleb z masłem postanowiłem w końcu iść do Brajana, który pewnie strasznie się nudził. Nie zabraniałem mu wychodzić na dwór i bawić się z innymi dziećmi, ale mały chyba zbyt dosłownie odebrał w tedy tamten dzień gdy bardzo oddalił się od obozu. Nie chciałem by się bał... Chciałem by po prostu był bezpieczny. Ech... Obym wszystkiego znowu nie popsuł - pomyślałem sobie wchodząc do pokoju małego. Już miałem się witać ze swoi synkiem, ale wtem zorientowałem się, że go nie ma. Z początku mnie zatkało i nie potrafiłem się ruszyć z miejsca, ale w końcu jakoś się przemogłem, zamknąłem drzwi oraz poszedłem go szukać. Przecież nie mógł oddalić się nigdzie daleko... Boże dlaczego ja tak panikuję? Mam mądrego dzieciaka to sobie poradzi. Chyba zaczynam przejmować babskie cechy opiekuńcze - przeszło mi przez myśl gdy kroczyłem długim korytarzem sprawdzając po drodze wszystkie kąty i magazyny, w których mógł się ukryć Brajanek. Byłem już w połowie drogi do schodów aż nagle o moje nogi obiła się moja zguba. Widząc jaki jest przestraszony, odruchowo zmarszczyłem na to wszystko brwi. Nie wiedziałem skąd wynika jego zachowanie i już miałem się odzywać, ale w tedy zza zakrętu wyszedł Andrew na co młody schował się za moimi nogami przyczepiając tym samym do mej prawej łydki.
- Andrew? - zapytałem przyjaciele na co ten jedynie westchnął i podszedł bliżej.
- Przepraszam Eric... Nie chciałem go wystraszyć - odpowiedział mi krzyżując ręce na piersi - Myślałem, że się zgubił i chciałem go do ciebie odprowadzić. Miałeś wczoraj tyle na głowie, że pewnie jak zwykle zasnąłeś przy tych papierach - burknął na mnie ganiąco, że jak zwykle się nie oszczędzam.
- Ktoś to musi robić... - stwierdziłem głaszcząc syna po głowie by się uspokoił - Kochanie ten pan ci nie zrobi nic złego. To mój przyjaciel a twój wujek - wyjaśniłem mu na co młody spojrzał niepewnie na blondyna, który uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Nie bój się mały - ukucnął blisko niego dając mu do ręki cukierka o smaku toffi - Nie skrzywdzę cię - dodał jeszcze czochrając go po włosach na co jakoś się uspokoił - Muszę iść przygotować materiały poprawkowe dla dzieciaków... Do zobaczenia! - dodał na koniec wymijając nas ze spokojem.
- I co? Taki straszny? - uśmiechnąłem się do syna biorąc go na ręce.
- Trochę - szepnął cicho patrząc kątem oka za oddalającym się mężczyzną. Chciał już coś dopowiedzieć, ale w tej samej chwili wtrąciło się burczenie w brzuchu malucha.
- Głodny? - spytałem spokojnie głaszcząc go po głowie tak jak lubił - Pewnie na obiad zrobili już coś dobrego - stwierdziłem zaczynając kierować się w stronę stołówki. Dla Brajana może i to było bardzo skomplikowane, ale dla mnie, jeśli łaziłem tymi korytarzami już od pięciu lat wszystko było zrozumiałe - Powiesz tacie co robiłeś jak taty nie było? Przepraszam, że wczoraj nie przyszedłem, ale miałem dużo spraw na głowie... Pokażę ci później gdzie mam gabinet byś mógł przychodzić do mnie kiedy ci się tylko zachce dobrze?
<Brajan? :3 Na obiad xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz