Oparłem głowę o zimną betonową ścianę i spojrzałem w niebo. Gdy dojrzałem gwiazd, przypomniało mi się, jak wraz z rodziną obchodziliśmy święta. Co prawda w Rosji jest nieco inaczej, jednak amerykańskie zwyczaje od razu weszły mi w krew. Przypomniała mi się twarz matki, na co na mojej twarzy zawitał niemrawy uśmiech. Zamknąłem oczy. Poczułem, jak całe moje ciało się rozluźnia. Z daleka mogłem wyglądać na mocno skacowanego, jednak takiego błogiego stanu, nie osiągnąłem już od dłuższego czasu. Powoli wdychałem i wydychałem powietrze przez nos, co jakiś wypuszczając powietrze ustami, by widzieć, jak zamienia się w parę i lekko unosi ku górze. Nie mogłem tu przesiedzieć nocy. Po pierwsze trzeba było znaleźć schronienie, co nie było trudne. Pierwsze lepsze drzewo i już jest dojście do mało dostępnego mieszkania!
Szybkimi, zwinnymi ruchami wdrapałem się na drzewo i po jakiejś grubszej gałęzi, poszedłem do najbliższego balkonu. Z wejściem nie było problemu, bo w całym bloku, tak czy siak, okna były powybijane. Wlazłem do środka i automatycznie rozejrzałem się po całej dostępnej przestrzeni. Nikogo i niczego nie było. Zrobiłem jeszcze tylko małą barykadkę i spokojnie osunąłem się wzdłuż ściany. Twarz zwróciłem w stronę ściany i znowu spoglądałem w niebo. Miałem dość tego wszystkiego, czy takie życie ma sens? Ciągła ucieczka, walka i śmierć! Błędne koło niszczące psychiki biednych, delikatnych ludzi, którzy od razu zdziczeli i zapomnieli, co znaczy człowieczeństwo. Teraz znowu rządzi, silniejszy i lepszy. Ludzie zbierają się stada, jak durne zwierzęta, a przecież nie po to ewolucja obdarowała nas taką inteligencją! Można by było coś poprawić, w ogóle zapobiec temu wszystkiemu, jednak jak sprzeciwić się wielkiemu imperium, gdy jesteś jedynie szarym obywatelem?
Westchnąłem i wstałem, podchodząc do okna. Powoli zrobiłem parę wdechów i wydechów, po czym opierając się na łokciach, z przechyloną głową, obserwowałem okolicę.
Dosłownie czułem, że wariuję! Musiałem coś zrobić, otworzyć w końcu jadaczkę do jakiegoś innego człowieka, napić się z kimś, czy chociażby znowu odeprzeć jakiś atak! Rozejrzałem się dokładniej po mieszkaniu. Było naprawdę ładne! Właściciele mieli gust! W oczy rzuciła mi się komoda, na której stało jakieś zdjęcie w ramce i parę świeczek. Podszedłem bliżej i zacząłem grzebać w szufladach. Nie było tu za dużo przydatnych rzeczy. Jakieś kable, stare zeszyty, puste pudła, kredki, małe książki i więcej zdjęć. Przez moją głowę przeszła naprawdę dziwna myśl, a dokładniej zrobić moją ukochaną rodzinę i urządzić uroczystą kolację w mieszanym stylu.
***
Po jakimś dość długim czasie przygotowań skończyłem. Dumny usiadłem na podłodze i zapaliłem ostatnią świecę. Popatrzyłem na moich kartonowych krewnych. Byli tu wszyscy, których kochałem, pomimo tego, że nienawidziłem ich podejścia do życia i niektórych reguł, kochałem ich! Matka, ojciec i siostra z bratem. Prezenty były niepotrzebne. Poczułem się spełniony. Znowu naszło mnie na wspominki i dałem ponieść się chwili. Nadal zastanawiało mnie, co tak naprawdę się z nimi stało. Mogłem się z nimi kontaktować jedynie, 2 razy w miesiącu, a jak w życie zaczął wcielać się piekielny plan, kontakt się całkowicie zerwał. Może żyli? Schronili się w Kazanskim metrze? Albo wyruszyli do Moskwy? Może pozostali w domu i zostali zabici przez spuszczone bomby? Odpędziłem od siebie dręczące myśli i wróciłem do obrzędu.
Po dłuższym czasie gadania do kartonów, które niesamowitym sposobem odpowiadały, zacząłem się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego, jednak nie doszedłem do żadnego wniosku.
-Jestem normalny!-Powtarzałem sobie w myślach, by nie martwić rodziny moimi problemami.
~100 pkt leci na twoje konto :) ~Reker
~100 pkt leci na twoje konto :) ~Reker
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz