niedziela, 31 grudnia 2017

Od Ruslana cd Reker

Przez całe przesłuchanie czułem się mniej więcej tak. Chłopaczek, który przez cały czas chciał wyciągnąć ze mnie informacje, robił to tak nieudolnie, że od czasu do czasu chciało mi się śmiać. Jednak niestety też od czasu do czasu do śmiechu nie było. Na szczęście dałem radę i nie traciłem mojego świętego opanowania, jednak było blisko. Nie lubię być krojony, zresztą kto lubi? Nie dość, że czujesz ten promieniujący ból, to jeszcze nie możesz z tym zrobić.. A nie możesz! Wystarczyłoby wyśpiewać im wszystko, jednocześnie podając swój obóz na tacy, po czym, tak czy siak, zostać zabitym, czy to nie lepsza opcja? (Sarkazm, dla niekumatych). Nie chciałem mu nic mówić. Nawet nie dlatego, że byłem wierny swojemu obozowi, chociaż to i tak, po dość krótkim czasie było ważnym czynnikiem, ale dla samego mnie, po prostu nie chciałem dać się złamać. Zawsze lubiłem i często pakowałem się w kłopoty, urozmaicać sobie od czasu do czasu życie nie jest czymś złym, a widząc jakie miękkie fryty tutaj są, to na pewno by nie nie zabili. Po samej ucieczce z pokoju utwierdzili mnie w tym jeszcze bardziej. Ciśnienie porządnie skoczyło mi dopiero przy tym, jak nieznajomy chwycił za strzykawkę. Była fioletowa, więc nie było za dobrze. Tam, gdzie ja chodziłem do szkoły wojskowej, oznaczała tylko szybką śmierć. Z najprawdziwszymi męczarniami. Moim ciałem wstrząsnął strach, który na szczęście szybko stłumiłem, jednak gdy chłopak zaczął mówić coś do mnie w niezrozumiałym języku, to uczucie znowu przybrało na sile. Koniec końców wstrzyknął w moją szyję nieznaną substancję, a ja nie czułem zupełnie niczego, nawet ukłucia. Najwidoczniej zbytnio sparaliżował mnie strach, żebym mógł cokolwiek zrobić, tak zwanie "odłączył mi mózg". Mój wzrok po prostu się wyłączył, automatycznie dezaktywując całe moje ciało.
Znowu się obudziłem, tym razem z potężnym bólem głowy. Zawyłem cicho, po czym znowu zacząłem szamotać się w sznurach, które za nic nie chciały się poluzować. Nieco zły, przestałem i spojrzałem wprost przed siebie.
-Znowu ty..-wychrypiałem, przez zeschnięte gardło i odkaszlnąłem- Może dasz sobie spokój co?-powiedziałem, patrząc mu się prowokująco w oczy, chciałem mu pokazać, że może i miał przewagę fizyczną, jednak pod względem psychicznym to ja byłem tu górą. A taka przewaga to nie byle co, można zdziałać nie raz o wiele więcej! Chciałem podsunąć mu kolejny wspaniały pomysł, jednak gdy tylko nabierałem powietrze, by coś powiedzieć, ten tylko wymierzył mi cios w twarz.
-Pogódź się z tym, że ze mną nie wygrasz..-podsumowałem, jedynie i siedziałem już cicho, tępo wpatrując się w sufit. W sumie naprawdę nie wiedziałem, czego on się spodziewał.. Myślał, że postraszy mnie jakimiś śmiechu wartymi bzdetami i już? Chyba jest jeszcze większym idiotą, niż myślałem.
Nagle spadła na mnie salwa bólu i pomimo starań pokazałem to po sobie, a nawet dość głośno jęknąłem. Najwidoczniej środek, który podał mi ten koleś, również zadziałał na odczuwanie bólu, a teraz przestał działać.
-Boli co?-zapytał chłopak, odwracając się, gdy tylko mnie usłyszał. W tej chwili wyglądał, jakby karmił się moim bólem, a co najmniej to, że go odczuwam, sprawiało mu niesamowitą przyjemność.
-No rejczel! Chyba pękła mi ręka i pociąłeś mnie nożem.. Więc, skąd to głupie pytanie?-zapytałem idealnie, odgrywając bezczelnego hipokrytę, a wściekłość chłopaka teraz mi sprawiła dużo przyjemności.
-Do czego ty zmierzasz, powtórz jeszcze raz?-zapytałem po chwili ciszy.
-Gówno cię to obchodzi! Twoja godność?-rzucił już znowu nieco zmęczony. Najwidoczniej nerwy mu nie sprzyjały, jednak ja nie zamierzałem się nad nim litować, miał nade mną zbyt dużą przewagę. Gdyby chociaż ten głupi sznur się poluzował, to może udałoby mi się cokolwiek zrobić.. Przecież nie będą mnie tu trzymać, bóg wie ile, a już o całodobowym pilnowaniu pewnie też nie pomyślą, mam przynajmniej taką nadzieję. Na pomoc od obozu nie miałem co liczyć, szczwane z nich bestie, każdy musi radzić sobie sam.
-Руслан Резнов!-odpowiedziałem z życiem, jednak z takim rosyjskim akcentem, żeby nic nie zrozumiał.
-No tak, wy Ruscy i te wasze pojebane imiona! Jaśniej!-ryknął, przybliżając się do mnie, jakby to miałoby mi pomóc usłyszeć jego przepiękne wrzaski.
-Ruslan!-rzuciłem i widząc, że ten szuka kontaktu wzrokowego, zwróciłem głowę w jego stronę i znowu zacząłem patrzyć się mu w oczy, w tym "moim" prowokacyjnym stylu, a do tego jeszcze minimalnie uśmiechnąłem się, czując początkowy smak zwycięstwa.
Chłopak tylko zacisnął pięści i bez słowa wyszedł z pokoju.
-Niech moc będzie z tobą!-krzyknąłem za nim, jednak drzwi były już prawie zamknięte i mógł nie usłyszeć, a szkoda.
Nie trzeba było długo czekać na kolejnego upośledzonego kolesia. Przyszedł po jakichś 50 sekundach i na dzień dobry dał mi w ryj. Lekko potrząsłem głową, nie spodziewałem się tego, w sumie powoli zaczynałem czuć się bezkarnie.
-Nie na mojej warcie śmieciu!-syknął i stanął w koncie.
Po nieco dłuższym czasie zauważyłem, że nic ode mnie nie chce, znowu zaskoczenie.
-Coś taki cichy?-zapytałem, jednak ten ani drgnął- Nie chcecie mnie już przesłuchiwać? No chłopaki cienko! Naprawdę tu jest potrzeba stanowcza ręka Ruska!-skwitowałem, a tamten tylko spojrzał na mnie jak na idiotę. Znowu zacząłem się wiercić, z początku dość spokojnie, jednak strażnik tak bardzo zajęty był olewaniem mnie, że chyba nawet tego nie widział. Starałem się być bardzo cicho, jednak gdy tylko wydałem jakiś głośniejszy dźwięk, od razu zagadywałem, by nie wzbudzać jakichś większych podejrzeń. Wszystko szło bardzo powoli, nawet zacząłem tracić nadzieję. Jednak.. Tak! W końcu się udało! Sznur znacznie poluźnił się i nagle poczułem, jak moja krew zaczyna szybciej płynąć, w zdrętwiałych miejscach.
-Dlaczego mnie po prostu nie zabiją?-nagle przeszło mi przez myśl. W sumie to było to naprawdę dziwne.. Tylko się ze mną bawili, czy Trupy skrywają naprawdę takie tajemnice, że złapanie ich członków jest na wagę złota? Może nie o to chodziło, a po prostu tak jak myślałem, są za miękcy, jednak to by było jeszcze dziwniejsze. W tych czasach i takie słabości? Nie przeżyliby, gdyby to było prawdą, słabi nie przeżywają..
Gdy w końcu uporałem się ze sznurem i sprawiałem tylko pozory związanego, lekko wstałem, podnosząc z sobą krzesło i przybliżyłem się do stołu, na którym leżały wszystkie potencjalnie przydatne przedmioty. Niestety zbyt skupiłem się na cichym przedostaniu do stołu i nawet nie zauważyłem, że strażnik mnie przyuważył. Szybko zerwałem się z miejsca i chwyciłem pierwszą lepszą rzecz. Bez zawahania się zaatakowałem. Skoczyłem na niego z jakimś dziwnym, twardym, jakby patykiem i zacząłem go okładać. Chujowszej broni chyba nie mogłem wziąć.. Strażnik złapał za krzesło i jednym uderzeniem zmiótł mnie z nóg. Uderzyłem głową o ścianę i świat lekko zawirował. Mężczyzna szybko odrzucił krzesło i złapał mnie za nadgarstki, próbując przykuć do ziemi.
-Dlaczego ten pojeb nie krzyczy?-pomyślałem szybko, po czym zacząłem się z nim siłować. Widząc, że nie mam szans, plunąłem mu w twarz, niczym żmija, przez co udało mi się go osłabić i korzystając z tych cennych ułamków sekundy, rzuciłem się na niego i ugryzłem go z całych sił w okolicy szyi. Strażnik zaczął się wydzierać, jakby właśnie go oskórowali, a ja w ustach poczułem smak krwi. Poczułem obrzydzenie, jednak nie zamierzałem puścić. Straciłem nad sobą kontrolę i jak dzikie zwierze walczyłem o przetrwanie, podobał mi się ten stan, jednak wiedziałem, że przeszedłem wszelkie granice.
Nagle drzwi otworzył gwałtowny kopniak i do pokoju wpadł ten sam chłopak co przedtem mnie "przesłuchiwał". Zobaczyłem go kontem oka, jednak nie widziałem jego twarzy, pewnie był przerażony, właśnie zagryzałem jednego z jego żołnierzy, jednak ja nie zamierzałem się nad tym specjalnie rozwodzić. Chłopak odciągnął mnie od niego porządnym kopniakiem w żebra, warknąłem tylko i widząc, że właśnie do mnie celuję. Momentalnie uspokoiłem się i już z moim stoickim spokojem czekałem na ruch tego ich wodza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz