niedziela, 31 grudnia 2017

Od Ruslana cd Mika

Pewnie mnóstwo osób zastanawia się, co my w ogóle jemy? Odpowiedź jest niebywale prosta, polujemy. Brzmi to trochę, jakbyśmy cofnęli się w rozwoju, jednak czasy jak to czasy, na większe wygody nie pozwalają. Oczywiście, obozy mają swoje jakieś hodowle, jednak taką ilością jedzenie, nie wyżywi się kilkutysięcznego obozu, poniekąd każdy musi radzić sobie sam. Na niedomiar złego jestem w Trupach, tam niezbyt ludzie się przejmą, jakbym miał zdechnąć z głodu, w sumie mieliby to w dupie. Aż dziwne, że należy tam aż tyle osób, w tym ja. Może przekonuje ta pewność "bezpieczeństwa" w czarnej godzinie, że nikt nie będzie uciekał, że stworzymy jedność, że pokonamy potencjalne niebezpieczeństwo. Bardzo lubię myśleć, że coś znaczę w tej, poniekąd organizacji, że jestem kimś. Jednak czy nie sądzi tak każdy, jeden członek każdego obozu? Niestety, prawda dociera do nas dopiero w najgorszym momencie i uderza z podwójną siłą. Jesteśmy nikim. Wszyscy.
Zaczajony w krzakach czekałem na godny moment ataku. Może samych polowań w wojsku nie uczyli, jednak każdy z nas ma w sobie coś z drapieżnika, każdy potrafi polować. Początki mogą być trudne, dużo ludzi nie podjęłoby się zabić majestatycznego jelenia, ukochanego psa, czy jakiegoś innego zwierza, jednak to tylko kwestia czasu. Na szczęście ja nie mam z zabijaniem słodkich zwierzątek najmniejszego problemu. Jeszcze mocnej niż przedtem ścisnąłem moje małe AWP, by na pewno nie wyślizgnęło mi się z ręki, snajperem nigdy nie byłem, jednak nie było to znowu aż takie trudne. Patrząc przez celownik, mierzyłem do mojej upatrzonej sarny. Wstrzymałem oddech i.. Strzał. Sarenka postrzelona i spłoszona próbowała jeszcze uciekać, jednak wyrok dla niej już zapadł. Celowałem w udo, przy okolicach pachwin, na szczęście trafiłem w dychę! Spojrzałem do torby, którą zawsze biorę na takie wypady, było już w niej parę rzeczy, z dumą patrzyłem na moje zdobycze. Gdy zwierzę leżało już nieruchomo, podszedłem bliżej i zacząłem kroić kawałki mięsa, po czym wszystko wrzucałem do torby. Po skończonej robocie po prostu zostawiłem truchło zwierza na ziemi.
-Niech inni też mają..-powiedziałem pod nosem, po czym patrząc w jej otwarte, martwe oczy zacząłem się oddalać, nie patrząc pod nogi.
Byłem po naprawdę udanym polowaniu! Musiałem zdobyć jakieś jedzenie, gdyż od paru dni przymierałem głodem i już na rezerwie sił, wykonywałem wszystkie niezbędne czynności. Wór w sekundę przybrał sporo na wadze, starałem się wziąć tyle mięsa, ile zdołam unieść, ale chyba przeceniłem swoje siły. Nie miałem jednak zamiaru niczego wyrzucać, po prostu jeszcze chwilę pocierpię i znowu będzie dobrze. Spokojnym, wolnym krokiem zmierzałem w stronę mojego domu. Mieszkałem w metrze należącym do Trupów, jednak nie na samej stacji "Sopel", znalazłem sobie inne wejście, nieco bardziej odcięte, prowadzące do linii i stacji obok, i tam uwiłem sobie jakieś gniazdko. Odległość do przebycia była dość duża, jednak starałem się o tym nie myśleć, po prostu szedłem z całkowicie wyłączoną wyobraźnią, wpatrzony w ziemię, jak nie ja. Obudził mnie dopiero dźwięk przelatującej.. Strzały? Szybko padłem na ziemię i spojrzałem w stronę, z której ktoś strzelał. Nie dostrzegłem nikogo. Automatycznie zacząłem się czołgać w stronę jakiejś naturalnej osłony, a gdy byłem już w jakimś stopniu bezpieczny, do rąk wziąłem mojego ukochanego kałasznikowa i ustawiłem się tak, by móc wystrzelić serię w przeciwnika. Nagle z krzaków wyłoniła się postać, kobieta. Nie wyglądała na jakąś szczególnie silną, czy "morderczą", jednak czasem pozory mylą.
Dziewczyna nie zauważywszy mnie podeszła do drzewa wyjąć strzałę, wtedy była moja chwila. W ułamku sekundy wyskoczyłem zza mojej tarczy i przyłożyłem jej do głowy lufę.
-Nie ruszaj się!-rozkazałem, po czym wyrwałem jej.. Łuk.

<Jeżeli gdzieś napisałem jakieś głupoty, to przepraszam!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz