sobota, 30 grudnia 2017

Od Reker'a cd. Ruslana

Nie dość, że rusek to jeszcze pijany albo ma źle poukładane w głowie. Czemu muszę trafiać na samych idiotów? - pomyślałem biorąc do ręki nóż, który tylko czekał na takie wydarzenia. Nie przejmując się tym, że facet szarpie się na przewróconym krześle, ukucnąłem tuż przy jego głowie. Starszy spojrzał na mnie wroga, lecz to było za mało by mnie odstraszyć.
- Słuchaj rusku... - rzekłem łagodnie w stronę jego ucha - Każdy z nas ma siebie dosyć nieprawdaż? Wyśpiewasz mi wszystko ładnie to prędzej wrócisz do rodzinki czy tam innego ludzia, którego kochasz - dodałem jeszcze patrząc mu centralnie w szarawe oczy. Jakie to śmieszne gdy jesteśmy od kogoś silniejsi albo gdy ktoś nie ma z tobą żadnych szans by uwolnić się ze starannie zawiązanych więzów, które wpijają mu się w skórę niczym pijawki próbujące dostać się do ukochanej krwi.
- Znam te wasze sztuczki kacie - zaśmiał się cicho - Obiecanki cacanki, strzelisz mi prędzej w łeb niż puścisz wolno - mówiąc to próbował splunąć mi w twarz, lecz jego plan był marny, ponieważ niemal od razu przyłożyłem mu do ust szmatkę, którą zakryłem też nos.
- Jak sądzisz ile czasu da się wytrzymać bez tlenu? - uśmiechnąłem się sztucznie doprowadzając stołek do pozycji stojącej. Oczywiście szmaty mu z pyska nie zabrałem, byłem ciekaw jak bardzo pojemne są jego płuca. Wiedziałem też, że zabić go jeszcze nie mogę, gdyż potrzebuję informacji dla obozu... Eric je na pewno słusznie wykorzysta więc nie mogłem dać teraz plamy. Kiedy po jakiś dwudziestu sekundach zaczął robić się fioletowy, postanowiłem zabrać szmatkę, którą odrzuciłem w kąt pomieszczenia. Normalny człowiek z pewnością rzuciłby się na powietrze niczym zagłodzone zwierze na jedzenie, lecz ja miałem do czynienia z kimś bardziej spokojnym i spokojniejszym... No proszę! Dawno takiego dziadostwa tutaj nie było - przeszło mi przez myśl obserwując jak jego skóra powoli przybiera właściwy kolor.
- To tyle? - usłyszałem kolejne słowa padające z jego wiecznie nie zamykającej się chyba jadaczki - Drwisz sobie ze mnie? - ciągnął dalej swoją wypowiedź, ale ja nie miałem zamiaru odpowiadać na jego głupkowate pytania, na które sam sobie mógł w tym swoim łbie odpowiedzieć. Ignorując go po całości, zacząłem szperać po pudełkach ustawionych na stoliku zabiegowym. Tia... Były tutaj podobne zabawki tylko, że te miały tylko służyć do zadawania bólu, a nie leczenia człowieka. Kiedy tak szukałem odpowiedniej "zabawki", kątem oka zauważyłem, iż wszyscy moi kompani zwiali stąd w kilka chwil więc sam już nie wiedziałem co o nich sądzić. Najpierw chojraczom potem tchórzą... Dziwni ludzie... W końcu po kilku kolejnych sekundach myślenia jak się zabawić naszym nowym "przyjacielem" wyciągnąłem pejcz, strzykawkę i kilka igieł, ale to na potem... Zabawę czas zacząć - pomyślałem sobie zachodząc przesłuchiwanego od tyłu. Nie czekając już na jakąś specjalną okazję, trzasnąłem go z całej siły pejczem w łeb. Raz... Przypomni sobie kim jest...
- Co robiłeś na naszych terenach? - wysyczałem mu do ucha jak jadowita żmija łapiąc go również za ramiona by nieco bardziej przybliżyć go do swojego ciała. Tak... Teraz na pewno usłyszał dokładnie każdą literę mojego pytania.
- Jeśli myślisz, że ci powiem, to źle myślisz - wyszczerzył się do mnie pokazując wszystkie zęby.
- Dobrze myślę, to ty źle myślisz - zaśmiałem mu się po raz kolejny dzisiaj do ucha po czym znowu strzeliłem mu z pejcza tym razem w brzuch. Dwa... Kara musi być zaplanowana...  - Skoro takie pytanie ci nie odpowiada to może pójdziemy nieco dalej? Dlaczego zaatakowałeś? Czego ode mnie chcesz? - ścisnąłem mu nieco krtań ciągle stojąc tuż za jego plecami niczym sęp próbujący dojrzeć w padlinie najlepsze kąski.
- A kto by cie nie zaatakował? Łatwą zwierzynę szybko zabijesz... I nie będzie przeszkadzać innym drapieżnikom - westchnął jakby znudzony tym wszystkim. Opanowany skurwiel... Ciekawe jak czuje się w duszy - pomyślałem sobie obierając za cel danie mu więcej bólu. Chciałem by pękł, chciałem by padł mi do stóp i zawył jak rasowa suka, że już wystarczy, że już nie chce, że już koniec tej męczarni, która potrafi wypalić skazę na mózgu, a nawet i sercu. Trzy... Bo do trzech razy sztuka...
- Łatwą powiadasz? - zacząłem kreślić wcześniej już wspomnianym nożem przeróżne szlaczki na jego karku posuwając się coraz bliżej do jego krtani - Łatwa zwierzyna pójdzie do wojska i przeżyje wybuch atomówki kilka metrów przed nim hm? - ciągnąłem dalej swoją wypowiedź nacinając mu coraz mocniej skórę. Znałem granicę miedzy życiem a śmiercią więc raczej nie zginie... Chyba... Cztery, bo łatwo być nie może... Nie chcąc już dzisiaj męczyć się z laniem go po mordzie, chwyciłem za strzykawkę oraz fiolkę z fioletową substancją, którą zacząłem pobierać dzięki dość długiej igle tuż przed jego oczami by wszystko dokładnie widział - Tik, tak życie ucieka - stwierdziłem czując jak jego oddech nieco przyśpieszył - Temps de devenir une dame russe solitaire (tłumaczenie: czas zostać samotnym panie Rosjaninie) - mówiąc to wyjąłem igłę z substancji oraz wbiłem mu ją głęboko w gardziel odchylając jego łeb by mógł spojrzeć w moje oczy - Time is up - zaśmiałem się jeszcze widząc jak jego źrenice się rozszerzają jakby pod wpływem ciemność. Długo nie czekałem... Stracił przytomność... Głowa opadła mu bezwładnie na klatkę piersiową... Nie, nie, nie... Nie zabiłem go... Postanowiłem zrobić mu małą drzemkę... Igła nie wbiła się aż tak głęboko, żeby coś mu uszkodzić. Będzie dobrze, dojdzie do siebie, namyśli się nad swoją "śmiercią" i wróci. A ja? Ja poczekam tutaj na niego z porcją następnych wrażeń. Kto wie? Może jak się nie dogadamy pozostawię go gdzieś w lesie? Wątpię by zwierzęta tknęły go choćby nosem.

<Ruslan? Nie wystraszyłam cię? xd Przeżyjesz! To tylko narkotyk usypiający xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz