czwartek, 28 grudnia 2017

Od Ruslana cd Reker

Szybkim krokiem przemieszczałem się w stronę metra. Ostatnio dużo się zmieniło. Dowiedziałem się o jakichś obozach, bazach, magazynach, no ogólnie dużo się działo. Wszystko zaczęło się od tego, że spotkałem jakiegoś gówniarza, który chciał mnie brzydko mówić, zajebać. Na szczęście był na tyle nierozgarnięty, że nie mógł przeładować broni i dał mi parę cennych sekund na reakcję, która oczywiście była błyskawiczna i już o chwili losy się odwróciły. Ślęczałem na kolanach, bijąc chłopaka po pysku i starając się wyciągnąć z niego jakieś wiadomości. Mięczak pękł po jakimś czasie i zaprowadził mnie do tego samego metra, w którego stronę szedłem właśnie teraz. Od razu, gdy dochodziliśmy i w ziemi widoczna była znaczna wyrwa, na ziemię obaliło mnie dwóch mężczyzn, wyrywając mi chłopaka i zabierając moje AK, przyczepione do mojego paska. W środku nie było lepiej, traktowali jak śmieci, jednak w życiu znosiło się gorsze rzeczy, zresztą przyszedłem tu na własne życzenie!
Byłem niewyobrażalnie ciekawy co to za obozy i wszystko inne, o czym mówił chłopak. Przytargali mnie do jakiejś ciemnej sali, do jakiegoś podejrzanego gościa. Wtedy się zaczęło! Po długim przesłuchaniu znaleźliśmy wspólny język i już nie byli tacy źli. Wytłumaczyli mi co i jak, po czym powiedzieli, że mogę do nich dołączyć, o ile wykonam jedno małe zadanie.
Teraz właśnie z niego wracam, miałem iść do przemytników coś zanieść i przy okazji narobić trochę hałasu. Trochę za proste! Sam od siebie postanowiłem dorzucić, jakiegoś świeżego trupa. Zabijać jest nieco trudniej, jednak się udało. Dumny zawróciłem do domu.
W wieczornej mgle dostrzegłem sylwetkę. Od razu czujnie złapałem za ukochanego kałasznikowa, którego oczywiście po krótkim incydencie mi oddali. Nieznajomy też przybrał postawę bojową i powoli oboje zbliżaliśmy się do siebie. Gdy byliśmy już na tyle blisko by siebie dostrzec, mężczyzna podniósł ręce na wysokość mojej głowy i celował we mnie Glockiem. Automatycznie znieruchomiałem i nieco otworzyłem usta.
-Ki..-przerwałem mu, wymierzając w jego zasłonięta buzię piękny cios pięścią. Ten zachwiał się i z rąk wypadła mu broń, jednak nie zamierzałem strzelać. Nieznajomy długo się nie zataczał i z niebywałą precyzją kopnął mnie w brzuch, uprzednio robiąc obrót. Taki odrzut, że o mały włos nie zmiotłoby mojej uszanki z głowy. Szybko skoczyłem na równe nogi i zadałem kolejny cios, który zblokował. Potem następny i następny. Pomimo wszystko nie szło mi najgorzej. Taki kamień.. On na pewno był gorszy!
Chłopak jeszcze parę razy zadał mi jakiś poważniejszy cios, jednak gdy ja w końcu trafiłem w niego, zatoczył się mocno, jednak od razu chciał "oddać". Niestety tę jakże piękną bijatykę, rodem z Tekkena, przerwała nam salwa z automatu, przez którą w ułamku sekundy oboje padliśmy na ziemię. Od razu złapałem za AK i ułożyłem się tak, by łatwo mi było strzelać, a gdy tylko dostrzegłem minimalny zarys strzelającej postaci. Bez wahania oddałem serię w odwecie. Trafiony oprawca, tylko krzyczał coś, powoli wykrwawiając się. Szybko przyczołgałem się do niego i odbierając mu broń, jeszcze raz, na wszelki wypadek strzeliłem mu w głowę. W tym samym momencie poczułem jak koleś, z którym przed chwilą się biłem, zachodzi mnie od tyłu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz