Takie coś widziałem tylko raz w
swoim życiu. I przerażało mnie tak bardzo, jak przeraża mnie teraz. Kretoszczury...
Są znacznie większe od zwykłych szczurów i mają ostre zęby. Do tego są łyse i
pomarszczone, więc mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wyglądają jak mój
penis po całodniowej wizycie w burdelu.
Rozejrzałem się po piętrze i
natychmiast zorientowałem się, że jesteśmy w potrzasku. Z deszczu pod rynnę,
najpierw w potrzasku w sali gimnastycznej, a teraz tutaj. Musimy chyba się
przestawić na nieco bardziej otwarte tereny.
- Herr Black, łagodnie to ujmując.
- poczekałem aż zwróci na mnie uwagę - Jesteśmy w zabarykadowanej dupie...
- Narzekasz Frau Detlef. -
stwierdził mój towarzysz. - Moja pomysłowość i twoja niemiecka myśl techniczna
zaraz na pewno coś wymyślą - pocieszył mnie.
***
- O Tannenbaum. O Tannenbaum. Wie true sind deine Blätter. (O
choinko. O choinko. Jak wierne są twe igiełki. Jest to odpowiednik "O
Christmas Tree" w Niemczech.)
Oparty o barykadę drzwi nuciłem
sobie kolędę. Jak widać udzielił mi się świąteczny nastrój. Nie wiem czy to z
bezsilności, czy z bezradności.
- Zamknij się. - rozkazał mi towarzysz.
- Nie sądziłem, że po całej mojej wędrówce zginę z głodu,
broniąc się przed Scheißfresser (gównojadami) kretoszczurami. A tyle Ruskich jeszcze
żyje... Ale cóż, Niemcy też się nie spodziewały, że przegrają wojnę.
Zmęczony Eron usiadł obok mnie.
Sapał jak tur.
- Jak już mamy umrzeć to muszę ci to powiedzieć Niemcu.
Jestem Polakiem. - powiedział suchym głosem.
A więc jednak. Ale teraz to i tak
nie ma już znaczenia. Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to nigdy nie miało
znaczenia.
Nic mu nie odpowiedziałem.
Siedzieliśmy tylko i nieobecnym wzrokiem patrzyliśmy przed siebie. Patrzyliśmy
na brzydką mordę plakatu z wujem Samem. Poszukałem ręką jakiegoś kamienia.
Znalazłem nawet dwa, a po chwili jeden rzuciłem Blackowi.
- Kto pierwszy trafi tego
amerykańskiego Fickera (skurwysyna) skraca drugiemu cierpienie.
Wstałem, nie zdążyłem się nawet zamachnąć, gdy Eron
wystrzelił ze swojej snajperki w plakat.
- Betrüger (oszust)! - krzyknąłem.
Mój towarzysz się zaśmiał, lecz uśmiech znikł z jego twarzy,
gdy jeszcze raz spojrzał na plakat.
- Detlef! - krzyknął. - Za tym
plakatem nie ma ściany. Tam jest jakieś pomieszczenie!
Błyskawicznie udaliśmy się do tajemnicze pomieszczenia i
zdjęliśmy resztę plakatu. Ukazało się przed nami pomieszczenie zarządzania
klimatyzacją.
- Ich schon weiß (Już wiem)! -
krzyknąłem. - Wpuścimy do klimatyzacji trutkę na szczury i wszystkie zatrujemy.
Poza tym chętnie bym jej trochę wciągnął, żeby no wiesz... - popatrzył na mnie
z uniesionymi brwiami - żeby ocenić ile dawki może je powalić...
- Czy to cię nie zabije? - spytał
skonsternowany Eron
- Entspannen Sie
sich (Wyluzuj)! To trutka na szczury, nie na ludzi.
Tylko gdzie znaleźć tutaj trutkę na szczury... Wyciągnąłem
woreczek i zaciągnąłem się Pyłem, aby rozjaśnić sobie umysł.
- Mam lepszy pomysł - wtrącił
Eron po czym zabrał mi Pył. - naćpamy te szczury i w narkotykowym szale albo
zasną, albo zaczną się zabijać.
Popatrzyłem na niego tak jakby
postradał wszystkie zmysły.
- Oczywiście potem ci oddam. - dodał, a na mojej twarzy
pojawił się uśmiech - Tylko jest jeden problem... Ktoś będzie musiał iść i je
tu wpuścić. Ktoś kto jest z nas dwóch najbardziej odporny na ten Pył...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz