środa, 27 grudnia 2017

Od Reker'a cd. Leona

Obudziłem się oczywiście na medycznym, bo gdzie indziej może się podziać człowiek po utracie przytomności? Oślepiające światło lamp znajdujących się na suficie od razu zraniło moje, biedne oczy. Chcąc od tego jakoś uciec, schowałem się jak małe dziecko pod kołdrą próbując przypomnieć sobie dlaczego jestem w Duchach. Kuźwa powinienem spać teraz w wyrze i czekać na obiad czy tam kolacje, a nie leżeć na łóżku szpitalnym w miejscu gdzie niektórzy mogą próbować ci wcisnąć kulkę w łeb w każdym możliwym momencie.
- Reki - usłyszałem głos ojca przez co momentalnie podniosłem głowę do góry, niczym pies, który usłyszał jakiś szmer gdzieś w zakątku domu - Wyjdziesz do mnie? - dodał jeszcze z rozbawieniem przez co natychmiast ściągnąłem z łba kołdrę. W tym samym momencie ukazały mi się też niebieskie ślepia Matta, który nie wiedział czy ma się śmiać czy płakać.
- A ty co tu robisz? - zdziwiłem się bardzo wiedząc, że ciągle siedzę w Duchach a go nie powinno być tutaj w ogóle. Przecież powinien siedzieć z Alanem i swoją narzeczoną w Śmierci... Będzie mieć przecież nowe dziecko... Lepsze dziecko... No, nie oszukujmy się... Znowu o mnie zapomni i będzie tak jak zawsze. W końcu kto by się przejmował dzieciakiem, który nie jest od jego prawdziwej wybranki serca? Jestem z przypadku, a według świata tacy ludzie nie powinni w ogóle żyć.
- Interesy - uśmiechnął się delikatnie głaszcząc mnie po głowie - Znowu serce? - dodał z lekkim niezadowoleniem na co pokiwałem niechętnie głową. No co? Nie moja wina, że mnie zabolało i musiałem sobie odpocząć. Poza tym nie moja wina, że prze trutki mam osłabioną odporność organizmu.
- Przejdzie mi - fuknąłem cicho zaczynając rozglądać się po znanym mi od dawna miejscu. Zdziwiłem się bardzo, że byłem na sali gdzie zostawiłem tego żołnierza, ponieważ gościa tutaj nie było! Nie rozumiałem co to ma znaczyć i choć z początku myślałem, że zabrali go tylko na badania to zaczęło mi tu coś nie pasować - Gdzie ten głupek, którego uratowałem? - odezwałem się po dobrych pięciu minutach.
- Ponoć należy do Demonów więc wzięli go do celi, kiedy się obudzi ma iść na tortury by dowiedzieć się co planują te skurwiele - wyjaśnił mi, a ja na samo słowo Demony miałem już ochotę pierdzielnąć tego mądrego idiotę co to wymyślił w łeb. On i niby oni? Bzdura jakiej świat nie widział! Gdyby był Demonem to na pewno by mnie zaatakował z broni palnej, a nie tarzał się ze mną jak dzik w śniegu. Poza tym tacy zwykle są nażarci oraz działają w grupach drąc ryja jakby ktoś ich gwałcił.
- Idioci! Kurwa wy to macie mózg! - krzyknąłem na niego zaczynając ubierać szybko glany, które jakoś same wślizgnęły mi się na nogi.
- Uważaj jak do ojca mówisz - westchnął krzywiąc się bardzo - O co ci znowu chodzi? - chciał wyjaśnień, na które teraz czasu za bardzo nie było, bo niewinny ludź mógł zaraz zginąć w niesłusznej sprawie.
- O to, że to nie jest kuźwa Demon! Przecież oni tacy nie są - warknąłem - Co wam do łba strzeliło, żeby tak pomyśleć?! - rzuciłem się biegiem w stronę lochów. Ojciec oczywiście szybko mnie dogonił oraz próbował zatrzymać, lecz ja nie miałem zamiaru niczego takiego robić.
- Miał przy sobie naszywkę Demonów i nóż... Nie mówi ci to coś? - chciał przemówić mi do rozsądku, ale ja miałem dzięki temu coraz większą ochotę trzasnąć go w pysk za takie myślenie. Boże tato pomyśl, bo siana we łbie raczej nie masz - pomyślałem będąc coraz bliżej swojego celi.
- Przecież oni działają w grupach... Poza tym ten nawet ich munduru nie posiada i jest szkieletem! My też zabieramy naszywki innych obozów, bo chcemy mieć potwierdzone trafienie nie pomyśleliście o tym?! - wnerwiłem się jeszcze bardziej aż nagle poczułem ostre ukłucie w sercu dzięki któremu nieco wyhamowałem. Myślałem, że to tylko chwilowe, lecz gdy nagle poczułem kolejne i kolejne, które mieszało się również z bólem brzucha nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. Starałem się jednak na tym wszystkim nie skupiać... Kiedy tylko wpadłem na odpowiednie piętro od razu wydarłem się na tego idiotę co skopał tego biednego, ledwie żywego chłopaka - Ja pierdolę... Wy to kurwa zombie chyba jesteście - fuknąłem odpychając go od zakrwawionego ciała, które jakoś jeszcze dychało.
- A-ale to wróg - próbował jakoś wyjaśnić sprawę kat niebieskookiego, ale ja trzasłem go w łeb zabierając rannego na ręce.
- Ty pomyśl czy kiedyś Demona na oczy widziałeś - rzuciłem w jego stronę po czym szybkim tempem znowu pognałem na górę niemal na złamanie karku. Kuźwa schudnę tu chyba 40 kg... Powinienem zostać trenerem biegów przełajowych - przeszło mi przez myśl gdy omijałem wszystkich ludzi slalomem by jak najszybciej dostać się na oddział medyczny - Nie zasypiaj - mruknąłem widząc jak nieznajomy zaczyna zamykać coraz bardziej oczy. W sumie to po cholerę ja się tak nim przejmuję? Przecież on do mojego życia nic nie wniesie... Miałem przynieść, wynieść pozamiatać... Cudowny dzień! Cudowny! Kiedy tylko znalazłem się na medycznym, od razu rozciąłem więzy uniemożliwiające mu poruszanie się, a reszta doktorków się nim już zajęła. Nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, chciałem iść wreszcie do "swojego" pokoju, ale na drodze stanął mi Olivier, który wyglądał na nieco niewyspanego.
- Co się znowu dzieje? - ziewnął przeciągając się z lekka nie będąc zaskoczonym w żadnym stopniu moją obecnością więc pewnie Kias mu już wszystko jak zwykle wykrakał.
- Pilnuj bardziej swoich ludzi, bo próbują zabić niewinnych - mruknąłem krzyżując ręce na piersi. Oczywiście wyjaśniłem mu w wielkim skrócie co się tu działo, ale on jak zwykle w stoickim spokoju pokiwał głową i stwierdził, że coś na to poradzi. Miałem już go wymijać i sobie pójść, ale w tedy znowu dostałem ataku na serce, który był mocny jak cholera. Dziadostwo nie chciało mnie puścić przez co wylądowałem znowu na łóżku tracąc przytomność podczas zobaczenia ogromnej igły z żółtym płynem.

<Leon? :3 Oni się tam tobą zajmą xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz