czwartek, 28 grudnia 2017

Od Reker'a cd. Ruslana

Nie ma to jak popełnić standardowy błąd zwiadowcy niemal na samym początku misji. Po cholerę jak go się zapytałem kim jest? No... Przez chwilę jego sylwetka przypominała Kiasa, lecz to wszystko rozwiało się w ułamku sekundy kiedy pierdzielnął mi z pięści w twarz. Nie byłem aż tak bardzo przygotowany do walki dlatego nie przykładałem do niej wielkiej siły i sprytu. Byłem nieco przemęczony ostatnim treningiem z Arturem... Ten facet to ma więcej mięśni niż mózgu! Gdybym tylko wiedział, że Eric wyśle mnie w ten mróz na patrol to bym na to się nie zgadzał, ale cóż, życie bywa nieprzewidywalne. Kiedy uwagę nieznajomego odwrócił jeden z moich kompanów, szybko podkradłem się do wroga od tyłu nie zwracając jeszcze uwagi na wykrwawiającego się żołnierza. Zanim szarooki zdążył zareagować, ja podciąłem mu nogi pomagając mu tym samym wylądować w zaspie śnieżnej. Obcy mężczyzna chciał się podnieść, lecz ja nie mogłem mu na to pozwolić. Szybko przycisnąłem go kolanem do ziemi zaczynając szarpaninę. Nie mogłem pozwolić na to by wygrał, a z ważywszy na to, iż niebieskooki miał przy sobie nóż mogłem umrzeć niemal w każdej chwili.
- Putain - warknąłem pod nosem po francusku, by w razie czego mężczyzna nie zrozumiał moich intencji. Kręciliśmy się jak dziki w śniegu jeszcze z dobre dziesięć minut aż w końcu znudziła mnie już ta zabawa, dlatego złapałem chłopa za rękę i wykręciłem ją o sto osiemdziesiąt stopni. W tedy właśnie usłyszałem znajome chrupnięcie kości. Już taki cwany nie będziesz - pomyślałem biorąc szybko AK, którego kolbą uderzyłem go w twarz na tyle mocno by stracił przytomność - Lepiej dzisiaj trafić nie mogłem - powiedziałem sam do siebie zaciągając maskę bardziej na twarz. Dzisiejsza temperatura spadała do minus czterdziestu pięciu stopni dlatego jeśli chciałeś dojść gdzieś bez odmrożeń trzeba było ubierać się jak na wyprawę na Biegun Północny.
Chwile musiałem pomyśleć co muszę zrobić z tym zakrwawionym cielskiem, lecz odpowiedź przyszła sama kiedy zobaczyłem na jego mundurze naszywkę obozu śmierci. Pieprzone ścierwo - przeszło mi przez myśl kiedy przerzuciłem go sobie przez ramię. Dla bezpieczeństwa związałem mu ręce linką z paracordu, której nie rozdarłby za żadne skarby świata oraz zasłoniłem mu oczy kawałkiem starej szmaty by nie widział gdzie go niosę jakby się cwaniaczek obudził. Powiem wam, że trafiło mi się dzisiaj niesamowicie! Nie dość, że się nieco potarzałem w śniegu to muszę wlec Truposza do lochów by mogli go przesłuchać inni kaci. Niesamowite... Na szczęście facet nie był aż taki ciężki więc większej siły w jego tachanie wkładać nie musiałem. Kiedy znaleźliśmy się już w odpowiednim miejscu, jak zwykle to ja musiałem przeszukać więźnia. Nie miał przy sobie wielu fantów, ale zawsze można w tym czymś znaleźć broń. Na przykład kluczem do drzwi można wydrapać komuś oczy... Świętna ciekawostka prawda? Wracając jednak do teraźniejszości... Pozbawiłem jasnowłosego wszystkich rzeczy jakie trzymał po kieszeniach więc teraz już nie miał jak się bronić, zabrałem mu również kurtkę, bo na co mu teraz kurtka? Jak na obecną pogodę jest tutaj bardzo ciepło... No lepiej zawsze siedzieć w ratuszu i grzać się przy kominku, ale i tak nie powinien narzekać. Po przywiązaniu go do krzesła tak by nawet środkowym palcem nie ruszył wystarczyło tylko czekać aż śpiąca królewna się pobudzi i powie nam co robiła na naszych terenach.

<Ruslan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz