czwartek, 28 grudnia 2017

Od Nick'a cd. Reker'a

Reker odprowadził mnie do samej bazy głównej. Miło z jego strony! Doczłapałem z psem do bramy i nieco zmęczonym głosem zameldowałem się. Nie było mnie w końcu sporo czasu, więc już na wstępie trzeba było trochę powyjaśniać. Przeszedłem małe badanie, wykluczające zarażenie wirusem zombie i wszedłem do środka. Nie liczyłem na jakieś szczególne powitanie i raczej idąc poboczem, szukałem mojej skrytki. Gdzieś w połowie drogi zauważyłem, że mnóstwo ludzi idzie w stronę dowództwa. Nie miałem pojęcia czy było zaplanowane jakieś większe zebranie, jednak westchnąłem i ze zmęczeniem zacząłem truchtać w stronę dowództwa.
Moje przeczucie się nie myliło. Mnóstwo przemytników zgromadziło się w jednym miejscu i wszyscy czekali na naszego przywódcę, by dowiedzieć się, o co chodzi.
-Hej, wiesz może, co się dzieje?-zagadałem kolesia stojącego obok mnie.
-Ma być jakaś misja i w sumie, jak chcesz, to idziesz, podobno ma nie być przymusu, tutaj zebrali się wszyscy chętni..-wytłumaczył, po czym odwrócił głowę.
Zastanowiłem się chwilę. Co to musiało być, że tylu ludzi jest chętnych? Może jakaś duża nagroda? Iść, czy nie iść? Spojrzałem na moje ręce i w tej samej sekundzie spadło na mnie całe zmęczenie, zachwiałem się. W tej samej chwili na taką jakby "scenę", z krzesłem pośrodku, wyszedł Angel i parę innych osób, które widziałem pierwszy raz w życiu. Od razu zapanowała cisza.
-Ekhm.. A więc mamy bardzo ważną wiadomość dla was!-zaczął i spojrzał w stronę ludzi stojących obok niego- Zbieramy ludzi na wyprawę do Europy, wie..-przerwała mu fala zdziwionych głosów. Sam byłem niebywale zaskoczony. Jak oni by niby chcieli dotrzeć do Europy? Tłuc się przez cały kontynent i potem statkami przez morze?-Ekhem.. Wiem, że brzmi to, co najmniej niedorzecznie, jednak nasi specjalni goście mają w zanadrzu taki sprzęt, że podróż zleci wam w mgnieniu oka i bez najmniejszego wysiłku!-kontynuował, a przez moją głowę przeszła jedna myśl, samolot- Teraz przekaże głos Miltonowi, on przekaże wam wszystkie szczegóły!

Nie wiem, ile staliśmy i słuchaliśmy temu wszystkiego, ale na pewno nie krótko. Wszystko zapowiadało się obiecująco. Mieliśmy lecieć do Europy, by zdobyć 9 wielkich magazynów, przy okazji pozbierać przetrwałych. Przygotowanie było też wspaniałe. Tak, jak myślałem, mieliśmy lecieć samolotem, czego nie wymyśliłby nawet najbardziej pokręcony świr, bo przecież samolot w naszych czasach, to jednak nie jest coś normalnego. Jednak nie miałem zamiaru narzekać, maszyn się nigdy nie bałem, więc nie widziałem problemu. Bez zastanowienia zgłosiłem się jako uczestnik i Angel, wraz z innymi, którzy podjęli się wyzwania, wyciągnął nas na tę "scenę" i powiedział więcej szczegółów, jednocześnie żegnając resztę przemytników, która w spokoju porozchodziła się w swoje strony.
-Zanim zaczniemy, jeden z nas powinien dostać, porządny wpieprz..-zaczął ostro, patrząc idealnie na mnie, zestresowałem się, a jego wzrok był tak jednoznaczny, że nawet nie musiał pytać.
-Ehh, no więc Reker wyciągnął mnie na spacer iii.. Się trochę przedłużyło..-wytłumaczyłem, a Angel tylko się zaśmiał.
-Dobra, później opowiesz, ale teraz słuchajcie uważnie..-zrobił pauzę, by każdy mógł się zbliżyć- Mamy przygotowane dla was wszystko, plecaki, wyposażenie, żarcie, no wszystko, ale jak chcecie, to weźcie coś ze sobą.. Spotykamy się przed południową bramą za 30 minut, tyle wystarczy?-rzucił szybko, a nie widząc sprzeciwów, po prostu umilkł i dał nam znak, że możemy się rozejść.
-A nie czekajcie!-wrzasnął za nami, oświecony- Nie wolno brać zwierząt!-znowu spojrzał na mnie- Słyszysz Nick?-zapytał, a ja akurat drapałem za uchem mojego czworonoga.
-Oczywiście!-powiedziałem bez przekonania, wolałem lecieć tam z Klifem, zawsze jakoś dodawał mi otuchy, gdy robiło się naprawdę źle. Jednak dzieckiem też nie jestem i bez mojego ukochanego pieska dam radę.

Po pół godziny stałem już gotowy pod południową bramą z resztą chętnych i czekaliśmy na przyjazd samochodu tamtych organizatorów. Oczywiście Angel nie jechał z nami, teraz jego rola kończyła się i władzę nad nami przejmowali tamci ludzie. Było nas dość sporo, około 13, znałem niektórych, niektórych nie. Gdy dostrzegłem idącego w naszą stronę Berniego, od razu uśmiechnąłem się, lubiłem tego gościa. Można nawet powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi, nie raz razem posyłano nas na jakieś krótsze misje, czy na zwykłą zmianę na warcie. On również wyszczerzył się w moją stronę. Zdziwiła mnie jego obecność, na scenę wychodziło nas z 5-7, a teraz stało tu znacznie więcej osób, jednak czy to ważne?
-Co zrobiłeś z Klifem? Co się w ogóle z tobą działo?!-Dopytywał, a ja bez pośpiechu zbierałem myśli, ciężko w skrócie było opowiedzieć, co działo się przez te dwa tygodnie.
-A więc Klif jest u Mary, ona bardzo lubi Klifa, a zdaje mi się, że Klif lubi ją, więc nawet jeśli coś by się stało, to jest w dobrych rękach..-wytłumaczyłem- A co do mojego zniknięcia to trochę dłuższa historia.. Opowiem ci w samolocie! Nie ma co teraz opowiadać, pewnie zaraz jeszcze tamci przyjadą..-powiedziałem, a Berni tylko przytaknął.
Rzeczywiście, bo bardzo krótkim czasie zjawił się samochód. Wielki, wojskowy, opancerzony. Poczułem się bezpieczny i wraz z innymi zaczęliśmy pakować się do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz