wtorek, 19 grudnia 2017

Od Reker'a cd. Nick'a

- Czyli co teraz? - zapytał Nick patrząc na moje nogi. Szczerze to miałem ochotę mu strzelić w pysk za to uderzenie w splot słoneczny. Kuźwa trafił by jeszcze w odpowiedni punkt i dostałbym krwotoku medycznego, a ja nie pisze się tutaj na dłuższy pobyt. Swoje przeżyłem w Duchach przez co nadal im nie ufam. Tak, fajnie, że pomogli i inne sprawy, ale nie będę tutaj leżał jak jakiś truposz.
- Nie wiem jak ty, ale ja zmywam się do Śmierci - odpowiedziałem mu spoglądając za okno, gdzie mimo zimy panowała nawet ładna pogoda.
- Czyli wracamy? - upewnił się kolejnym pytaniem na co pokiwałem twierdząco głową. Widząc, iż nie ma nigdzie blisko mnie Dark'a, zagwizdałem cicho, a pies zjawił się przy mojej nodze niemal natychmiastowo. Na kluchę zwaną Klifem musieliśmy poczekać trochę dłużej, bo zachciało mu się zaczepiać suczki, które odgryzły mu prawie uszy z ogonem. Nie zadziera się z psami trzy razy większymi od siebie - pomyślałem widząc jak szczurle leci tu z podkulonym ogonem.
Kiedy wszystko ze sobą zabraliśmy i pan prawie umarlak doszedł do siebie, poszedłem po Persefonę, która przywitała mnie radosnym rżeniem. Na szczęście jej nie rozsiodłali więc nie musiałem tracić czasu na szukanie swojego siodła, ogłowia czy też popręgu, które mogłoby się podziać Bóg wie gdzie. Wyprowadziłem ze spokojem klaczuchę ze stajni oraz na nią wsiadłem. Oczywiście przed tą czynnością sprawdziłem popręg... Cóż nie chciałbym oglądać swojego koniska od strony brzucha, bo mogłoby się to skończyć na mnie źle.
- A ja? - mruknął niezadowolony Nick na co wzruszyłem jedynie ramionami.
- Trzeba sobie konia załatwić - odpowiedziałem mu skracając nieco wodzę - Sorry, ale ona dwóch osób nie udźwignie, a poza tym szkoda mi jej kręgosłupa - westchnąłem wyjeżdżając z fortecy Duchów wraz z człapiącym się za mną chłopakiem.
- Żal kręgosłupa, żal kręgosłupa - mruknął niezadowolony pod nosem zacinając się jak stara płyta.
- Ważysz z jakieś 89 kg więc cię nie udźwignie - burknąłem na co bułanka od razu zarżała potwierdzając moje słowa.
- Nie prawda! - fuknął zły krzyżując ręce na piersi - Sam tyle ważysz! Nawet więcej! - próbował się jakoś obronić, lecz jego starania jak zwykle poszły na marne.
- Młody mylisz się w cholerę - westchnąłem jadąc spokojnym stępem by Niemiec mógł za mną nadążyć - Ważę niecałe 74 kg grubasie - pacnąłem go w łeb przez co syknął z bólu masując szybko obolałe miejsce - Nie jęcz - dodałem jeszcze mając ciągle kontrole nad koniem, który szedł do domu niemal na pamięć.
- Pożałujesz tego jeszcze - rzekł niezadowolony patrząc na mnie morderczym wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie, bo sam pożałujesz - warknąłem cicho niczym pies, któremu ktoś chce zabrać miskę z jedzeniem kiedy akurat zaczyna jeść. Dalsza droga minęła nam już w milczeniu. No czasami tam dało się usłyszeć nasze psy, parsknięcie konia, który powoli zaczął denerwować się ślimaczym tempem oraz krakanie kruków, które szybując nad naszymi głowami poszukiwały pożywienia.
Po odstawieniu Nicka do obozu, wciągnąłem psisko ponownie na konia, po czym szybkim galopem udałem się do ratusza gdzie w końcu mogłem odpocząć. Jak zwykle zaatakowały mnie moje, kochane dzieciaki oraz żona, która trzasnęła mnie w łeb dlatego iż nie było mnie w domu jakieś dwa tygodnie. Kiedy tylko znalazłem chwilę by odsapnąć, od razu położyłem się na łóżku i nie wiadomo kiedy zasnąłem.

<Nick? Idź ty się leczyć xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz