środa, 20 grudnia 2017

Od Erona do Detlefa "Razem do piekła"


Detlef zatrzymał się tuż przy szczycie gruzów prowadzących do dziury, która kiedyś była oknem.

- Komm (Chodź) Herr Black, na co czekasz? – ponaglająco ruszył ręką.

- Wy Niemcy wszystko chcecie szybko, nawet macie wojnę błyskawiczną, bo po co czekać? – strasznie nie lubię Niemiec, a języka niemieckiego to już w ogóle. Musiałem się go uczyć w technikum i to była najgorsza z możliwych lekcji. Poza tym Niemcy nie za dużo wiedzą co się działo w 1939 i ta ich, nazwijmy to ignorancja, doprowadza mnie do szału.

- Ja, das stimmt (Tak, to prawda) – odpowiedział tylko. Nie potrafię go rozszyfrować, nie wiem czy serio o niczym nie ma pojęcia, czy stara się ignorować moje docinki. To na szczęście może poczekać. Nie uśmiecha mi się na razie wychodzenie z tego budynku, na zewnątrz pewnie gromadzi się coraz więcej tych potworów, więc droga ucieczki będzie odcięta z tej strony.

- Może przeszukamy tę szkołę? Możemy tutaj coś znaleźć i przeczekać, aż zbierze się więcej martwiaków z tej strony i uciekniemy tylnym wyjściem. – Zgodził się i tak oto znaleźliśmy się w starej opuszczonej szkole. Już wcześniej myślałem, że szkoła to przeklęte miejsce, ale teraz to widać. Zniszczone gabloty, w których kiedyś pewnie były puchary, popękane ściany, zawalone schody i ta przerażająca wręcz grobowa cisza. Wszystko mi mówiło, że coś jest nie tak i widać było, że Detlef też to zauważył. Szeptał pod nosem jakieś przekleństwa po niemiecku. Nagle rozległ się na korytarzu szmer, oboje natychmiast się rozdzieliliśmy i zajęliśmy bezpieczne pozycje. Po paru chwilach zauważyliśmy na końcu korytarza cheerleaderkę. Kurde, szkoda, że jest martwa…

- Herr Black, das ist eine wunderbar Mädchen (To jest przepiękna  dziewczyna)

- Tak, wiem, aż szkoda jej. A te dwa atuty jakie piękne i te nogi.

- Ja, ja(tak, tak) zgadzam się w zupełności. – może nawet nie jest taki zły, każdy kto umie dostrzec piękno kobiety nie może być zły, aż tak, na swój sposób… z resztą nieważne, polubiłem gościa nieco.

- To kto ją zabije?

- Was? Warum? (Co? Dlaczego?) – zdziwiłem się trochę, bo w sumie dla mnie to oczywiste. Co jest martwe ma leżeć martwe, a nie się szwędać.

- To ja to zrobię.-  Wyjąłem pistolet i nie przymierzając za bardzo strzeliłem w głowę byłej gwiazdy. Detlef przez chwilę lamentował i zwyzywał od Arschlochów (dupków). Ruszyliśmy dalej i w końcu dotarliśmy do tylnego wyjścia. Kiedy już otwierałem drzwi mój towarzysz odciągnął mnie i odepchnął na bok. Zdezorientowany zobaczyłem tylko cień, który przeleciał mi tuż przed nosem i rąbnął w drzwi tak, że całe popękały. Detlef szybko dobił to coś, co się później okazało wielkim, zmutowanym szczurem, a problem polegał na tym, że przed nami stały większe i chyba bardziej głodne zwierzaczki. Jak jeden mąż otworzyliśmy drzwi i wydostaliśmy się na zewnątrz. Niestety nie było czym ich zabarykadować, więc podjęliśmy próbę ucieczki do najbliższego budynku. Pierwszy dobiegł i już zaczął barykadować wejście i okna na piętrze starymi stołami, deskami z szaf i belkami które najwidoczniej ktoś miał zamiar kiedyś wykorzystać.  Wbiegłem i zaraz zatarasowałem wejście wielką starą szafą. Przez chwilę oboje patrzeliśmy na swoje dzieło po czym towarzysz wypalił.

- Ruszasz się jak ranny mamut


- A ty masz siłę pięciolatka – oboje parsknęliśmy śmiechem i uścisnęliśmy sobie dłonie. Pomyślałem sobie, że to będzie dość ciekawa wyprawa, ale najpierw trzeba się stąd wydostać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz