środa, 27 grudnia 2017

Od Leona cd. Reker'a

Wszystko działo się tak szybko.... W jednej chwili biegłem, uciekając przed zagrożeniem, a w następnej leżałem w zaspie i walczyłem czy raczej się szarpałem z wrogiem, starając się uciec. Byłem bardzo słaby i ciężko ranny więc nie miałem z nim szans na walkę długą, lecz starałem się chociaż unikać jego ciosów, bądź po prostu uniknąć bólu. Kiedy myślałem że zaraz mnie uderzy i że wyląduję na ryja w zaspie, ale on chwycił mnie za ranę i ścisnął, przez co zawyłem ze strasznego bólu, po czym zobaczyłem mroczki przed oczami i nagle straciłem przytomność. Nie miałem już siły walczyć... Za dużo głodówki, za dużo utraty krwi, za dużo życia bez sensu... Miałem dość. Najbardziej chciałem umrzeć w czasie kiedy śpię, ale bałem się że oni zrobią coś, przez co będę cierpiał. Choć przyznać muszę że walcząc z tym żołnierzem dziwnie się czułem... Bardzo dziwnie i nawet nie wiem jak to mam opisać dlatego lepiej nie będę się na ten temat wypowiadać.
**
Kiedy zaczynałem się budzić poczułem silny ból w ręce i nodze, jak i straszne zimno. Kiedy otworzyłem słabe powieki, gdzie niestety moje oczy strasznie reagowały na ostre światło, myślałem że umrę z tego. Głowa strasznie mnie bolała, miałem wysuszone usta niczym pieprz, nie mówiąc już o tym że zniknęła moja ciepła, choć lekko zniszczona kurtka.Leżałem na betonie i byłem przykuty łańcuchem jak jakiś niewolnik, w celi z dużymi kratami, jak w więzieniu. Czyli zabiją mnie w męczarniach albo sprzedadzą jako niewolnika... Choć mogą być też gorsze rzeczy... Mogłem umrzeć wraz z drużyną - pomyślałem smutno i no nie ukrywajmy, przestraszony to ja byłem, bo nie wiedziałem gdzie jestem, a poza tym to mnie rozbroili całego.
Byłem zupełnie bezbronny. Nogi miałem skute tak porządnie w kostkach, że nie mogłem nimi ruszyć nawet o milimetr, nie mówiąc o skrępowanych nadgarstkach. Byłem przykuty niczym pies do ściany, nie mówiąc o tym że było tu wilgotno, zimno i ciasno. Nawet okien nie miałem... Ku mojemu zdziwieniu byłem nawet nieco opatrzony, wiec na prawdę zaczynałem mieć myśli że pójdę na jakiś żywy towar, ale starałem się zbytnio nie dramatyzować.
- Patrzcie no! Psina się obudziła! - zaśmiał się nagle ktoś, więc obejrzałem się i zobaczyłem że przez kraty patrzy jeden wysoki facet, który był albo strażnikiem, albo katem.
- Obudził się? Myślałem że kundel zdechnie - fuknął ktoś co mi się nie spodobało.
- Czego chcecie? Kim jesteście? - spytałem jakoś, choć byłem tak słaby że z trudem oddychałem czy też łapałem oddech podczas wypowiadania każdego słowa, przeze mnie wypowiedzianego.
- Ja Ci dam czego chcemy i kim jesteśmy kundlu - warknął wściekle czego nie rozumiałem, po czym nagle otworzył kratowe drzwi i z furią do mnie podszedł i zaczął mnie kopać po rannej ciężko ręce, głowie i brzuchy, ale moje krocze też oberwało....
- Fayth! On ma przeżyć do tortur, a zaraz psa skatujesz i tyle będzie.
- I co z tego? Kundel i tak wyśpiewa wszystko - fuknął zły i kopnął mnie kolejny raz i to bardzo mocno, przez co moje połamane żebra bardzo na tym cierpiały. Nie miałem jak się bronić... Byłem związany niczym szybka, a z resztą i tak ledwie żyłem, więc by wygrał ze mną... Słabi w końcu muszą wyginąć nie? Cóż... Padło na mnie.... Kiedy znowu miał mnie kopnąć i tym razem w głowę, która byłą już zakrwawiona nieco, nagle usłyszałem huk otwieranych drzwi gdzieś nieopodal, a później zobaczyłem jakiegoś chłopaka i mężczyznę. Czyżby kupcy? - przeszło mi szybko przez myśl.

< Reker? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz