- Cycki. Mają być duże. - skomentował stojący ze mną na patrolu James.
Pamiętacie Jamesa? Tego osiłka, który zaciągnął mnie na przesłuchanie? Po zapytaniu go, co najbardziej lubi w kobietach stał się bardzo wylewny. A im więcej w rozmowie było emocji, tym mniej drażniła mnie panująca wokół śnieżyca.
- Ja (Tak)! Takie duże co idealnie pasują do dłoni! - wreszcie w całym tym pieprzniku mogę z kimś ‘po ludzku’ porozmawiać. - Ale wiesz Herr James, ważny jest też krąglutki tyłeczek, taki za który można złapać i nie puścić. - jestem facetem, w rozmowie z innym facetem nigdy się nie powstrzymywałem przed mówieniem tego co mam na myśli. - Ale i tak te wasze Amerykanki nijak się mają do moich Niemek.
James parsknął śmiechem.
- Mówisz o tych Niemkach, z tych wszystkich kawałów? - spytał ironicznie
Pokręciłem głową.
- Nie Herr James, te Niemki, które ja znam są twarde jak hartowana stal. - skorygowałem go i kontynuowałem. - Są wielkie, bo muszą mieć siłę by nosić kufle z piwem. Poza tym, one są na tyle mądre, by wiedzieć, że kręcą nas krągłości, więc wybacz mi Herr James, ale się mylisz.
- Skończ z tym ‘Herr’, Niemcu! Jestem po prostu James! - krzyknął z uśmiechem
Wyciągnąłem do niego dłoń w rękawiczce i powiedziałem:
- A ty skończ z tym ‘Niemcem’, jestem po prostu Detlef. - uścisnęliśmy się za nadgarstki - Taki początek znajomości należałoby opić. - wyszczerzyłem zęby i po chwili spoważniałem. - Tylko szkoda, że żadnej flaszki tu nie widzę.
- I tu się mylisz Detlef - zastukało szkło, a James wyciągnął coś z plecaka.
Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodeczki i krzyknąłem:
- Nicht zu fassen (Niewiarygodne)!
Z uśmiechem podał mi flaszkę:
- Wypijmy z spotkanie i…. za te twoje Niemcy też!
Byłem tak uradowany, że w ułamku sekundy przystawiłem flaszkę do ust.
Ostatnio zaczęło mi brakować Szmaragdowego Pyłu, a alkohol jest całkiem znośnym zamiennikiem.
Już przechylałem butelkę by zaczerpnąć boskiego nektaru (etanolu), gdy poczułem, chłód oraz pieczenie na policzku. Tracąc równowagę upuściłem flaszkę na ziemię. Bardziej od pieczenia policzka bolał mnie odgłos pękającego szkła. Z niedowierzania otarłem sobie policzek rękawiczką.
- Jakiś Ficker (skurwiel) właśnie rzucił mnie śnieżką… - powiedziałem patrząc przed siebie pustym wzrokiem.
Po pierwszej śnieżce zaczęły lecieć kolejne, przy akompaniamencie dziecięcego śmiechu.
- Verdammt (cholera), tak mnie suszyło od rana - skomentowałem patrząc na rozbite szkło.
- Otrząśnij się Detlef! Trzeba tym gnojkom spuścić ostry wpierdol. - przeładował swoją broń. - Trzeba ich znaleźć, skuć i w niewole sprzedać - zaczął się rozglądać w poszukiwaniu dzieci - A jak nie, to po prostu zajebać.
Przeładowując Helgę wydałem z siebie gardłowy okrzyk:
- Ja! Auge um Auge, Zahm um Zahm (oko za oko, ząb za ząb)! Musimy się rozdzielić, będzie szybciej. - strzeliłem z Helgi w niebo. - Gówniaki! Wir kommen für euch (Idziemy po was)! - krzyknąłem.
Ruszyłem w pościg jakby mnie sam diabeł gonił. Są rzeczy na tym świecie, które dzieciom mogę wybaczyć. Ale wśród nich nie jest dewastacja boskiego trunku.
***
- Mir ist Kalt, zu kalt (Jest mi zimno, tak zimno) - nuciłem sobie Rammsteina pod nosem.
Śnieg skrzypiał mi pod butami, a śnieżyca przybierała na sile. Wszystko wskazywało na to, że zbyt daleko oddaliłem się od Jamesa. Ten błąd może mieć poważne konsekwencje.
Już traciłem nadzieję, gdy ujrzałem jakąś sylwetkę chowającą się w zaułku, przy ruinach ceglanych domów. Gdy zbliżyłem się do niej ujrzałem jednak, że postać się nie rusza, tylko wydaje jakieś dziwne, nienaturalne dźwięki.
Podszedłem bliżej i zorientowałem się, że to tylko zwłoki z przyklejoną krótkofalówką. Podniosłem ją i ze zdziwieniem spytałem sam siebie:
- Was ist das (Co to jest)?
Nagle poczułem, jakby ktoś walnął mnie żelazną patelnią w głowę. Zatoczyłem się, a wokół mnie zaczęły pojawiać się gwiazdy.
- Die Sterne, so viele (Gwiazdy, tak dużo)... - wybełkotałem, gdy świat zaszedł czernią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz