- Chcę abyś pomógł mi w bezkarnym zabijaniu Rusków w całym stanie Nowy York. Zapewnisz mi amunicję, ludzi do pomocy oraz rozpoznanie terenu gdzie się mogą znajdować ich niedobitki, a ja będę sumiennie wykonywał każde powierzone mi przez ciebie zadanie.
Teraz to Evans się zastanowił. Jakby w całym tym cyrku absurdu naprawdę rozważał przyjęcie mnie w swoje szeregi.
- Dobrze Nazisto Zussman, przyjmę cię do Demonów. - oznajmił.
- Nie pożałujesz tego. - zapewniłem go.
- Czekaj, czekaj, - pohamował moje zapędy. - chcę mieć pewność, że naprawdę jesteś zdolny do bezkarnego zabijania. Przetrzymujemy akurat kilku Ruskich zakładników i nie wiem co z nimi zrobić. Chłopcy! - zwrócił się do swoich pomocników - Przyprowadźcie tutaj tego ruskiego gacha!
Po chwili dwójka, która mnie ciągnęła przyciągnęła tutaj zupełnie nową osobę. Wyglądał normalnie, facet w średnim wieku, trochę zarośnięty. Evans wyjął pałkę, a na jej widok dopiero co przyprowadzona osoba uklękła i zaczęła coś bredzić po rosyjsku.
- Pozhaluysta! Net! - krzyczał.
Przywódca obozu przeciął mi więzy, wręczył mi pałkę, odsunął się i rzekł:
-Masz, rozerwij się.
Wstałem z krzesła, podszedłem do klęczącego i wszystko wskazywała na to, że naprawdę klęczy przede mną Rusek. Z resztą, było to teraz bez różnicy.
W mgnieniu oka przypomniałem sobie wszystkie zbrodnie Rosjan w miasteczku mojej babki. Kradzieże, morderstwa, gwałty, poniżania niewinnych. A wszystkiego dokonane przez te “wszy”. Skurwysyny, których członek właśnie klęczy przede mną. Na koniec jeszcze ta cholerna bomba! Zacisnąłem pałkę i uderzyłem go w skroń tak szybko, że nawet się tego nie spodziewał. Cios był na tyle celny i mocny, że od razu go powalił. Gdy leżał na ziemi uderzyłem go jeszcze kilka razy w głowę, aż z jego nosa zrobiła się krwawa papka, a jego czaszka przypominała krater. Rusek zdechł. Dobrze.
-Brutalny, celny, skuteczny - przyznał Evans - cechy prawdziwego mężczyzny. To teraz przeprowadźcie mi pozostałą dwójkę - znów zwrócił się do swoich pomagierów.
Po dłuższej chwili wrócili z kobietą targaną za włosy i nastoletnim chłopakiem, który trzymał ręce za głową. Oni też szemrali coś po rosyjsku. Kobieta wpadła w płacz gdy zobaczyła zwłoki na podłodze, a wszystko wskazywało na to, że chłopcu zbiera się na wymioty.
- Papa! Papa! - krzyczał chłopiec, gdy uspokoiło mu się w brzuchu.
Odwróciłem się do Evansa:
- Nie zabijam kobiet i dzieci - oznajmiłem. - pałką.
- A czym? - spytał zaciekawiony Evans
- Pistoletem. - odpowiedziałem krótko.
O ile Evans sam wyznaczył mi granicę swojego zaufania (że nie zabiję go pałką) to teraz sam wyznaczyłem kolejną. Musiał mi zaufać na tyle, że go nie zastrzelę. Dwójka jego pomocników szybko złapała za broń. Ale Evans tylko się uśmiechnął.
- James! Daj mu swój pistolet. - zwrócił się do jednego.
- Ale szefie… - polemizował pomocnik.
- To kurwa rozkaz! - krzyknął na niego.
James wręczył mi niepewnie pistolet. Wiedział dobrze, że mam sposobność zabić Evansa. Ale ja, jak i Evans wiedzieliśmy, że jeżeli to zrobię to nie wyjdę z tych katakumb żywy. Z resztą nie miałem powodu go zabijać. Póki co jesteśmy sobie potrzebni. Popatrzyłem na klęczącą przede mną dwójkę.
-Jeder Russe - przeładowałem i wymierzyłem najpierw w chłopca. - muss sterben.
Evans uśmiechnął się i powiedział:
-Witamy w Demonach.
A po chwili w katakumbach rozszedł się odgłos strzału. Zaraz po nim drugi. A ja, podpisałem pakt z diabłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz