sobota, 18 listopada 2017

Od Nick'a cd. Rosemary

-Rose..-pomyślałem. To imię mówiło mi coś, jednak zupełnie nie wiedziałem co, przez dłuższą chwilę walczyłem ze sobą, żeby przypomnieć sobie chociaż cokolwiek, jednak na nic się to zdało. Odpuściłem i teraz skupiłem się tylko i wyłącznie na drodze, chciałem zapamiętać jak trafić tu z powrotem, by jakby coś przyjść tu ze wsparciem. Prawie zginąłem, to nie może się powtórzyć.
Nagle znać o sobie dało całe moje poobijane ciało, złapałem się za szyję, gdyż moje ciało jakby chciało sobie ze mnie zażartować i przez chwilę nie mogłem wziąć oddechu. Dziewczyna tylko dziwnie się na mnie popatrzyła, nic nie mówiąc. Nie wiem jak wyjaśnić to, że moja wyobraźnia oddziałuje na moje ciało tak mocno, że umie wpłynąć na moje prawdziwe ciało, więc nawet dobrze, że nic nie powiedziała.
Omijaliśmy naprawdę piękne miejsca! Aż pozazdrościć! Jednak miałem dziwne wrażenie, że źle idziemy. Pomimo tego, że dziewczyna prowadziła, a ja nawet nie wiedziałem, gdzie ta jej baza leży. Na nasze nieszczęście zaczął jeszcze padać śnieg! Pogoda już przedtem nie była zbyt piękna, jednak gdy z nieba zaczął spadać biały puch, było jeszcze gorzej. Po spadnięciu "biały puch" zamieniał się w mokrą breję, przez co tylko przemokliśmy do suchej nitki.
Rose nie mówiła, czy jesteśmy blisko, czy nie, jednak gdy weszliśmy w bardziej rozbudowany rejon, gdzie średnie stare bloki i kamienice pojawiały się coraz częściej, poczułem, że to gdzieś tu i jesteśmy naprawdę blisko. Na szczęście nie myliłem się i po chwili już wdrapywaliśmy się po schodach, do jednego z mieszkań.
Gdy byliśmy już w środku, zaskoczyło mnie to, że było niezwykle ciepło. Od razu poczułem ulgę i dziwną lekkość, zupełnie jakby każdy mój mięsień rozluźnił się, zniknął nawet ból. Czułem się zupełnie jak wtedy, gdy w mroźne, zimowe wieczory wracałem do domu, gdzie zastawałem ciepły, przytulny dom, w którym od razu czułem się lepiej. W sumie można to miejsce było porównać, z moim "mini domem" w dziurze obok przystanku, jednak tamtego miejsca nic nie zastąpi, jest jedne w swoim rodzaju!
Rose poszła przebrać się w coś suchego, ja rozebrałem się do samych spodni i podkoszulka, po czym zostawiłem wszytko inne do suszenia. Co jak co, ale teraz było mi dość zimno, masa bandaży przylegających do mojego ciała, skutecznie mnie ochładzały, zresztą zupełnie jak reszta ubrań, które na sobie zostawiłem.
Jak oboje byliśmy w miarę ogarnięci, dziewczyna poczęstowała nie zupą z puszki, za co byłem jej naprawdę wdzięczny. Niby miałem coś tam do jedzenia w plecaku, jednak nie było to porównywalne do gorącej zupy. Nie wiedziałem nawet, że byłem aż tak głodny, zjadłem całą moją porcję tak szybko, że zapomniałem dać cokolwiek Klifowi. Jednak on na szczęście nie wyglądał na głodnego, nawet niezbyt prosił mnie, bym podzielił się z nim jedzeniem, więc trochę mi ulżyło. Później zaczęliśmy przygotowywać się do samego wyjścia. Na szczęście wszystkie moje ubrania zdążyły wyschnąć, więc o wiele lepiej się w nich czułem. Rose dała mi najpotrzebniejsze rzeczy. Jakąś broń, którą z chęcią przyjąłem, chociaż dobrze wiedziałem, że gdzieś na dnie plecaka mam rozwalony na dwie części pistolet, który wystarczy złączyć, załadować i już. Dała mi też płaszcz przeciwdeszczowy, co na tę pogodę było naprawdę świetnym pomysłem. Szybko ubrałem się i byłem już prawie gotowy do drogi, martwiłem się nieco o Klifa, nie mógł być chory. Wziąłem jakąś grubą, z jednej strony chyba nieprzemakalną szmatę i zawiązałem ją tak, by pokrywała, jak największą część psa. Może nie wyglądał w tym najlepiej, jednak byłem pewny, że dzięki temu, chociaż będzie bardziej suchy.
Gdy powoli wychodziliśmy, Rose dała mi jeszcze butelkę wody, którą od razu schowałem do plecaka.
-Nadal chcesz wracać po swoje rzeczy?-zapytała, po czym wyszła z mieszkania, ja w ślad za nią.
-To nie ma sensu.. No cóż.. Eh tam było.. Dobra po prostu tam nie idźmy!-stwierdziłem, patrząc w dół, po czym przypomniał mi się moment, w którym Reker dawał mi stracony prezent-Jeszcze jakiś kolejny idiota będzie chciał nas zabić..
-Mhm.. racja-odpowiedziała, po czym już bez słowa zaczęliśmy schodzić po schodach.
-Czekaj gdzie my w ogóle teraz idziemy?-zapytałem, jak oboje staliśmy już na polu-Trochę się w tym wszystkim pogubiłem..
-Umm.. No tam do tych twoich tych..-mruknęła, po krótkiej ciszy.
-Ahh, no tak! Do przemytników!-powiedziałem, po czym starałem się jakoś zorientować w terenie- Zdaje mi się, że nie jesteśmy bardzo daleko, od pierwszej większej bazy..-stwierdziłem, jeszcze przez chwilę zastanawiając się, jednak tak, do pierwszego obozu, był naprawdę niedaleko, nie było sensu wracać się, tam skąd przyszedłem, byłoby to zupełnie nieopłacalne. Za to punkt, do którego mnie wysłano, obrałem za nasz nowy cel.
-Dobra, wiem już, tędy!-powiedziałem, po czym wreszcie ruszyliśmy. Myślałem, że droga będzie nico krótsza, jednak i tak nie było to jakoś strasznie daleko. Gdy zbliżaliśmy się do samego wejścia, na naszą drogę nagle wyskoczyli strażnicy, przez co Rose, pewnie automatycznie stanęła w pozycji bojowej z gotową bronią w ręku. Od razu, szturchnięciem dałem jej znak, żeby jak najszybciej schowała broń. Nawet Klif, grzecznie przywarował przy mojej nodze.
-A więc..- zapytał jeden strażnik, na co ja szybko zdjąłem czapkę, tak by mogli mnie rozpoznać.
-Och.. Nick!-krzyknął drugi
-Jak tam w terenie?-zapytał jeszcze inny i powoli zaczął robić się hałas.
Na szczęście po mojej twarzy nie widać było tego, że miałem dość spore kłopoty, gdyż aż pod nos sięgała moja kórtka.
-Ona idzie ze mną-wskazałem na Rose- i potrzebujemy medyka, ja nie dam rady-powiedziałem, po czym złapałem dziewczynę i zaciągnąłem ją do środka. Strażnicy nie mogli zbytnio iść z nami, jednak grzecznie odprowadzili nas do pierwszej lepszej osoby, którą okazał się Jacob.
-Cześć, widziałeś Williama? Potrzebuję go..-powiedziałem, rozpinając kurtkę, spod której lekko zaczął wystawać bandaż.
-Jasne, jasne, to pewnie opowiesz później.. Idź do B-pokierował nas, a my bez chwili ruszyliśmy pod wskazane miejsce.
-Przepraszam, że tak jakoś mało do ciebie mówię, ale strasznie się stresuję..-przyznałem.
-Co czym? Nie widzę, żebyś miał tu żadnych wrogów..-stwierdziła, po czym spojrzała na mnie niezrozumiałym wzrokiem.
-Nie wykonałem misji.. Tyle..-mruknąłem- Ciebie zaprowadzę do Kate, jest tu naszą jedyną kobietą, coś se tam razem porobicie, ja muszę na chwilę iść..
-Widzimy się później!-krzyknąłem do niej, po czym ona zrobiła to samo-Aha zapomniałbym, weź psa.. Nie wiadomo, jak zareaguje u Williama, gość jest dość porywczy..-wytłumaczyłem, po czym bez słowa chciałem już odejść,
-Czekaj!-Zawołała na mnie, na co szybko odwróciłem się w jej stronę-Jak się wabi?
-Klif!-powiedziałem, po czym szybko zacząłem iść w stronę B. Bardzo lubiłem tę bazę, była to moja druga ulubiona, rzecz jasna na pierwszym miejscu, jest moja ukochana główna baza, gdzie jest mój ukochany przystanek! Innymi bazami oczywiście nie gardzę, jednak ludzie robią swoje!
Jednym z najlepszych cech tej bazy, było to, że ma świetną okolicę, a co najważniejsze, jest bardzo bezpieczna. Wszystko zrobione jest w starej szkole. Okna są zamurowane i od nowa postawione w miejscach, gdzie my ustaliliśmy. Wszystko nie jest ogrzewane, ale ogólnie jest w miarę ciepło. Jest dość dużo schodów, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że nie dało się ich "przenieść", ale dzięki temu, nie raz przy oblężeniu dawało nam przewagę. Ogólnie miejsce bardzo przytulne, dobrze jest tu wracać.
Gdy już powoli dochodziłem do samego pomieszczenia Williama, nawiedziła mnie fala zimna, miałem co do tego spotkania złe przeczucia. William jest bardzo miłą osobą, ale tylko i wyłącznie, gdy wszystko idzie po jego myśli.
Zapukałem i czekałem aż dostanę pozwolenie na wejście.
-Wejść!-usłyszałem, rozkaz zza drzwi i szybko wślizgnąłem się do pomieszczenia.
W środku był William z dwoma innymi przemytnikami, którzy na jego rozkaz od razu opuścili pokój.
-A więc?-zapytał, dając mi znać, że mam rozpocząć spowiedź.
-Nie udało mi się.. Niby był to tylko zwiad, ale..-urwałem w pół słowa, widząc narastającą wściekłość, na twarzy mojego rozmówcy.
-Czy ty nie potrafisz wykonać najprostszego zadania?!-wrzasnął, wstając z krzesła.
-Nie to nie..
-Nie tak? A jak do cholery?! Miałeś tam iść tylko na pierdolone zwiady! Co jest w tym trudnego?!-przerwał mi
-No dobrze mogę skoń..
-Nie!-znowu mi przerwał
-Nie przerywaj mi!-warknąłem w jego stronę, zirytowany jego chamskim zachowaniem-To, że jesteś tu szefem, nie znaczy, że możesz mną pomiatać!
-Ty..
-Nie! Teraz ja mówię! Tam są ludzie! Niebezpieczni ludzi! O mało mnie nie zabili! Jestem cały w ranach i mam praktycznie całe podcięte gardło! Oni nie mieli zwykłego wyposażenia! Więc nie mów, że nic nie zrobiłem!!-wykrzyczałem wszystkie najważniejsze informacje, po czym chwilę dysząc, uspokoiłem się. William wyglądał na przerażonego.
-Jacy ludzie?-mruknął już cicho i spokojnie-Masz mi powiedzieć wszystko!
-Tylko mi nie przerywaj! A było tak..
*****
Po dość długim czasie zakończyła się moja rozmowa z Williamem, doszliśmy do wniosku, że jak jeszcze raz ktoś natknie się na nich, to trzeba będzie ich jakoś wybić. Nie mogą nam zagrażać. Teraz szedłem z powrotem do Rose i Klifa. Byłem jeszcze nieco zdenerwowany, gdyż William naprawdę potrafił podnieść ciśnienie!

<Rosemary?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz