sobota, 11 listopada 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Minął miesiąc pełen wielu wydarzeń i zmian... Zima nadal trwała i cały czas ukazywała jaka to ona zła i niedobra... Największą frajdę miały z tego wszystkiego nasze dzieciaki, które bez przerwy błagały nas, żebyśmy wyszli na dwór na co oczywiście im ulegaliśmy, lecz nie byliśmy tam zbyt długo z powodów oczywistych... No... Piździ jak nie wiem co nie? Wracając jednak do rzeczywistości to siedziałem właśnie na swoim fotelu w gabinecie sprawdzając ważne dla obozu dokumenty. Tia... Ta sprawa z Katriną się jakoś wyjaśniła, ale i tak babsku za grosz już nie ufam... Czasami ciężko było mi się rozczytać, ponieważ Gregory Smith pisał nieco rozciapane literki, które zdawałoby się, że są wszędzie! Ja rozumiem, że każdy pisze inaczej, ale błagam zabierzcie to ode mnie... Czy ja wyglądam na tych co czytają hieroglify? Bo mi się nie wydaje! Jednak jakoś się z tym uporałem więc zostało mi jeszcze to tylko zanieść Ericowi, który powie ostatecznie co z tym wszystkim się stanie.
Kiedy tylko wyszedłem ze swojego, cieplutkiego gabinetu uderzył od razu we mnie nieprzyjemne zimno przez które zjeżyłem się niczym kocisko próbujące zaatakować swojego wroga. Tia... Tu nie to samo co było w wieży... Tam nie zważają na temperatury puszczano nas na misje a potem się dziwili, że wielu nigdy nie wróciło... W tedy nie zwracałem na to jeszcze aż tak dużej uwagi, ale teraz? Teraz to sam nie wiem jak mogłem im tak ślepo wierzyć w każde ich słowo... Nie mam pojęcia jak mogłem brać kogoś takiego jak Michaela za wzór! Nigdy nie chciałbym być taki jak on! To był potwór, nie człowiek... Eh... Było minęło i nie ma już co rozpamiętywać...
Kiedy odwiedziłem gabinet wujka od razu rzuciłem papierami o jego biurko byłem już nieco przemęczony, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Blondyna jak zwykle nie było w pokoju więc nic od niego nie chcąc postanowiłem wreszcie nieco odsapnąć. Wiedząc, że Kiara pewnie jest już na medycznym a dzieciaki u dziadków, postanowiłem pójść do Persefony. Ostatnio znowu gdzieś znikała z Diablem co nieco mnie martwiło, ale te koniska nie lubiły zbytnio siedzieć w boksach więc w sumie im się nie dziwłem. Najważniejsze, że wracały do stajni gdy się ściemniało! Chyba nie przeżyłbym straty tej klaczuchy... Dobra, bo znowu rozgadam się nie na temat i się zanudzicie!
Byłem już blisko znajomych mi schodów aż tu nagle potknąłem się o głupi, czerwony dywan! Tak zrobiłem to po raz pierwszy w życiu i na dodatek spadłem ze schodów tracąc przytomność... Lepiej nie mogło być...
*****
Obudziłem się na medycznym gdy za oknami było już ciemno. Głowa bolała mnie jakby ktoś bił mi w potylice młotkiem, ale jakoś dawałem radę. Rozejrzałem się po pomieszczeniu spokojnym wzrokiem i już po minucie odnalazłem swoją ukochaną Kiarcię, która patrzyła zdziwionym wzrokiem na jakiś papierek. Niedługo potem zobaczyłem Edwarda, który mruczał coś pod nosem więc pewnie znowu miał swoje humorki.
Kiedy tylko poczułem nagły przypływ siły, podniosłem się jakoś do siadu oraz przetarłem prawą dłonią oczy wyczuwając na swojej głowie bandaż.
- Co się stało? - zapytałem w ich kierunku próbując również wstać na nogi.

<Kiara? :3 Wiesz o co chodzi xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz