Kiedy byłam sama w pustce, znowu płakałam. Byłam zrozpaczona że normalne życie jest dużo gorsze, dużo trudniejsze niż myślałam oraz było coraz to bardzo skomplikowane. Kiedy byłam w niewoli, myślałam tylko o wolności i o tym że chce znaleźć swoją rodzinę, a teraz? Nie marzę o niczym więcej, tylko o tym by umrzeć. By już nigdy się nie obudzić… Widziałam że Eric był coraz bardziej zły i zirytowany tym, że przez jedną głupią dziewuchę nie mógł mieć świętego spokoju. Nie byłam głupia… Umiałam to rozpoznawać.
Przeszkadzałam mu i przeze mnie nie spędzał czasu ze swoja rodziną. Ale on przynajmniej ją ma i może się nią cieszyć – pomyślałam sobie zapłakana w pustce – Nikt nie chce go zabić za to o czym nie wie… Nikt co po chwilę go nie prześladuje, bo jest inny… Nie krzywdzi go… Jest przywódcą, więc wszyscy go bardzo szanują i liczą na niego że ich obroni w razie czego, a ja? Byłam i jestem tutaj nikim, innym prócz pasożytem.
Żadnego ze mnie pożytku nie ma tylko się użalać nad sobą potrafię! Nikt mnie tu nie lubi i każdy prócz Erica chce mi zrobić krzywdę. Śmieją się, popychają, gardzą za plecami kiedy przechodzę korytarzem. To boli… bardzo boli! Niby słyszałam tam pocieszające słowa Erica, lecz ja i tak wiedziałam jak jest naprawdę. Większość osób myślała że po prostu tylko udaję tą która straciła pamięć, by wokoło niej ciągle skakać, ale tak nie było!
Ja naprawdę nic nie pamiętam… Na prawdę! - powtarzałam ciągle w myślach, podczas gdy łzy leciały mi po policzkach strumieniami. Jeszcze te nienawistne spojrzenia ludzi wobec mnie. Tylko niektórych wzrok był łagodny, albo obojętny, a reszta miała taki jakby chcieli mi się rzucić do gardła. Pewnie myśleli że to ja celowo sprowadziłam do ratusza tych zabójców, co też nie jest prawdą! Już powoli tego nie wytrzymywałam… Za dużo tego! Za dużo! Niech dadzą mi już wszyscy święty spokój! Niech się nie zbliżają! - pomyślałam sobie szybko, a wtedy nagle zostałam wręcz wrzucona do krainy snów, czego nie rozumiałam.
**********************************
Byłam w jakimś budynku w roli obserwatora z tego co widziałam. Nie mogłam dotykać niczego. Stałam tak jakby w korytarzu i miałam doskonały widok na salon, gdzie bawiła się mała dziewczynka… Zaraz… To byłam ja! Tak! Miałam dokładnie 15 lat, tyle ile wtedy gdy mnie porwano! Bawiłam się klockami Lego cichutko i ułożyłam sobie domek. Na przeciwko mnie były piękne drzwi balkonowe, które prowadziły na duży taras, a drzwi były otwarte, dzięki czemu wlatywało świeże powietrze. Była noc i chyba pora kolacji z tego co widziałam po zegarze. Nie wiem skąd to wiedziałam, po prostu przeczcie!
Wszystko było spokojnie, dopóki nie zbiegło po schodach trzech chłopców. Jeden z chłopców przebiegł celowo obok mnie i kopnął z całej siły nogą w mój domek, przez co się rozpadł na drobne kawałeczki... Zaczęłam płakać i spojrzałam na niego załzawionymi oczami. Chciałam chyba pobiec do mamy ale drugi z chłopców brutalnie popchnął mnie z powrotem na wielki kremowy dywan.
- Znowu ryczysz?! Ulubienica tatusia i mamusi! Głupia beksa! - warknął trzeci z chłopców i patrzyli na mnie ze złością, w oczach a ja nawet nie wiedziałam dlaczego.
- Mogłaś się nigdy nie urodzić! Było lepiej i rodzice nas kochali! Przeszkadzasz tylko! - warknął drugi chłopiec.
- Tylko ryczeć potrafisz! - dodał pierwszy - Za doża już jesteś na takie głupoty! Nic dziwnego że nikt w klasie Cię nie lubi! Jesteś tępa i głupia! - dodał jeszcze.
- Dlaczego mnie nie lubicie? - spytałam łkając coraz bardziej i czułam jak serce ściska mnie z bólu. Jak płakało z braku akceptacji najbliższych i rówieśników.
- Nie jesteś naszą siostrą! Pasożyt! Nikt dwójkowej uczennicy przepychającej z klasy do klasy nie będzie chciał na pilota! - warknął drugi.
- Alan! Alex! David! Coście narobili?! - usłyszałam wściekły wrzask mężczyzny, zapewne ojca, na co się wzdrygnęli lekko i odwrócili głowy w stronę kuchni, lecz ja już nic nie widziałam, co się działo w domu, bo wybiegłam na taras, a później na podwórko z płaczem gdzie korzystając z tego iż była otwarta furtka, wybiegłam przez nią i poleciałam do lasu... Dość długo biegłam przez ten las, aż w końcu opadłam wtedy całkowicie z sił. Byłam tylko dzieckiem...
Płakałam ciągle i pamiętam i czułam ten ból że moi trzej bracia mnie nie kochali... Ich zdaniem przeszkadzałam im w drodze do miłości rodziców, więc postanowiłam uciec by ich już więcej nie złościć... Było mi przykro bardzo i czułam że to nie był pierwszy raz, kiedy coś takiego zrobili... Czułam to! Jako mała dziewczynka dotarłam do pięknego parku, gdzie moją uwagę od bólu, ciemności i samotności przerwał zapach kwiatów i ich widok. Nigdy takich nie widziałam, więc cieszyłam się że chociaż one mnie akceptują...
Że chociaż one nie ranią i nie chcą ranić. One nie oceniały tak jak ludzie.Moi bracia mieli wtedy 17,19 i 20 lat. Ja byłam najmłodsza i miałam 15... Byłam jedyną córką rodziców i najmłodszym dzieckiem, więc to mnie poświęcało się więcej uwagi, choć rodzice starali się poświęcać tyle damo też i moim braciom, ale Ci zawsze i tak byli źli i się buntowali. Pamiętam że czułam się wtedy strasznie. Rówieśnicy mnie na prawdę nie akceptowali bo byłam tą najsłabszą uczennicą i dużo wolniej wszystko pojmowałam niż inne dzieci.
Miałam też opóźniony rozwój... Z czego to? Ano z tego iż jak się urodziłam z rana, to w nocy dostałam bardzo ciężkiego niedotleniania, gdyż niektóre komory w moim małym sercu się jeszcze nie zamknęły choć powinny. Nie znam się na tym zbytnio, ale wiem że mam mówiła że leżałam w inkubatorze by mnie dotlenić i byłam pod stałą obserwacją lekarzy kardiologów. Rodzice mówili że po tej całej nocy nie dotleniania, powinnam być niepełnosprawna umysłowo. Przykuta do wózka i w ogóle być nierozumna. Inaczej mówiąc powinnam być debilką jakąś.
Bo ponoć z takiego niedotleniania mózgu jakie miałam się nigdy nie wychodzi, a ja jakimś cudem wyszłam, lecz to się odbiło na moim dojrzewaniu do tego coraz bardziej rozwijającego się świata. Przez to właśnie nie miałam kolegów ani koleżanek. Nikt nie chciał się ze mną zadawać, tylko się śmiali ze mnie, co mnie bardzo raniło i też dlatego wtedy potrzebowałam większej uwagi rodziców. Wtedy... W tym parku... Myślałam tylko o tym że chcę umrzeć, by już nikomu nie przeszkadzać oraz żeby już nikt inny się ze mnie nie śmiał, bo jestem głupia. A później wiadomo co się już dalej działo...
*********************************************
Nie wiem czy ten sen był mi potrzebny. Przypominając sobie to wszystko, poczułam się wręcz jeszcze gorzej, bowiem zrozumiałam że nie jestem w swojej rodzinie mile widziana. Najmłodszym bratem był Alan, później był Alex i David. Kiedy byłam znowu w pustce, otarłam łzę z policzka i z pod oka. Wiedziałam ze nie mam tam czego szukać.Bracia mnie nienawidzili wiec nie miałam po co wracać, a z resztą rodzice pewnie też mnie nie cierpieli za to ze mają i tak córkę debilkę, bo nic nie pojmowała tak jak jej rówieśnicy, którzy urodzili się normalni i zdrowi... Czyli ja zawsze byłam sama... Nikt nigdy mnie nie chciał i tak jest też teraz - pomyślałam załamana i już miałam wybuchać kolejnym płaczem w pustce, kiedy to zaczęłam się budzić, a obok mnie nikogo nie było.
No tak... Nie ma co przy mnie siedzieć... Jestem tylko debilką, która nie ma prawa żyć, wśród takich jak oni "normalni" - pomyślałam sobie jeszcze i odwróciłam głowę w stronę okna. Nie wiedziałam co prawda jeszcze dlaczego Ci bandyci chcieli mnie zabić, ale może mnie z kimś pomylili? Nie wiem... I chyba już nic nie chcę wiedzieć!
< Eric? ;3 Jej bracia żyją i są w śmierci na wysokich stanowiskach xdd Są dobrzy i żałują tego co się wtedy działo i nie rozumieli przez co przechodzi ich siostra i pragnęli uwagi rodziców, takiej jaką mieli przed jej narodzinami ;c Mają już rodziny i w ogóle xdd Nie rozpoznają jej xdd Tęsknili za nią i się obwiniali bardzo ;c Ona zaś nie chce się do nich zbliżać, bo wie że przez nią cierpieli tylko, a poza tym sprawiali jej też przykrości wiele ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz