Cholera! Coś czułem, że tak to się właśnie skończy! Chyba Trupiarnia nie ma co robić od śmierci swojego zakichanego przywódcy... Dziwiło mnie trochę, że jest tu tak masakrycznie gorąco, no przecież jak wiadomo mamy zimę gdzie panują temperatury minusowe a nie plusowe tak jak latem. Było tak duszno i parno, iż wraz z siostrą po drodze musieliśmy rozpiąć kurtki, bo byśmy się nieźle spocili w tak grubych kożuchach. Wracając jednak do tematu to widząc, iż nasi wrogowie chcą walki, chwyciliśmy od razu za broń mówiąc im tym samym, że tak łatwo się im nie poddamy! Pieprzone ścierwa - warknąłem w myślach strzelając do najbliższych żołnierzy z M4, które poza glockiem i Barrettem postanowiłem wziąć ze sobą i jak się okazuje podjąłem słuszną decyzję!
Podczas walki z tymi kretynami oczywiście na oku miałem cały czas siostrę, bo nie daj Boże ktoś by mi ją postrzelił i Tamara kaput! Oczywiście na to pozwolić nie chciałem więc sami wiecie, że moja czujność wzrosła powyżej stu procent by jeszcze lepiej ją obronić co zapewne jej się nie podobało, bo znając życie sama chciała udowodnić innym, że nie jest słabą kobietą, która wyje, bo złamał jej się paznokieć, ale cóż... Jako jej brat mam swoje instynkty i nic na to raczej nie idzie poradzić.
- Tutaj słabeusze! - krzyknąłem zza kamienia dzięki czemu złapałem w pułapkę jednego z nich i zakończyłem jego żywot celnym uderzeniem noża w tchawicę dzięki czemu trysło trochę krwi, ale mi to w żadnym stopniu nie przeszkadzało. No co? Taki już mamy świat... Dookoła chodzą zombie gotowe cię zabić a ty byś się bał flaków i krwi?! To już niestety na porządku dziennym! Z resztą każdy szanujący się żołnierz nawet z przed wojny nie trząsł się na widok porozrywanych ciał innych ludzi, ale nie o tym teraz mamy gadać! Przerzuciłem cielsko Trupa za swoje plecy oraz ponownie wróciłem do roboty. Zostało już ich bardzo mało i gadziny zaczęły się ukrywać przez co położyłem się brzuchem na ziemi oraz ściągając z ramienia snajperkę zacząłem szukać swoich celi, które pewnie drżały gdzieś w krzakach niczym ostatnie sieroty zastanawiając się czy lepiej zwiewać czy zostać i przeczekać to całe piekło, które dzieje się blisko nich. Cip cip ptaszynki - zadrwiłem w myślach przykręcając za pomocą pokrętła nieco lunetę by ta przybliżyła obraz jeszcze lepiej za co pewnie dostałbym w trąbę od swojego nauczyciela ze szkoły, który zawsze nas uczył, że mamy namierzyć cel a dopiero później wszystko ustawiać jak powinno być... Cóż, ale staruch teraz nie żyje więc mogę robić co chce... Poza tym szkołę skończyłem już dawno więc działam jako żołnierz na swoją własną odpowiedzialność! Dobra dosyć tego biadolenia, bo jak się rozgadam o starych czasach to mnie nikt chyba słuchać nie będzie... Strzeliłem znalezionemu, wrogiemu żołnierzowi prosto w łeb dlatego upadł on dzięki ogromnemu odchyleniu na plecy a jego kumpel ze strachu zaczął uciekać, lecz daleko nie zwiał, gdyż zdjęła go moja zdolna siostrzyczka strzałem prosto w serce. Chciałem już się pokazywać, ale na szczęście przypomniała mi się pewne zasada... Mianowicie snajper nigdy nie pokazuje się pierwszy, bo w końcu wróg może się tu jeszcze gdzieś czaić!
Zacząłem powoli czołgać się na zachód do bardziej zagęszczonej strefy nagich i niemal spalonych na wióry drzew. Było tu tak gorąco, że ledwo dało się dychać! Już sam nie wiedziałem czy wolę zimno -56 stopni czy ciepło +56 stopni... To wszystko było takie pokićkane i zaczynałem powoli wątpić czy to nie jest tylko głupi sen.
Byłem już dość blisko swojego celu i miałem zamiar mruczeć do Tamary przez krótkofalówkę by podała mi swoje współrzędne, ale w tym samym momencie na nie wielkim wzniesieniu zobaczyłem jakiegoś mężczyznę... Patrzył w moją stronę uważnie tak samo jak gdzieś w dal... Nie wiedziałem co tu robi i skąd jest dlatego miałem ciągle palce blisko spustu by w razie czego pozbawić go niemal natychmiastowo życia. Na co ten kretyn się gapi?! - mruknąłem w myślach wiedząc, że jestem nadal widoczny, lecz jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Jego zimno zielone oczy chciały mnie przeszyć na wylot, ale ja odwzajemniłem się tym samym nie chcąc pozostać teraz gorszym. Może to i śmieszne, ale wyczułem jak się uśmiecha. Najchętniej strzeliłbym mu w łeb, ale ten postanowił szybko odjechać i zostawić nas samych sobie.
- Siostra gdzie leżysz? - mruknąłem podnosząc nieco głowę by lepiej się rozejrzeć.
- Tutaj żołnierzyku! - odpowiedziała mi unosząc lewą rękę na ułamek sekundy w górę.
- Nie nazywaj mnie tak - mruknąłem marszcząc z niezadowolenia nos.
- Oj tam, oj tam! Nie marudź! - zaśmiała się a ja jakoś się do niej doczołgałem oraz wybrudziłem sobie dodatkowo mundur wypaloną ziemią.
- Sama zaczęłaś - zadarłem do góry głowę dumnie jak jakiś paw po czym spojrzałem na nią kątem oka i z gracją dzikiego kota wylądowałem na jej brzuchu oraz zacząłem ją łaskotać - Kici kici Tamaruś - dodałem "pastwiąc" się nad jej szyją.
<Tamara? :3 Braciszkowi nie uciekniesz xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz