Gdy byłam na świeżym powietrzu, zaatakował mnie podmuch silnego wiatru, lecz mnie nie zniechęcił do biegania. Dzisiaj nie było tak zimno jak tydzień temu, ale temperatura dawała o sobie we znaki. Wolnym ale rytmicznym truchtem rozpoczęłam dzisiejsze bieganie.
To jak się tu znalazłam, zawdzięczam Rekerowi z obozu Śmierci. To on mnie znalazł i uratował przed inwazją Zombie, gdy już myślałam że jestem sama, i już myślałam że po mnie. Zawdzięczam mu życie. Po tym jak straciłam matkę, zaczęłam szukać krewnych. Na znalezienie mojego ojca, nie miałam nadzieji. Dawno się już do nas nie odzywał. A krewni zginęli przez bombę atomową.
Czując że zrobiło mi się trochę cieplej, wyrwałam się z refleksji, przyśpieszyłam. Czułam jak moje serce bije szybko. Dzięki bieganiu mogłam się rozgrzać, i spędzić sama czas.
Po kilkuset metrach znowu dopadły mnie wspomnienia gdy szukałam jakieś pomocy. Wędrowałam wtedy w poszukiwaniu żywej duszy, ale spotykałam tylko co chwilę zombie, które uporczywie chciały się dostać do mnie,i się we mnie wgryźć. Myślałam że zostałam sama. Nie miałam ochoty wędrować i poszukiwać. Wydawało mi się że nie ma nikogo oprócz mojej osoby. Aż wreszcie spotkałam na swojej drodze Rekera, który mi naprawdę pomógł.
Zmęczyłam się bieganiem. Przystanęłam i się rozejrzałam. Byłam daleko od granic swojego obozu. Byłam na skraju lasu, a przedemną rozciągało się jakieś pole, albo łąka. Tego pewna nie byłam. Spojrzałam na pobliskie drzewo.
Pamiętam pierwsze moje spotkanie z zombie. Uciekałam wtedy na drzewo, w tamtym momencie zdobyłam nowe umiejętności oraz przestałam bać się wysokości, tak jak w przeszłości.
W kilka sekund znalazłam się na solidnej gałęzi w koronie drzewa. Byłam zmęczona. Mimo tego że spałam, byłam zmęczona także i z braku pożywienia. Nie jadłam nic od 15 godzin. Oczy zaczęły mi się zamykać, a ja oparłam głowę o korę drzewa i zasnęłam
***3 GODZINY PÓŹNIEJ***
Trzymałam go przy ziemi. Byłam nowa, ale mimo wszystko nie widziałam go ani razu. Owszem widziałam jak radził sobie z tymi gnijącymi umarlakami, ale mimo wszystko mógł stanowić zagrożenie. Od początku obserwowałam go z bezpiecznego miejsca na gałęzi wielkiego drzewa, na początku wahałam się, czy zainterwieniować, czy może siedzieć cicho, i w odpowiednej chwili uciec. Lecz on walczył sam, i gdyby sobie nie radził, moglabym wkroczyć w samą porę. I wkroczyłam, ale gdy te bezmózgie strzworzenia były martwe, a zajęłam się nieznajomym . Odurzyłam go choć na chwilę swoją kuszą. Nie chciałam zrobić jemu krzywdy, ale jednak trochę to musiało boleć.
-Kim jesteś, i co tu robisz?-Warknęłam kierując swoją broń w jego stronę.Trochę czasu minęło zanim się odezwał. Nie wiem czy go tak mocno uderzyłam, czy był już taki przymulony.
-Hiro Vrah-Stinu, obóz Duchów. Lepiej by było gdybyś mnie puściła.-Powiedział. To jeden z Duchów. Nie, mógł być jednym z Duchów, ale nie musiał.
Odskoczyłam od niego, a on powoli usiadł, i złapał się za głowę.
-Przepraszam, mój błąd.-Spjrzałam na niego, a później skoncentrowałam swój wzrok na jednego z zombie.
-Mam radę. Następnym razem uprzedź kogoś, i się poprostu spytaj.-Wstał, po czym spojrzał na mnie swoimi oczami, które -miałam wrażenie- świdrowały mnie na wylot.-Jak się nazywasz?
-Mika Colleté. Obóz Przemytników. Nic Tobie się nie stało??
-Nic poważnego. Nie powinnaś być na terenach swojego obozu?-Spytał odwracając się do mnie plecami.
-Miałam już iść. Ale masz jeszcze to.-Podałam mu małą fiolkę.
-Co to?-Spytał odwracając się w moją stronę i spoglądając na przedmiot trzymany w mojej dłoni.
-Tak jakby lek, który dostałam od mojej babki. Pomaga na ból głowy.-Podałam mu fiolkę do dłoni -Ja już idę.
Ruszyłam przed siebie. Z kuszą w dłoni czułam się bezpieczniejsza. Biegłam przez las w stronę mojego obozu. Jedynie tam mogłam się czuć bezpieczna.
<Hiro? Wiem że słabie :/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz