- Rozwiążę cię, ale nie ma żadnego uciekania - postawił warunek, na który zgodziłem się od razu, szybkim ruchem głowy. Ojciec pomyślał nad tym jeszcze chwilę trzymając mnie w napięciu aż w końcu zabrał się do roboty i po kilku minutach byłem wolny! No tak prawie wolny, bo niebieskooki ciągle tutaj siedział, ale w pewnym sensie byłem! Rozmasowałem niemal natychmiast obolałe nadgarstki a o kostkach wolałem teraz zapomnieć. Poza tym nie chciało mi się teraz schylać i robić dziwne pozy by zmniejszyć ból i ścierpnięcie, które i tak niedługo mi raczej przejdzie - A teraz jedz! Musisz być silny chłop! - dodał niemal wpychając mi tackę z jedzeniem w ręce.
- A ty? - zapytałem niepewnie opuszczając nisko głowę jak przestraszone zwierze nie chcąc by mnie uderzył.
- Ja już jadłem synku... Nie bój się, przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę - odpowiedział mi łagodnie ponownie dokonując na mnie czynu głaskania.
- Tak wiem, ale to taki odruch - szepnąłem mrużąc oczy z zadowolenia dzięki czemu cicho się zaśmiał.
- Smacznego kochanie! - powiedział jeszcze i zająłem się posiłkiem. Było tego na prawdę dużo! Lubiłem kurczaka tak samo jak frytki, ale nie sądziłem, iż to wszystko w sobie pomieszczę. Wiecie ja zazwyczaj jem w "locie" że tak to ujmę a to wiąże się z małymi porcyjkami... Cóż może niektórzy przy tym padli by z głodu, ale mój organizm zdążył się już do tego przyzwyczaić chociaż z początku bywało ciężko. Jednak nie o tym mamy dzisiaj gadać! Zjadłem ze smakiem o dziwo całą porcję, co mojemu tacie bardzo się spodobało i nawet mnie pochwalił przez co strasznie się ucieszyłem. Jak przytyję to chyba zrobię 50 kółek w okół ratusza - mruknąłem w myślach a on jakby mi w nich czytając przewrócił oczami - Kias nawet o tym nie myśl! Masz odpowiednią wagę a czasami nawet niedowagę więc daj sobie spokój - westchnął czochrając mnie po włosach dzięki czemu powstał teraz na mojej głowie artystyczny nieład.
- No dobrze, już dobrze - uśmiechnąłem się delikatnie co bardzo mu się spodobało - Muszę tu być? W pokoju będzie mi się lepiej leżeć - dodałem po chwili a on musiał jak zwykle chwilę nad tym pomyśleć.
- Hm... Zgoda, ale jak się dowiem, że pracowałeś to dostaniesz szlaban na szpiegowanie - uśmiechnął się chytrze a ja spojrzałem na niego okrągłymi jak pięć złotych oczami.
- A-ale t-tato! - jęknąłem żałośnie a on spojrzał na mnie jak zwykle spokojnymi oczami.
- Nie ma "ale" dasz radę synek więcej wiary w siebie - stwierdził pomagając stanąć mi na równe nogi tak bym się nie wywalił - To gdzie idziemy? - zapytał gdy złapałem samodzielnie równowagę.
- Do mojego pokoju - odpowiedziałem mu natychmiastowo.
*****
Siedziałem z tatą przez całą godzinę, ale w końcu musiał iść do Erica, bo coś mu tam obiecał, ale powiedział, że wróci i mam nie wydziwiać czasami. Nie chcąc sprawiać żadnych problemów poszedłem spać, ale kiedy wstałem na biurku zawitał jakiś list, który nie ukrywam, bardzo mnie zasmucił. Był od anonimowej osoby i chodź wiedziałem, iż to nie prawda uderzył mnie mocno w serce. Chodziło w nim o to, że naśmiewano się w nim z mojej osoby oraz napisano, że nie jestem synem Oliviera Stevensona. No... Mam nazwisko Graves, ale ono jest po ojczymie, którego i tak nie lubiłem chociaż czasami był dla mnie miły, lecz to była ogromna rzadkość i chyba był pod wpływem czegoś, że tak się w stosunku do mnie zachowywał. Westchnąłem na to wszystko cicho i wyrzucając list do kosza wyszedłem na korytarz. Nie chciałem przebywać w gronie ludzi dlatego poszedłem tam gdzie panowały pustki. Nie wiem czemu, ale tutaj czułem się najbezpieczniej... Będąc w odpowiednim miejscu, oparłem się tyłkiem o parapet oraz spojrzałem w sufit.
- Zajebiście - mruknąłem pod nosem a kątem oka zauważyłem, że zaczyna lekko prószyć śnieg.
- Oj... Sam przylazłeś - zaśmiał się nagle jakiś obcy dla mojego ucha głos, ale zanim go namierzyłem on stanął już przede mną oraz rozciął mi skórę na twarzy. Jego ostrze niemal trafiło w moją gałkę oczną, ale na szczęście jedyne co zostało raczej uszkodzone to policzek i część czoła. Szczypało jak cholera a na dodatek leciało tyle krwi, że nie mogłem tego oka ani na chwilę otworzyć.
- Stój! - wrzasnąłem za nim chcąc go dogonić, ale ten na szczęście został zatrzymany przez Luisa i Leona, którzy przypadkowo dal świętego spokoju właśnie się tutaj wybrali. Pozbyli się szybko gnoja a mnie po raz kolejny dzisiaj zabrali ze zmartwionymi minami na medyczny gdzie Edward niemal się za głowę złapał! Musiał mi to najpierw oczyścić czy coś tam przez co rana bolała jeszcze mocniej, ale ja powstrzymywałem się od krzyków.
- Masz szczęście, że ci okna nie uszkodził - stwierdził przykładając ciągle do ran jakiś śmierdzący gazik.
- Mogłem być czujniejszy - westchnąłem zaciskając z bólu zęby.
- Już koczę... Spokojnie... Dam ci krem, który musisz stosować dwa razy dziennie bo inaczej zostanie ci blizna - westchnął zakładając opatrunek - Do nocy powinien zostać strup więc później to ściągnij by skóra mogła oddychać - poradził mi na co skinąłem głową.
- Wiesz gdzie mój ojciec? - zapytałem niepewnie gdy ściągał lateksowe rękawiczki.
- Pojechał gdzieś z Ericem... Bardzo się śpieszyli... Wyglądał na zdenerwowanego... Poza tym jak siodłasz Avona to niech nie lata po całym placu, bo stanie się kiedyś komuś krzywda - dodał jeszcze a ja zdębiałem.
- Ale ja nie jeździłem dzisiaj na Avonie - jęknąłem i od razu pomyślałem o siostrze - Sara! - rzekłem jeszcze i wybiegłem z medycznego w stronę wyjścia z budynku. Oby nic nie stało się jej poważnego - pomyślałem jeszcze czując ucisk w żołądku.
<Sara? :3 Tatuś cię ratować pojechał xd>
- Zajebiście - mruknąłem pod nosem a kątem oka zauważyłem, że zaczyna lekko prószyć śnieg.
- Oj... Sam przylazłeś - zaśmiał się nagle jakiś obcy dla mojego ucha głos, ale zanim go namierzyłem on stanął już przede mną oraz rozciął mi skórę na twarzy. Jego ostrze niemal trafiło w moją gałkę oczną, ale na szczęście jedyne co zostało raczej uszkodzone to policzek i część czoła. Szczypało jak cholera a na dodatek leciało tyle krwi, że nie mogłem tego oka ani na chwilę otworzyć.
- Stój! - wrzasnąłem za nim chcąc go dogonić, ale ten na szczęście został zatrzymany przez Luisa i Leona, którzy przypadkowo dal świętego spokoju właśnie się tutaj wybrali. Pozbyli się szybko gnoja a mnie po raz kolejny dzisiaj zabrali ze zmartwionymi minami na medyczny gdzie Edward niemal się za głowę złapał! Musiał mi to najpierw oczyścić czy coś tam przez co rana bolała jeszcze mocniej, ale ja powstrzymywałem się od krzyków.
- Masz szczęście, że ci okna nie uszkodził - stwierdził przykładając ciągle do ran jakiś śmierdzący gazik.
- Mogłem być czujniejszy - westchnąłem zaciskając z bólu zęby.
- Już koczę... Spokojnie... Dam ci krem, który musisz stosować dwa razy dziennie bo inaczej zostanie ci blizna - westchnął zakładając opatrunek - Do nocy powinien zostać strup więc później to ściągnij by skóra mogła oddychać - poradził mi na co skinąłem głową.
- Wiesz gdzie mój ojciec? - zapytałem niepewnie gdy ściągał lateksowe rękawiczki.
- Pojechał gdzieś z Ericem... Bardzo się śpieszyli... Wyglądał na zdenerwowanego... Poza tym jak siodłasz Avona to niech nie lata po całym placu, bo stanie się kiedyś komuś krzywda - dodał jeszcze a ja zdębiałem.
- Ale ja nie jeździłem dzisiaj na Avonie - jęknąłem i od razu pomyślałem o siostrze - Sara! - rzekłem jeszcze i wybiegłem z medycznego w stronę wyjścia z budynku. Oby nic nie stało się jej poważnego - pomyślałem jeszcze czując ucisk w żołądku.
<Sara? :3 Tatuś cię ratować pojechał xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz