Jeśli chodzi o Katrinę to jakoś się pogodziliśmy, ale straciła zaufanie ludzi więc nie słuchają się jej rozkazów w żadnym stopniu... Jak czegoś chcą to lecą albo do mnie albo do Kiary i Rekera, których uważają za lepszych założycieli od mojej narzeczonej. Tak wiem żałuje bardzo, iż to zrobiła, ale nadal mi się w głowie nie mieści, że mogła posądzić o to akurat ich! Przecież oni zawsze chcą mnie odciążyć od sterty tych papierów i ratują niemal zawsze gdy leżę na medycznym z różnych przyczyn. Jasne, kiedyś tak nie było oraz próbowaliśmy się co kilka minut zamordować, ale w tedy nie wiedzieliśmy o tym, że jesteśmy rodziną, a poza tym Wiliam to był cep i należała mu się śmierć jak cholera... Chociaż przez te kilka miesięcy gdy zawarłem pierwszy sojusz z Duchami myślałem, że będzie lepiej, że się zmienił i wreszcie będzie pełnił swoją właściwą rolę starszego brata, ale jak widać gruuuuubo się pomyliłem. Niby teraz się zmienił, lecz moje serce do końca nie potrafi mu wybaczyć tego co zrobił mi jak i swojej córce za czasów życia. Gdybym tylko wiedział to zaadoptowałbym Kiarę jak jeszcze była w tym cholernym domu dziecka, ale jak to się mówi czasu nie da się już cofnąć... Najważniejsze, iż jest teraz tutaj ze mną i o nią dbam... Jest taka do mnie podobna, ale to pewnie tylko złudzenie... Dobra, dobra, bo się rozgadałem na ten temat jak nie wiem co! Wracając do rzeczywistości to obserwowałem to co się dzieje na zewnątrz jeszcze przez dobre dziesięć minut aż tu nagle do moich uszu dotarł znajomy głos, który wyrwał mnie z mojego świata zamyśleń już na dobre.
- Wujek? - spytałam nagle siostrzenica - Mam jakieś złe przeczucia.... - dodała jeszcze z niepokojem w głosie .
- Ja też - stwierdziłem i przez chwilę oboje w milczeniu wpatrywaliśmy się w to co dzieje się za oknem.W pewnym momencie usłyszeliśmy jakiś taki huk... Łamane deski... Później rżenie koni... Co wywołało w mojej duszy strach. Nawet na moment zakuło mnie coś w sercu jakby jakaś ważna dla mnie osoba zostawała ranna właśnie w tej chwili.
- Stajnia! - krzyknęła nagle dziewczyna i oboje się zerwaliśmy biegiem w stronę wyjścia z ratusza. Wiedziałem, że nie mogę się teraz ociągać! Tam gdzieś był Diablo! Mój biedny mały konik... Biegłem ile sił w nogach do wyjścia a kiedy znalazłem już się na dworze zobaczyłem, że stajni nie ma a konie biegają jak szalone po całym placu. Żołnierze, którzy również usłyszeli to samo co ja i moja siostrzenica próbowali je złapać by nie wyrządziły sobie jeszcze więcej szkód, ale ja chciałem tylko odnaleźć swojego, karego rumaka.
- Diablo! Diablo! - wołałem go jak głupi nie zważając na zimno, które kuło mnie w twarz oraz w palce niczym szpilki. Nie zamierzałem się poddać a już po pięciu minutach usłyszałem znajome rżenie, które było bardzo nerwowe. Szybko ruszyłem w tamtym kierunku a gdy ujrzałem, że jakiś koń biegnie w moją stronę niezmiernie się ucieszyłem - Diab... - nie zdążyłem dokończyć, ponieważ czarny jak smoła ogier przebiegł tuż obok mnie z przerażeniem. Był cały we krwi, która ciekła po nim niczym deszcz co wywołało u mnie chwilowe zbladnięcie oraz zdębienie, lecz na szczęście zdołałem się z tego stanu szybko otrząsnąć i rzuciłem się za nim biegiem jednak byłem zbyt wolny jak na takie potężne zwierze - Diablo czekaj! - wołałem za nim, ale ona ze strachu przed tym co się dzieje jeszcze bardziej przyśpieszał. Po chwili nie wiadomo skąd pojawił się Feniks czyli koń Kiary, któremu na szczęście się nic nie stało! Początkowo myślałem, iż też się wystraszył i po prostu zwiał, lecz kiedy zaczął zaganiać mojego wierzchowca w moją stronę zrozumiałem o co mu chodzi. Chciał mi tylko pomóc i uspokoić jakoś swojego końskiego kolegę, który przez utratę krwi był coraz to słabszy. Dobra Eric! Zasuwaj za nim a nie patrzysz się jak idiota! - zganiłem się w myślach z powrotem wracając do swojego biegania. Na szczęście Diablo dzięki pomocy Feniksa stał się już spokojniejszy więc mogłem już po kilkunastu minutach złapać go za kantar na co ten chwilowo chciał stanąć dęba, ale rozpoznając mnie po zapachu niemal natychmiastowo zaczął pchać swój łeb pod moją rękę i pachę jakby chciał mi w ten sposób powiedzieć "Proszę obroń mnie". - Cii... Już dobrze, już dobrze - mówiłem głaszcząc go po zakrwawionej szyi - No już... Już jesteś bezpieczny - rzekłem jeszcze zaczynając go prowadzić w stronę ratusza co miałem już wykute na pamięć. Karus nadal był nerwowy i niemal co dziesięć sekund podrywał wysoko głowę jakby chciał znaleźć źródło niebezpieczeństwa, którego już nie było. Feniksowi oczywiście też podziękowałem i nawet się cieszyłem, że nic mu się nie stało, gdyż do tej pory pamiętam jak bardzo rozpaczała niebieskooka po jego stracie. Zapadałem się już niemal po kolana w zaspach śnieżnych, bo odbiegliśmy nieco od ratusza, lecz na szczęście na pomoc przyszła mi Kiara, która zaniemówiła na widok mojego, rannego koniska.
<Kiara? :3 Z Diablem jest źle ;c Ma dużo ran i będzie bać się weterynarzy ;c Ale nie zdechnie! xd>
<Kiara? :3 Z Diablem jest źle ;c Ma dużo ran i będzie bać się weterynarzy ;c Ale nie zdechnie! xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz