- Należał do mojego przyjaciela z wojska - rzekłem nagle patrząc prosto w niebieskie oczy siostrzenicy, która przekręciła śmiesznie głowę niczym pies.
- Tego z Pandemonium? - zapytała wypowiadając dość niepewnie nazwę drużyny, do której kiedyś należałem jakby się bała, iż w ten sposób może mnie urazić.
- Tak... Kruk Arthur Salvatore - westchnąłem poprawiając się z trudem na łóżku - Nie żyje od ośmiu lat... Został zamordowany przez przełożonych - dodałem z westchnięciem niemal na nowo odczuwając jak jego krew tamtego dnia ubrudziła mi całą twarz... Szuje to zaplanowały! I ten ich śmiech roznoszący się echem po pomieszczeniu a następnie mianowanie mnie od tak dowódcą... Pamiętam, że byłem taki zagubiony jakbym trafił tam po raz pierwszy. Odesłali nas po tym wszystkim do swoich "pokoi" chodź w sumie wyglądało to bardziej na celę, gdyż spać musieliśmy na jakiś kocach, które śmierdziały taką stęchlizną, że szkoda gadać... Nie potrafiłem się pozbierać przez co oberwałem jeszcze mocniej niż zwykle, bo w końcu po awansie dostałem nowe "przywileje" czyli przyjdź do mnie kiedy chcesz, bo zawsze będę gotowy na skopanie czy też inne tortury psychiczne i fizyczne, ponieważ o to w tym wszystkim chodziło. Chcieli zrobić z nas tylko posłusznych niewolników, którzy będą na każde skinienie ich palca.
- Był niewinny prawda? - spytała wpatrując się nadal w kruchą błyskotkę, którą trzymała w prawej dłoni. To zabawne, że przy nadepnięciu to wszystko rozleciało by się na najmniejsze kawałeczki a przeżyło wojnę i wybuch bomby atomowej.
- Nigdy nikomu nie zawinił... Zawsze wszystkich chciał bronić i był dużo lepszy ode mnie - westchnąłem wpatrując się teraz w białą kołdrę.
- Wujek nie mów tak! - burknęła pacając mnie lekko w ramie, gdyż uderzenie w brzuch spowodowałoby teraz mój wrzask z bólu. Czułem się nadal tak strasznie źle, że najchętniej zapadałbym się teraz pod ziemie i zniknął z tej planety aż do czasu wrócenia do pełni sił.
- No dobrze... - powiedziałem przymykając na chwilę oczy - Ale to prawda - mruknąłem jeszcze cicho pod nosem a ona spojrzała na mnie rozgniewanym, kobiecym wzrokiem.
- Co tam mruczysz? - burknęła wyciągając szyję do przodu niczym żyrafa chcąca dobrać się do lepszych liści.
- Nic, nic - odpowiedziałem jej robiąc minę grzecznego chłopczyka co raczej jej się spodobało.
- No ja myślę - rzekła dumnie zadzierając głowę do góry niczym jakaś antylopa - Tak w ogóle to jak myślisz... Czemu on się mi pokazał? - dodała nagle marszcząc nieco brwi.
- Chyba uznał, że ty będziesz lepszym kontaktem niż ktoś inny... Zaufał ci... - starałem się to jej jakoś wyjaśnić, ale czułem, iż idzie mi to marnie dlatego postanowiłem zamilknąć i już lepiej się na takie tematy nie odzywać. Filozoficzne myślenie i przekazy ze snów to nie moja bajka.
- Ciekawe - powiedziała spoglądając w stronę biurka, na którym nie znajdował się już żaden papier do uzupełnienia - Potrzebujesz czegoś? - spytała ze zmartwieniem chcąc nieco odejść od tego tematu.
- Soku... - jęknąłem przeciągle patrząc z niechęcią na wodę w butelce. No nie powiem wypiłem już jej dużo więc i tak byłem z siebie dumy, że dałem radę.
- Ale j... - nie dosłyszałem, ponieważ straciłem nagle przytomność i nie zdziwię się jeśli moje oczy były ciągle otwarte.
*****
- Kruk? Jest... Orzeł? Jest... Sokół? Do jasnej cholery gdzie się podział znowu ten chłopak?! - usłyszałem warknięcie jednego ze swoich przełożonych, ale ja nie miałem zamiaru tam do nich wyłazić. Miałem ich gdzieś i tyle! Co ja pies jestem by wyłazić na ich każde zachcianki?! Jasne w końcu to wojsko i wszystko musi być jak w zegarku, ale bez przesady... Oni raczej ludźmi nie są... Chcą tylko zadawać nam bez przerwy ból i jeszcze idioci się z tego cieszą! Wczoraj mi idioci prawie rękę złamali, ponieważ tak bardzo im się nudziło. Słysząc jak znienawidzony przeze mnie człowiek ponownie wymawia mój pseudonim, zacisnąłem mocniej szczęki jakby to miało polepszyć całą sytuację.
- Pójdę po niego - usłyszałem nagle łagodny Arthura, który oczywiście dostał od tych przygłupów od razu pozwolenie. W sumie był tutaj raczej najlepiej traktowanym żołnierzem z naszej całej zgrai. Zniechęcony tym wszystkim zaszyłem się jeszcze bardziej pod śmierdzącym kocem, który capił tak samo odkąd tutaj trafiłem. Chciałem już próbować zasnąć, lecz w tedy drzwi skrzypnęły a w nich zobaczyłem znajomą mi już twarz - Eric rusz się... - westchnął podchodząc do mnie bliżej.
- Nie chce! - warknąłem zaciskając ręce w pięści - Chcą nas tylko krzywdzić i tresować na grzeczne kundle! To nie ma sensu! Mam dosyć! - dodałem oburzony.
- Sokół wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale wystarczy się trochę podporządkować i nie wyrządzą ci wielkiej krzywdy - stwierdził, lecz ja wiedziałem swoje - No dalej... Wstajemy i idziemy na zbiórkę - westchnął trącając mnie lekko ręką.
- Muszę? - skrzywiłem się na co on pokiwał poważnie głową - No dobrze - uległem mu chcąc już wstać, ale zanim to zrobiłem do pomieszczenia wpadł jeden z przełożonych, który uwielbiał się nade mną pastwić.
- Co? Dupy się nie chce ruszyć?! Już ja ci pokaże szczeniaku gdzie twoje miejsce! - wrzasnął na mnie wściekle podpychając ode mnie Kruka.
- Pójdę po niego - usłyszałem nagle łagodny Arthura, który oczywiście dostał od tych przygłupów od razu pozwolenie. W sumie był tutaj raczej najlepiej traktowanym żołnierzem z naszej całej zgrai. Zniechęcony tym wszystkim zaszyłem się jeszcze bardziej pod śmierdzącym kocem, który capił tak samo odkąd tutaj trafiłem. Chciałem już próbować zasnąć, lecz w tedy drzwi skrzypnęły a w nich zobaczyłem znajomą mi już twarz - Eric rusz się... - westchnął podchodząc do mnie bliżej.
- Nie chce! - warknąłem zaciskając ręce w pięści - Chcą nas tylko krzywdzić i tresować na grzeczne kundle! To nie ma sensu! Mam dosyć! - dodałem oburzony.
- Sokół wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale wystarczy się trochę podporządkować i nie wyrządzą ci wielkiej krzywdy - stwierdził, lecz ja wiedziałem swoje - No dalej... Wstajemy i idziemy na zbiórkę - westchnął trącając mnie lekko ręką.
- Muszę? - skrzywiłem się na co on pokiwał poważnie głową - No dobrze - uległem mu chcąc już wstać, ale zanim to zrobiłem do pomieszczenia wpadł jeden z przełożonych, który uwielbiał się nade mną pastwić.
- Co? Dupy się nie chce ruszyć?! Już ja ci pokaże szczeniaku gdzie twoje miejsce! - wrzasnął na mnie wściekle podpychając ode mnie Kruka.
*****
Na szczęście był to już koniec snu a ja zacząłem się powoli wybudzać. Znowu mnie bolało jak nie wiem, ale odczułem maleńką poprawę. Co najlepsze słyszałem chyba głos ojca... Nie, że on mi przeszkadzał czy coś, ale najbardziej bałem się ochrzanu o to picie kawy. Przecież on też swoje lata miał i żłopał ją jak głupi więc to dziedziczne raczej nie? Zresztą co ja będę teraz filozofował. Ziewnąłem jeszcze przeciągle po czym zacząłem przyzwyczajać swoje oczy stopniowo do światła panującego w pomieszczeniu.
<Kiara? :3 Masz ten sok? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz