Ból rozchodził się niemiłosiernie
po całym ciele. Przeszywał na wskroś, wnikał do umysłu i nie
chciał go opuścić.
Obudziłam
się w pokoju oświetlonym tak jaskrawym światłem, że do oczu
zaczęły napływać mi łzy. Żar jaki dawała ta
jarzeniówka był bardzo nieprzyjemny. Walka z łzawiejącymi oczyma
zajęła mi dłuższą chwilę. Próbowałam otrzeć oczy lecz dłonie
miałam przykute do zimnej posadzki. Czułam się sama i
bezbronna w tej chwili. Mój mózg zarejestrował minimalny ruch
w rogu pokoju. Mężczyzna z twarzą przypominającą rozkład linii
lotniczych. Ubranego w ciemny strój, z mocnymi zapewne okutymi
żelazem, butami. Ubiór jak i zarówno wygląd wskazywał że
pochodził zapewne z odległych stron. Zimnych. Stał oparty o ścianę
i przeczesywał swą brodę raz po raz, popadając w głębokie
rozważania. I w momencie gdy spoglądałam na niego, bacznie badając
ubiór i zachowanie, przeniósł swój wzrok na mnie. Na lewym oku
widoczna była średniej wielkości zaćma. W momencie gdy oderwał
się od ściany spojrzałam w sufit. Obszedł moje przykute ciało do
posadzki i udał się w odległą część pomieszczenia. Usłyszałam
tylko znajome stęknięcie. A więc Alice również został złapany.
Prze zemnie. Przez
głowę przeleciała mi myśl o szariku, będącym gdzieś spełtanym
i przetrzymywanym w jakimś cuchnącym pomieszczeniu. Widziałam
tylko sufit. Nic dookoła mnie nie tyczyło się mojej osoby.
Wyłączyłam się totalnie na jakiekolwiek czynniki z wyjątkiem
Alice'a siedzącego na jakimś krześle i związanego za nadgarstki.
Pomimo wszechobecnego bólu, lekko odchyliłam głowę w tył i
ujrzałam go. Wyglądał marnie, krew ciekła z skroni, zalewając
powoli oko jak i reszte twarzy. Sprawiał wrażenie nieprzejętego
sytuacją, ale to było tylko wrażenie..
Nieznajomy mężczyzna obejrzał go z pewnej odległości i odszedł
w moim kierunku. Nie czułam się dobrze ze względu przebywania na
podłodze, związaną i obolałą. Przykucnął koło mojej twarzy po
czym ujął kosmyk włosów i rzekł:
- Co taka lalunia jak Ty robiła o takiej późnej porze w takim niebezpiecznym miejscu?
- Co taka lalunia jak Ty robiła o takiej późnej porze w takim niebezpiecznym miejscu?
Nie odpowiedziałam. Strach odebrał mi mowę. A on to wyczuł.
Pociągnął mocniej za włosy przez co wydałam cichy jęk bólu.
- Jednak potrafisz mówić skarbie. Bardzo chętnie dowiemy się co
masz nam do powiedzenia.
Do pomieszczenia weszło trzech rosłych mężczyzn. Dobrze
zbudowanych, odzianych na czarno. Skinęli głową w kierunku
mężczyzny kucającego obok mnie i korzystając z pęku kluczy moje
okawy zostały zrzucone. Czułam ulgę ale również i strach.
Organizm był totalnie wyniszczony, czułam to gdy ujęli mnie pod
pachy i wywlekli z pomieszczenia niezbyt umeblowanego prócz stolika
i dwóch krzeseł z czasów starodawnych bo przeżarte poduszki
wskazywały na obecność szczurów, a więc znajdowaliśmy się pod
ziemią. Jedne z mężczyzn nałożył mi na oczy opaskę, a więc
bali się że zobaczę gdzie przebywamy. Wlekli mnie cuchnącym
korytarzem z dużym stężeniem wilgotności. Pamiętałam że
schodzili w dół schodami. I mój film na tym się zakończył,
silne uderzenie w tył czaszki pozbawiło mnie przytomności.
I na nowo. Ból rozlegający się z tyłu czaszki pulsował. Wilgoć w powietrzu utrudniała oddychanie. Otworzyłam delikatnie oczy i zalała mnie ciemność. Gdzieś w oddali rozległy się stłumione głosy. Oho oprawcy idą. Ktoś otworzył drzwi a do wnętrza pomieszczenia wdarło się pasmo światła na moment ukazując zakrwawioną posadzkę… Krew w żyłach gdyby mogła to w tym momencie stanęłaby mi dęba. Oprawca był wysoki, szczupły. Poruszał się pewnie do przodu z gracją, której mogłaby zazdrościć nie jedna dziewczyna. Ale nie to mnie przerażało...; nie miał ręki. Światło dawało mu poświatę sprawiającą wrażenie, że kroczy ku tobie bóg. Z pistoletem w dłoni. Poczułam jedynie jak okawy puszczają i upadam na zimną posadzkę, ubrudzoną jeszcze ciekłą krwią. Spojrzałam na niego i to było więcej niż pewne że jest niebezpieczny. Klik. I pokój rozświetlił się blaskiem jarzeniówek. Leżałam twarzą w czyjeś krwi, niezdolna do jakiejkolwiek obrony. I wtedy ujął mnie pod ramie i usadził na jakimś ledwie trzymającym się krześle. Poczułam chłód przyłożony do skroni...Pot powoli spływał mi po czole, serce przyśpieszyło swe bicie. Mężczyzna stanął przede mną i uśmiechnął się. Nie wiedziałam co zrobić aż do momentu gdy do pokoju wprowadzili Alice’a. Ze skroni sączyła się krew, lewe oko było spuchnięte, powieka przybrała dziwny fioletowy odcień. Skrzywiłam się na jego widok. Ale pomimo, że był blisko mnie teraz nie potrafiłam wymyślić sensownego planu ucieczki. Może po prostu zdajmy się na los i co będzie to będzie? Ale przecież muszę przynajmniej go wydostać stąd. Siedziałam na tym cholernie zimnym, drewnianym krześle i nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony nieznajomy mężczyzna przykładał mi do skroni pistolet gotowy do strzału, a więc będzie grał.. Lubię gry ale nie jestem pewna czy w tej będę w stanie wygrać. Z ciemnego kąta pokoju wyłonił się niski, gruby mężczyzna palący fajkę, a za nim ciągnął się zapach wanilii. Spojrzał na każdą osobę w pokoju, z osobna. Chłód jaki bił z jego oczu był nie do opisania.
- Co robiliście w tamtym miejscu?
Spojrzałam przerażona na niego jeszcze bardziej. Nie wiedziałam co mam do końca odpowiedzieć.. Jeżeli powiem że po prostu byłam na zwiadzie to mogę nie dożyć jutro, bo nie wiem kim oni są.
- Byłam na spacerze.
- Interesujące, a ten kolega?
I zamilkłam.
- Przypadkowy przechodzień, nawet nie wiem jak się nazywa i skąd pochodzi.
- A jak wytłumaczysz fakt iż on biegł do ciebie?
Odchrząknęłam.
- Nie wiem, po prostu starał się mi pomóc gdy banda zombie mnie zaatakowała.
Nie wiedziałam do końca do czego miałyby służyć te pytania.. Niski mężczyzna wydał z siebie gardłowy pomruk, a ja poczułam że coś wbija mi się w szyje i pojawiła się ciemność..
<Alice..?>
I na nowo. Ból rozlegający się z tyłu czaszki pulsował. Wilgoć w powietrzu utrudniała oddychanie. Otworzyłam delikatnie oczy i zalała mnie ciemność. Gdzieś w oddali rozległy się stłumione głosy. Oho oprawcy idą. Ktoś otworzył drzwi a do wnętrza pomieszczenia wdarło się pasmo światła na moment ukazując zakrwawioną posadzkę… Krew w żyłach gdyby mogła to w tym momencie stanęłaby mi dęba. Oprawca był wysoki, szczupły. Poruszał się pewnie do przodu z gracją, której mogłaby zazdrościć nie jedna dziewczyna. Ale nie to mnie przerażało...; nie miał ręki. Światło dawało mu poświatę sprawiającą wrażenie, że kroczy ku tobie bóg. Z pistoletem w dłoni. Poczułam jedynie jak okawy puszczają i upadam na zimną posadzkę, ubrudzoną jeszcze ciekłą krwią. Spojrzałam na niego i to było więcej niż pewne że jest niebezpieczny. Klik. I pokój rozświetlił się blaskiem jarzeniówek. Leżałam twarzą w czyjeś krwi, niezdolna do jakiejkolwiek obrony. I wtedy ujął mnie pod ramie i usadził na jakimś ledwie trzymającym się krześle. Poczułam chłód przyłożony do skroni...Pot powoli spływał mi po czole, serce przyśpieszyło swe bicie. Mężczyzna stanął przede mną i uśmiechnął się. Nie wiedziałam co zrobić aż do momentu gdy do pokoju wprowadzili Alice’a. Ze skroni sączyła się krew, lewe oko było spuchnięte, powieka przybrała dziwny fioletowy odcień. Skrzywiłam się na jego widok. Ale pomimo, że był blisko mnie teraz nie potrafiłam wymyślić sensownego planu ucieczki. Może po prostu zdajmy się na los i co będzie to będzie? Ale przecież muszę przynajmniej go wydostać stąd. Siedziałam na tym cholernie zimnym, drewnianym krześle i nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony nieznajomy mężczyzna przykładał mi do skroni pistolet gotowy do strzału, a więc będzie grał.. Lubię gry ale nie jestem pewna czy w tej będę w stanie wygrać. Z ciemnego kąta pokoju wyłonił się niski, gruby mężczyzna palący fajkę, a za nim ciągnął się zapach wanilii. Spojrzał na każdą osobę w pokoju, z osobna. Chłód jaki bił z jego oczu był nie do opisania.
- Co robiliście w tamtym miejscu?
Spojrzałam przerażona na niego jeszcze bardziej. Nie wiedziałam co mam do końca odpowiedzieć.. Jeżeli powiem że po prostu byłam na zwiadzie to mogę nie dożyć jutro, bo nie wiem kim oni są.
- Byłam na spacerze.
- Interesujące, a ten kolega?
I zamilkłam.
- Przypadkowy przechodzień, nawet nie wiem jak się nazywa i skąd pochodzi.
- A jak wytłumaczysz fakt iż on biegł do ciebie?
Odchrząknęłam.
- Nie wiem, po prostu starał się mi pomóc gdy banda zombie mnie zaatakowała.
Nie wiedziałam do końca do czego miałyby służyć te pytania.. Niski mężczyzna wydał z siebie gardłowy pomruk, a ja poczułam że coś wbija mi się w szyje i pojawiła się ciemność..
<Alice..?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz