piątek, 3 listopada 2017

Od Samanthy cd. Erica

Choć spałam, to słyszałam wszystko co mówił mój brat, lecz to wszystko było nie prawdą co mówił! Rodzice zawsze się o niego bardzo martwili i nigdy go nie chcieli oddać do żadnego sierocińca... Eh... Co mu do tego durnego łba strzeliło? Rodzice ich wszystkich kochali! Dlaczego oni wszyscy myśleli że zabrałam im rodziców dla siebie? 
Przecież rodzice chcieli dla nich zawsze dobrze i też chcieli spędzać czas tylko to oni ich unikali... Dlaczego ja muszę ciągle wszystkim ciążyć?! Dlaczego?! Nie dostawali miłości rodziców bo się urodziłam?! To mogli mnie oddać i spokój by mieli! - pomyślałam załamana. Dlatego właśnie tamtej nocy uciekłam...
Żeby już nikt nie był na mnie zły...
Żeby nikt mnie już nie wyzywał... Żeby nikomu nie przeszkadzać swoim istnieniem... Udało mi się i byli wolni. Mogli się cieszyć świętami beze mnie, prezentami, rodzicami, tym że nikt nie wyśmiewa się z ich rodziny bo mają siostrę debilkę która nic nie rozumie... Był spokój w domu bo nie bawiłam się już żadnymi zabawkami... Było o jedną gębę mniej do wykarmienia... Mogli sobie jeździć na wakacje taniej... Żyć nie umierać! Ja wtedy w niewoli i tak nic nie pamiętałam i i tak byłam tam popychadłem. W niewoli źle miałam, kiedy byłam z rodziną też...
Los mnie nienawidzi i mi to dobitnie pokazuje. Właśnie... dopiero teraz zauważyłam że odzyskałam naszyjnik matki! Był teraz na mojej szyi! Skąd on się tu wziął? - pomyślałam zdziwiona i poraz pierwszy poczułam jak ten drobniutki naszyjnik mi ciąży na szyi. Poczułam że na niego w ogóle nie zasługuje... Nie po tym wszystkim co zrobiłam.
Nie po tym jak oni cierpieli i wstydzili się za mnie. Nie wiedząc kiedy nagle zasnęłam i znalazłam się znowu w pustce lecz ta była inna... Czemu? Ano był tutaj mój brat. Cofnęłam się odruchowo bo nadal bałam się że mi coś zrobi. Wiem głupie ale to zepchnięcie ze schodów dalej miałam w pamięci. Ten ból i strach.
- Sami ja Cię nie zepchnąłem wtedy - rzekł cicho Alan.
- Ale cieszyłeś się razem z nimi że wasza durna i ciągle przynosząca wstyd siostra cierpi... Nienawidziliście mnie odkąd się urodziłam i nadal tak jest... Chcecie mnie tylko znowu dręczyć! Uciekłam żebyście mieli w końcu ze mną spokój! Żebyście było w końcu szczęśliwi i tak ciągle wszyscy się ze mnie śmiali i mieli dość... - rzekłam i byłam ku kresu wytrzymałości.
- Sami kochamy Cię! To wszystko moja wina... rodzice mnie nie... - nie dokończył.
- Kochali Cię baranie! Odtrącałeś ich sam... Myślisz że nie płakali nigdy? Kochali cię i chcieli z Tobą spędzać czas ale ty chowałeś się ciągle w pokoju zamykając się i nie chciałeś otworzyć drzwi...  - powiedziałam i zaczęła się z nim dłuuuuuuuuuuuga rozmowa o tym że rodzice go kochali zawsze. Jakoś w końcu go przekonałam że był kochany przez rodziców a później zniknęłam z pustki i znowu się obudziłam.
Był wczesny ranek.
Śpiochy oczywiście spały w najlepsze... Ja natomiast wstałam i poszłam się przejść. Szłam korytarzem i w zasadzie to jednak postanowiłam pójść do swojego pokoju gdzie usiadłam na łóżku i wbiłam wzrok w podłogę. Siedziałam tak przez dłuższą chwilę kiedy nagle poczułam czyjś dotyk na ramieniu przez co się przestraszyłam i gwałtownie podniosłam głowę.
- Spokojnie nie chciałem Cię przestraszyć - rzekł męski głos i po chwili zobaczyłam tego szpiega co wczoraj mnie przyprowadził na medyczny. Było w nim coś... Wydawał się być taki... taki... silny a zarazem dotknął mnie tak delikatnie. Nie wiem skąd ale jakbym skądś znałam jego głos a raczej pamiętałam, tylko nie wiedziałam czy to po prostu pamięć płata mi figle czy to faktycznie prawda. Kiwnęłam n jego słowa lekko głową i się uspokoiłam, bo z jakiegoś powodu czułam że nie zrobi mi krzywdy.
- Nie możesz już spać? Jak się czujesz? - spytał łagodnie - Mogę usiąść obok Ciebie? - spytał jeszcze na co ponownie skinęłam głową.
- Nie mogę... Nie chcę już - rzekłam cicho patrząc na niego spokojnie na co in skinął głową a ten nagle spojrzał na mój naszyjnik dzięki czemu przez głowę szybko przeszła mi pewna myśl.
- To ty mi go oddałeś? - spytałam nagle.
- Co? - nie zrozumiał na początku zdziwiony.
- Naszyjnik - rzekłam spokojnie.
- Aaa.... Tak.... To nic takiego... - rzekł szybko nie patrząc mi w oczy.
- Właśnie że jest... Dzięki Tobie odzyskałam to co dla mnie ważne! Dziękuję - rzekłam z lekkim uśmiechem i tak sobie chwilę porozmawialiśmy aż w końcu powiedział że trzeba wracać co zrobiłam niechętnie ale się zgodziłam i na koniec oczywiście go przytuliłam czym był zdziwiony i zesztywniał ale później podreptałam na medyczny gdzie śpiące królewny wreszcie się obudziły ale stanęłam w progu drzwi i bałam się wejść. Nie zauważyli mnie na początku więc chciałam się wycofać, lecz Eric stojący za mną mi to uniemożliwił.

< Eric? ;3 musisz stawać za ludźmi jak jakiś duch?! Xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz