Boże święty przecież ja ją kocham nad życie i bym jej nigdy nie zostawił! Z resztą nie po to się jej oświadczyłem, żeby zaraz ją zostawiać, jak byle jaką, "tanią" szmatę. Ona była moim oczkiem w głowie i wiedziałem że to właśnie z nią i żadną inną kobietą nie będę chciał spędzić swojego życia do końca swych dni...
Czułem że muszę tutaj nieco powęszyć, a na nią nie zamierzałem naciskać, bo nie chciałem żeby straciła do mnie zaufanie! Nie chcąc jej stresować, poszliśmy na to śniadanie ale była bardzo cicha, a poza tym byle szmer ją niepokoił czy też przechodzenie obok niej jakiegoś obcego dla niej człowieka. W dodatku nie patrzyła mi w oczy i na każde moje pytania odpowiadała po długotrwałym namyśle, co mnie dodatkowo niepokoiło.
Zrobiłem jej krzywdę? Może nie jestem jednak dla niej odpowiedni? W końcu kto by mnie tam chciał? Z resztą było mi daleko do mojego brata przyszywanego, jego żony czy też innych ludzi z drużyny, więc pewnie to ze mną jest coś nie tak... Will ty zawsze musisz wszystko zepsuć! Jesteś w końcu nieudacznikiem, głupim kundlem który powinien nie żyć... Jestem żałosny że pomyślałem iż mogę żyć normalnie - pomyślałem smutno.
Dalsza część dnia polegała głównie na tym że Rous mnie właściwie unikała, przez co zrobiło mi się przykro jeszcze bardziej. Nie chciała za blisko do mnie podchodzić i jakby mnie wyprzedzała kiedy szliśmy korytarzami. No ładnie... Jeszcze się mnie wstydzi cudownie po prostu - pomyślałem załamany - Powinienem wtedy zginąć, to by mnie nie było i byłby spokój! - przeszło mi jeszcze przez myśl i wróciliśmy do naszego pokoju, a właściwie to ja, bo Rous zabrała się ze swoją przyjaciółką, z którą często się szlajała i siedziała u niej w pokoju, a ja zostałem sam. Pozwoliłem jej tam iść i nic po sobie nie pokazałem że mi przykro ale w duszy byłem zrozpaczony!
Chciała u niej przenocować, tłumacząc się że chce pogadać o babskich sprawach i takich tam, więc się zgodziłem. Nie mogłem jej ograniczać, ale czułem że to ja jestem źródłem jej kłopotów.... Siedziałem sam na łóżku i gapiłem się w podłogę oraz miałem ochotę walić głową w ścianę. Jednak skoro chciała być osobno to mogłam mi powiedzieć przecież, ja na nią nigdy nie naciskałem!
Kiedy myślałem że zaraz zwariuję, postanowiłem udać się na przejażdżkę wraz ze swoją suczką Aurorą.
Powlokłem się do stajni, gdzie osiodłałem Damaskusa, swojego wiernego ogiera, wsiadłem na niego i pognałem daleko przed siebie, lecz mimo jazdy która zawsze mnie cieszyła, jakoś i tak byłem myślami gdzie indziej. Jednak nie miałem zamiaru wracać do Ratusza, gdyż wiedziałem iż będę tam się tylko gapił w ścianę i nic więcej, tak więc jeździłem i jeździłem aż do później nocy.
*****
Minął tydzień, a ja nadal nie widziałem się z narzeczoną. Gdy chciałem porozmawiać, jej przyjaciółka mówiła że jej nie ma bo szkolenia ma ze szpiegostwa u Masona, gdzie u niego znalazłem później potwierdzenie, lecz Rous chodziła tak żebym nie mógł na nią natrafić. A to jej nie było, a to szkolenie, a to śpi, a to gdzieś z nimi wyszła i tak w kółko!Will ona Cię już po prostu nie chce - pomyślałem smutno i wróciłem do swojego pokoju niczym zbity pies, a gdy byłem sam to z oczu poleciało mi kilka łez po policzkach. Ona po prostu nie chciała się ze mną widzieć, bo nie raz u tej jej przyjaciółeczki mi się zdawało że ją słyszę... Przetarłem jakoś ręką łzy, po czym wstałem i zacząłem szykować znowu swój karabin.
Miałem zamiar znowu iść na misję lecz tym razem kilku dniową i w sumie miałem ochotę na niej umrzeć! Nie chce mnie to mogła zostawić pierścionek... - pomyślałem i wyszedłem z pokoju, a później ratusza, gdzie zniknąłem z domu na dwa długie tygodnie. Oczywiście wilk mój cały czas w ukryciu pilnował Rous, ale szczere to raczej nie zauważyła mojego zniknięcia, w końcu byłem dla niej nikim...
Zabiłem nieco wrogów podczas tej nieobecności ale sam zostałem poważnie ranny. Miałem jednak gdzieś co się ze mną stanie. Kiedy kończyła mi się amunicja, wróciłem do ratusza, oraz swojego pokoju, lecz jej nawet tutaj nie było... Wszystko leżało tak jak przedtem więc miała mnie gdzieś. Po policzkach znowu spłynęły mi łzy rozpaczy i bólu.
Rzuciłem bronią byle gdzie i z racji tego iż była noc, położyłem się na łóżku i przykryłem kołdrą. W ranę na boku wdało mi się zakażenie, lecz nawet jej ne opatrzyłem. Przez te trzy tygodnie nic nie jadłem i nie spałem w ogóle. Nie miałem na nic ochoty.
Nic mnie nie cieszyło, nie miałem apetytu, nie chciało mi się spać. Bolało mnie bardzo co robiła Rous w stosunku do mnie ale w sumie sobie na to zasłużyłem, bo w końcu co może jej dać prawie wytresowany kundel z poligonu? Nic...
Po policzkach, w ciemnościach pozwoliłem sobie na kolejne łzy w samotności. Tak płakałem! Nie jestem maszyną i też mam uczucia gdyby ktoś nie wiedział! Skuliłem się jakoś na łóżku, by zyskać nieco więcej ciepła choć i tak to nic nie dało... Miałem gorączkę i dreszcze więc zapewne się przeziębiłem dodatkowo. Kaszlałem i chyba też dostałem zapalenia płuc, bo ciężko mi się oddychało i mnie strasznie bolało... Zginiesz marnie psie i nikt nawet po Tobie nie zapłacze - przypomniałem sobie słowa swojego tresera - Kundle głosu nie mają, za nimi nikt nie płacze bo zjawią się nowe... Na to wspomnienie poczułem jak moje serce bardziej krwawi.
Wytarłem jakoś łzy i starałem się zasnąć. Talon pilnował wciąż Rous, więc przynajmniej byłem spokojny że nic jej nie grozi. On by mnie nigdy nie zawiódł, bo wiedział że mu ufam... I tak oto cierpiałem w milczeniu aż w końcu zasnąłem z wycieńczenia, lecz to wcale nie była ulga gdyż pogrążyłem się w koszmarach w których znowu mnie tresowano i nie było dla mnie litości na poligonie. Bawili się mną na różne straszne sposoby, tylko po to by sprawić mi ból i patrzeć jak cierpię. Koszmar trwał do czasu aż się obudziłem i tak jak myślałem byłem cały zlany potem ze strachu, nie mówiąc o tym że drżałem.
Rozejrzałem się po pokoju jak przestraszone zwierze, lecz na szczęście to był koniec koszmaru, a przynajmniej tego sennego.... Ze smutkiem stwierdziłem i sobie przypomniałem że Rous nie ma przy mnie, więc cała radość którą miałem po przebudzeniu się z tortur szybko się ulotniła. Nawet nie miałem zamiaru się ruszać z łóżka. Czułem że łóżko pod kołdrą jest calusieńkie we krwi, lecz miałem to gdzieś. I tak nikt po mnie nie zapłacze, więc mogłem sobie umierać. Rous mnie nie kochała, ojciec miał od dawna gdzieś bo się nie odzywał wraz z matką, brat miał swoje życie jak inni, więc zostałem całkiem sam...
W sumie to miałem już tego dość, więc sięgnąłem jakoś po 90 tabletek na sennych, które miałem brać, lecz tego nie robiłem i postanowiłem że wezmę cała zawartość opakowania. Jestem tylko kundlem - pomyślałem jeszcze i sięgnąłem po wodę - A po kundlach nikt nie płacze - dodałem i wysypałem małą zawartość opakowania jak na razie na rękę.
< Rous? ;3 on chce się zabić i oddał Ci wilka swojego który Cię chroni ;c Co tam tak długo robiłaś u tej przyjaciółki i na tych specjalnych szkoleniach u Masona? xdd Zdążycie go uratować z Masonem? ;c Ma silną depresję ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz