Spojrzałem na Edwarda, który na schowanie się dziecka tylko westchnął oraz wrócił do swojego biurka gdzie zaczął wypełniać jakieś, pewnie ważne dokumenty. Jak tak dalej pójdzie to on nigdy go nie polubi - pomyślałem głaszcząc Brajana po plecach przez kołdrę by się nieco uspokoił. Kiedy to prawie w ogóle nie pomagało wziąłem go na kolana oraz do siebie mocno przytuliłem jak to kiedyś robił mój ojciec ze mną gdy spanikowany szukałem drogi ucieczki z tego, strasznego świata.
- Ciiii... Już dobrze... Ten pan nie zrobi ci krzywdy... - mówiłem spokojnym szeptem odruchowo zaczynając kołysać się na boki z nadzieją, że to pomoże - Jesteś bezpieczny... Ciii... - dodałem po chwili powtarzania kilku słów, które pewnie już zapamiętał. Mały po kilku minutach sam się we mnie wtulił szukając bezpieczeństwa a ja nie zamierzałem go odpychać tylko cierpliwie czekałem aż się uspokoi co nastąpiło dopiero po dwudziestu minutach. Podczas tego chłopiec bardzo dużo płakał, ale też i kasłał na pewno z powodu chorego serduszka co było logiczne przy takich, strasznych nerwach! Widząc, iż już wszystko jest w porządku, ale nadal nie chce mnie puścić, poczochrałem go dla otuchy, ale ten i tak nie chciał się ode mnie oderwać ani na chwilę co doskonale rozumiałem. Brajan patrzył czujnie na Edwarda jak na jakiegoś myśliwego, który miał go zaraz odstrzelić.
- Straszny - jęknął na tyle cicho, iż tylko ja mogłem go usłyszeć.
- Tak ci się tylko wydaje... To dobry pan i chce cię wyleczyć... Nie wiem co ci naopowiadano na lekarzach, ale nie każdy jest zły... Będzie dobrze zaufaj mi - rzekłem łagodnie głaszcząc go po plecach.
- To prawda... Krzywda ci się nie stanie więc spokojnie - powiedział blondyn wracając do swojego obiadu. W sumie to dobrze, że jadł, bo kiedyś to było trzeba go do tego zmuszać... Do dzisiaj pamiętam jak raz sam wylądował na medycznym u swojego kolegi, który go ledwo odratował. Edward nigdy nie miał łatwo w życiu, ale przynajmniej teraz mu się poszczęściło... Ma narzeczoną, córkę, pracę marzeń i wreszcie jest szczęśliwy. Mógłbym myśleć o tym jeszcze bardzo, bardzo, bardzo długo, ale ważniejsze było tutaj nakarmienie Brajana, któremu zaczęło znowu burczeć w brzuszku. Mały myśląc, iż za to oberwie cały się zatrząsł, ale ja chcąc rozwiać wszystkie jego wątpliwości pogłaskałem go po głowie oraz sięgnąłem po talerz z górą spaghetti. Maluch myśląc, że to dla mnie posmutniał, ale nadal patrzył się na makaron jak wygłodniałe zwierzątko. Oby mu smakowało - pomyślałem podsuwając mu jedzenie pod sam nos.
- Smacznego - odezwałem się tak jak zawsze a po jego oczach wywnioskowałem, iż zgłupiał - To dla ciebie, jedz ile chcesz dokładki są przewidziane - dodałem dla sprostowania a on niepewnie to powąchał jakby chciał wyczuć czy nie ma w tym przypadkiem trucizny. Kiedy ułożył w swojej główce, że wszystko jest dobrze wziął niezdarnie widelec, ale zanim skosztował dania po raz pierwszy odchylił nieco głowę i na mnie spojrzał.
- Dziękuję - szepnął cichutko oraz zabrał się za pałaszowanie obiadu, który chciał pewnie jak najszybciej sprzątnąć, gdyż obawiał się, że ktoś go mu zabierze.
- Spokojnie to twoje i tylko ty możesz to jeść - starałem za pomocą łatwych słów wytłumaczyć mu, iż nie musi tak zasuwać tym widelcem, który kilka raz poprawiłem mu w rękach, ponieważ mógł się w łatwy sposób nim skaleczyć lub wyleciałby mu w końcu z rączek. Jeśli chodzi o mnie to trzymałem go cały czas na kolanach i głaskałem po głowie... Zauważyłem, iż strasznie mu się to podoba więc czemu by tego nie robić? Zamierzałem zjeść dopiero kolacje, bo moje śniadanie było dzisiaj bardzo, ale to bardzo wielkie przez co mam nadzieję, że dużo nie przytyję.
****
Kiedy mały skończył jeść przyszedł czas na zastrzyk... No trzeba było podać następną dawkę szmaragdowego pyłu a zawsze to jest trudniejsze gdy osoba jest świadoma tego co się dzieje a szczególnie gdy to jeszcze dziecko! Brajan wylizał niemal talerz do czysta co mnie cieszyło, bo kiepsko by było gdyby nie miał apetytu. Nie chciał dokładki dlatego odłożyłem talerz z powrotem na szafkę i mocno go do siebie przytuliłem.
- Dobrze teraz mnie uważnie posłuchaj, bo to ważne - zacząłem a on popatrzył na mnie z małym strachem odbijającym się w oczach - Pan doktor musi ci dać zastrzyk, ale nie będzie igieł, bo podamy ci go przez wenflon czyli to co masz w rączce... Nie bój się... Będę przy tobie i nie pozwolę by stała ci się krzywda tak? - wyjaśniłem wszystko co najwidoczniej zrozumiał.
- Będzie bolało - rzekł nerwowo, ale jak zwykle bardzo cicho.
- Nie będzie obiecuję, a obietnic się nie łamie - starałem się go przekonać przez co pokiwał twierdząco głową - Jesteś dzielnym chłopcem - dodałem jeszcze widząc jak Edward powoli podchodzi do nas z lewej strony. Maluch zaczął już nieco panikować, ale nie mogłem pozwolić na to by teraz uciekł. Odwróciłem jego głowę tak by patrzył tylko na mnie a nie na to co się dzieje z jego rączką. Brajan wiedząc co się szykuje, mocno zacisnął oczy a ja ponownie go do siebie przytuliłem, ale było już po bólu.
- Już po wszystkim... Jesteś bardzo dzielny Brajan - rzekł spokojnie doktorek, który bez zawahania dał chłopcu misia po czym wrócił do swoich spraw.
- Widzisz? Jest dobry i nie zrobił ci nic złego - powiedziałem głaszcząc go po głowie.
- Tak - uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, ale po chwili spuścił głowę by przyjrzeć się bardziej przytulance - Dziękuję - rzekł jeszcze nie mogąc oderwać wzroku od pluszaka.
- Musisz podziękować temu panu co ci go dał a nie mi - uśmiechnąłem się do niego łagodnie - Spokojnie nie musisz tego robić od razu więc się nie denerwuj - dodałem jeszcze kładąc się z nim na łóżku - Zmęczony? Może chcesz coś porobić? Poczytać, rysować... - mówiłem jeszcze spoglądając na półkę z książkami gdzie było ich pełno i dla dzieci też się kilka znajdzie i w sumie widzę już nawet ich okładki.
<Brajanek? :3 Co chcesz robić? xd>
- Widzisz? Jest dobry i nie zrobił ci nic złego - powiedziałem głaszcząc go po głowie.
- Tak - uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, ale po chwili spuścił głowę by przyjrzeć się bardziej przytulance - Dziękuję - rzekł jeszcze nie mogąc oderwać wzroku od pluszaka.
- Musisz podziękować temu panu co ci go dał a nie mi - uśmiechnąłem się do niego łagodnie - Spokojnie nie musisz tego robić od razu więc się nie denerwuj - dodałem jeszcze kładąc się z nim na łóżku - Zmęczony? Może chcesz coś porobić? Poczytać, rysować... - mówiłem jeszcze spoglądając na półkę z książkami gdzie było ich pełno i dla dzieci też się kilka znajdzie i w sumie widzę już nawet ich okładki.
<Brajanek? :3 Co chcesz robić? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz