środa, 27 września 2017

Od Will'a cd. Rous

Nigdzie nie mogłem znaleźć Erica, więc zostawiłem mu tylko tą cholerną karteczkę w gabinecie, a sam szybko osiodłałem Damaskusa, wziąłem swoją snajperkę i prędko wskakując na jego grzbiet pognałem w las. Bałem się strasznie o Rous. Dlaczego ja nie siedziałem na tyłku w pokoju razem z nią?! Jeśli coś jej się stanie to sobie tego nigdy w życiu nie wybaczę! Nigdy! Jechałem z bardzo dużą szybkością co po chwilę poganiając mojego karego jak smoła wierzchowca, kiedy nagle przyhamowałem nieco, aż w końcu go zatrzymałem.
Zobaczyłem na śniegu świeże ślady. Przyjrzałem się im dokładnie i zobaczyłem że na śniegu był jakby odcisk leżącego ciała. Zsiadłem z konia szybko i lekko przykucnąłem na tym mrozie, lekko dotykając tych śladów i miałem wrażenie że mają one coś wspólnego z moją ukochaną. Dotknąłem ich lekko jakbym chciał żeby zaraz Rous mi się tutaj gdzieś magicznie pojawiła, lecz oczywiście nic takiego nie nastąpiło.
Zobaczyłem czyjeś ślady i tak jak mnie kiedyś uczono, rozpoznałem w nich ślady dwóch osób. Byli to mężczyźni z tego co się zorientowałem, przez co moje serce zaczęło bić jeszcze bardziej. A co jeśli chcą jej zrobić jednak krzywdę jakąś? Co jeśli teraz potrzebuje mojej pomocy bo ją krzywdzą a ja nie jestem przy niej by ją ochronić?! - myślałem przerażony.
Muszę ją znaleźć muszę! - pomyślałem i znowu wskoczyłem na swojego konia. Tym razem jednak uważałem i podążałem za śladami. Dość długo to trwało ale kiedy w końcu zobaczyłem w oddali jakiś dom a raczej jego czubek dachu, zsiadłem szybko z konia, poprawiłem sobie broń na ramieniu i zeskoczyłem z konia.
Oczywiście zrobiłem to bardzo cicho bo nie chciałem żeby mnie ktoś usłyszał! Zacząłem się skradać w krzakach które na szczęście były dość gęste i tak oto doczłapałem się bliżej domu. Od razu zobaczyłem że jest strzeżony jeśli można tak to nazwać... Ludziom zbytnio się nie chciało z tego co zauważyłem i byli słabo ubrani, a noc działała na moją korzyść. Tak dobrze usłyszeliście! Jest już noc a dzięki mojemu ubraniu które mnie idealnie kamuflowało oraz wyszkoleniu byłem zupełnie niewidoczny dla nich...
- Nie chce mi się już... Jest za zimno - odezwał się jeden z nich w języku hiszpańskim lecz ja doskonale znałem ten język. Cóż jeśli ktoś się nudził w wieży albo spędzał dużo czasu z Hiszpanami na misjach to tak to jest że się człowiek uczy. No j nie powiem ciekawił mnie za młodu ten język ale wracają co tematu, to wyostrzyłem bardziej swój słuch i podsłuchiwałem dalej.
- Nie marudź! Zaraz wejdziemy do środka - odparł drugi - Dla mnie to przecież też nie jest miłe - dodał.
- Wiem ale po prostu ciężko mi już wytrzymać... Wiesz że mam problemy z krążeniem i się leczyłem mi jest jeszcze zimniej niż Tobie - wyjęczał trzęsąc sie lekko z zimna.
- Eh... No dobra postoimy jeszcze 5 minut i idziemy do środka się zagrzać - powiedział do swojego towarzysza.
- Paulo masz u mnie dług - stwierdził próbując się rozgrzać co niestety marnie mu szło...
- Tak, tak Petro... - mruknął mu w odpowiedzi.
- Co z tą dziewuchą? - spytał nagle przez co mój słuch i zainteresowanie się nimi wzrosło.
- Niby dobrze ale trzeba na nią uważać jak z jajkiem co mi się nie podoba ale cóż... - westchnął rozglądając się czujnie.
- To znaczy? Nie chcieliście nic powiedzieć z Borysem - mruknął jakby obrażony na swojego towarzysza.
- Bo nie mogliśmy.... Nie kiedy TEN jest z nami - powiedział ściszonym głosem, przez co zmarszczyłem brwi i coraz bardziej mi się to nie podobało.
- Acha.... A tak poważnie skoro jak na razie z nami nie jest to mi powiesz? - dopytywał z nadzieją.
- Eh... No jest w ciąży i trzeba z nią uważać jak to z kobietą. Borys stara się go trzymać z daleka od niej ale wiesz jaki on jest... Teraz Borys się położył bo jest chory i źle się czuje, a TEN jełop też śpi - rzekł wreszcie na co drugi skinął tylko głową.
- Rozumiem - westchnął - Dlaczego go nie zabijemy? Przecież ciągle nam wadzi! - mruknął pod nosem.
- Niedługo to zrobimy - stwierdził i weszli do środka w końcu, a ja przybliżyłem się jeszcze bardziej. Jak na razie interesowała mnie tylko Rous, więc jakoś wyminąłem w ciszy i nie zauważony koło tych wszystkich baranów, którzy nawet nie wiedzieli że ja na nich patrzę, no ale to w sumie dzięki ciężkiemu treningowi jaki mieliśmy w wieży takie coś potrafimy. 
No ale nie o tym teraz... Szybko instynktownie zszedłem na dol po schodach, gdzie za drzwiami usłyszałem Rous! Serce znowu zabiło mi trzy razy szybciej, zwłaszcza że słyszałem przerażenie mojej ukochanej! O nie! Tak się kurwa bawić nie będziemy! - warknąłem wściekle w myślach i poczułem że ten bezlitosny żołnierz się we mnie budzi. Wparowałem do pomieszczenia, gdzie zobaczyłem jak ten tym dopiera się do niej!
Wściekł tym że robił i chciał zrobić jej krzywdę rzuciłem się na niego i walnąłem go bardzo mocno, dzięki czemu puścił Rous, która zdołała bardzo szybko odsunąć się na bezpieczną odległość.
- Will! - usłyszałem jej szczęśliwy ale i też załamany głos. Chciałem ją przytulić, lecz wiedziałem ze wtedy ja i ona będziemy w poważnym niebezpieczeństwie, oraz nasze dziecko więc musiałem się powstrzymać.
- Odsuń się Rous - powiedziałem tylko stojąc do niej plecami a przodem do napastnika który już zdążył nieco poprawić spodnie, lecz nie umknęło mi że nieco się przestraszył mojego lodowatego wzroku, który zarazem był przepełniony furią.
- Will, proszę uważaj on jest uzbrojony! - rzekła spanikowana.
- Spokojnie ja też jestem, nie martw się - rzekłem do niej spokojnie, lecz cały czas nie spuszczałem z oka napastnika.
- Co? Kochaś przybył? - zakpił ze mnie i na mnie zaszarżował lecz ja płynnie uniknąłem jego ciosu i za pomocą samoobrony rzuciłem nim o ścianę.
- Żebyś wiedział słabeuszu - prychnąłem z pogardą.
- Ty cholerny gówniarzu ja Ci dam! - warknął wściekle i się na mnie rzucił, lecz tym razem, zanim zrobiłem szybki unik, n zbił mi nóż w udo, lecz ja tego nie poczułem tylko uderzyłem go w szczękę od dołu z całej siły, wiec pewnie się roztrzaskała w drobny mak, ale jak na razie tego nie czuł bo wpływ adrenaliny...
Rzuciłem nim znowu o ścianę i akurat znokautowałem kolejnego z jego towarzyszy, którzy zapewne słysząc zamieszanie wparowali do pomieszczenia. Cóż... Cielsko tego typa z którym walczyłem dość mocno w niego walnęło przez co na pewno będzie zdezorientowany przez chwilę...
- Co tu się dzieje? - spytał jakiś nie znany mi typ, który być może był tym całym Borysem o którym słyszałem, lecz nie miałem na to teraz czasu bo ta cholera znowu na mnie zaszarżowała, bardzo szybko się podnosząc i w ogólnie nie przejmując się swoim towarzyszem z którego się podniósł. Wykręciłem mu rękę i uniknąłem jego ciosu w serce, lecz nie przewidziałem że we mnie strzeli z broni. Dostałem w ramię co mnie zabolało dość mocno, lecz nie pokazałem tego po sobie tak jak mnie wyszkolono a raczej wytresowano na tym pierdolonym poligonie!
- Cholera! Kim Ty jesteś skurwielu?! - warknął ledwie już się podnosząc z pod ściany, a jego towarzysze jakby zgłupieli i chyba uważali że lepiej się nie mieszać jak na razie, tylko bacznie obserwowali. Cały czas dbałem o to by nikt nie mógł się zbliżyć do Rousi, więc otyle dobrze - Jak możesz stać pomimo takich ran?! Rozwaliłem Ci najważniejsze mieście, powinieneś leżeć i kwiczeć! - warknął jeszcze.
- Jej narzeczonym psie - rzekłem z uśmieszkiem - Ja nie czuję bólu... Poligon 666 złociutki - zaśmiałem się a oni wszyscy nagle zdębieli i zrobili wielkie oczy jakby usłyszeli ze jestem jakimś cholernym kosmitą czy coś.

< Rous? ;3 umierasz ze strachu? xdd Raczej will go zabije lecz Willa raczej po walce też złapią bo straci na chwilkę czujność xdd Przepraszam że marny ale muszę już iść ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz