wtorek, 26 września 2017

Od Will'a cd. Rous

Kiedy w końcu wyszedłem z tego głupiego medycznego, poszedłem w odwiedziny do Rekera, mojego przyrodniego brata, gdyż dawno u niego nie byłem, a poza tym musiałem mu się pochwalić że zostanę ojcem! Rous poszła zaś odpocząć do pokoju, a ja nie zamierzałem jej przeszkadzać, bo ostatnio chodziła jakaś taka spięta i z jej mowy ciała wyczytałem, że woli nieco zostać sama. No cóż kobiety w ciąży tak chyba mają... Z resztą nie wiem bo się na tym po prostu nie znam, ale mniejsza już z tym! Zapukałem do drzwi dwa razy, a po chwili usłyszałem kroki, pociągnięcie za klamkę, skrzyp drzwi i w końcu zobaczyłem brata.
- Will! W końcu Cię wypuścili? Miałem do Ciebie iść i zobaczyć co z Tobą, ale jak widać mnie wyprzedziłeś - rzekł nieco zdziwiony ale i też zarazem rozbawiony.
- Długo się zbierałeś - rzekłem rozbawiony i przywitałem się z nim naszymi że tak to powiem hasłami po przez przybicie piątki, żółwika i jakbyśmy grali w kamień, papier i nożyce... No ale mniejsza o to! Brat wpuścił mnie do środka, dzięki czemu od razu wszedłem jak do siebie, nieco się pusząc, co wywołało u nas kolejną fazę śmiechu. Takie tam heheszki, a co!
- Jak się czujesz? - spytał od razu - Napijemy się? - spytał szybko, na co pokręciłem przecząco głową.
- Nie mogę pić, bo nie chcę zdenerwować Rous, a z resztą przyszedłem Ci o czymś powiedzieć! A tak ogólnie to nawet dobrze, dzięki - rzekłem spokojnie.
- Powiedzieć? - zainteresował się od razy i usiadł na przeciwko mnie w wielkim fotelu, który swoją drogą był bardzo zadbany jak na mebel w tych czasach.
- Taaak - rzekłem dumnie znowu.
- No to opowiadaj! Nie trzymaj mnie tak w niepewności wiesz że tego nie lubię - rzekł robiąc nieco naburmuszoną minę, przez co go pacnąłem lekko.
- Nie bądź baba! - zaśmiałem się.
- Wcale nią nie jestem! - odburknął mi i też mnie pacnął.
- Uuuu... Ktoś tu ma humorki widzę - rzekłem znowu i w sumie miałem bardzo dobry humor dzisiaj!
- Will, kurde! - odezwał się rozbawiony - Gadaj wreszcie no! - dodał szybko.
- No dobra, dobra! Jak dziecko któremu nie daje se cukierka - zażartowałem - Tylko nikomu nie gadaj! - powiedziałem jeszcze dla pewności iż cały ratusz nie będzie o tym gadać, bo nie zamierzałem być tematem numer jeden, a poza tym Rousi by to wcale nie służyło!
- Tak, tak, tak, obiecuję że nikomu nie powiem! - rzekł szybko, niczym w gorącej wodze kompany - A teraz gadaj! - pośpieszał mnie ciągle.
-  Rous jest w ciąży - rzekłem z uśmiechem i z dumą, lekko pusząc się niczym najprawdziwszy paw, a mojego przyszywanego brata na chwilę zatkało.
- Serio?! No to gratulacje! - rzekł z szerokim uśmiechem i uderzył mnie przyjacielsko w ramię - No to nieźle tam musieliście sobie baraszkować łogierze - dodał jeszcze przez co znowu go pacnąłem - No co? Taka prawda! - rzekł robiąc niewinne oczka i rozkładając bezradnie ręce, przez co obije wybuchliśmy śmiechem.
- Ja Ci dam ogiera! A ty to niby co? Kiarę zapyliłeś jak chwasta na łące? Wiatropylna jest? - spytałem rozbawiony.
- Cichaj! - rzekł zmieszany nieco, dzięki czemu poczułem iz mam przewagę teraz. Wiece jednak gdzieś tam te męskie hormony są jednak, przez co lubimy się nieco powygłupiać i poczuć swoją chwilową wyższość, ale i tak oczywiście życzyłem mu jak najlepiej i traktowałem jak prawdziwego, rodzonego brata!
- Oj nie gniewaj się już - rzekłem w końcu odpuszczając.
- Jak zareagowała na to wszystko Rous? - spytał już spokojnie uważnie mi się przyglądając, jakbym miał mu teraz powiedzieć coś typu że kosmici wylądowali na naszym dachu czy coś!
- Cóż.... Boi się i to bardzo, z resztą ja też, ale ona najbardziej stresuje się tym że nie będzie dobrą matką no i poród też ją przeraża - rzekłem po chwili namysłu.
- Moja też tak miała ale jakoś to będzie! Każda kobieta sobie radzi to i ona sobie poradzi - rzekł spokojnie.
- Powiem Ci szczerze że jestem pewien podziwu kobiet, bo niby takie delikatne, a rodzą dzieci, a przecież to łatwe nie jest przecież! Wiem pewnie to dla Ciebie śmieszne ale ja tak uważam - powiedziałem pewnie.
- Spokojnie nie przyspieszaj tak nagle głosu.... Ja myślę tak samo, a z resztą ja kobiet nigdy nie uważałem za słabe, bo nie jedna dziewczyna była lepsza w wojsku czy też w innych dyscyplinach sportowych, lepsza od facetów - powiedział w końcu, przez co na swój sposób mi lekko ulżyło że ma podobne zdanie co ja.
- Nie lubię tych co uważają że kobiety są gorsze czy też słabsze, to przecież głupota! A tak gadają Ci co mają "małego" i są niedowartościowani - stwierdził, na co przytaknąłem mu ruchem głowy na zgodę.
- Prawda! Też jak uważam - rzekłem spokojnie i zapaliłem papierosa, tym samym częstując swojego brata i zarazem najlepszego przyjaciela, który chętnie zapalił do rozmowy. Okno oczywiście otworzyliśmy!- A jak tam ze snajperstwem Ci idzie? - spytałem.
- Jak na razie nie chodzę na takie misje... Bardziej drużynowe ale teraz kiedy ma się dzieci, to sam niedługo się przekonasz że nie będzie Ci się chciało nigdzie wyjeżdżać, bo byś tylko chciał spędzić czas z rodziną - rzekł będąc w połowie spalania papierosa - A ty? - zagaił.
- Jeździłem na parę misji, ale też jednak wolę siedzieć przy Rous... Nie lubię się od niej oddalać, a z resztą niektórzy się do niej ślinią - mruknąłem niezadowolony niczym kot i gdybym  pewnością miał ogon, to teraz bym nim machał ze złości, a jak bym miał jeszcze uszy kocie, to bym je jeszcze kulił, co by mi dodawało lepszego wyrazu zdenerwowania.
- Też tak miałem! Cholery jedne się kręciły wokoło niej! Ona niby twierdzi że nikogo takiego nie widziała, lecz ja widziałem! Paru spuściłem łomot i pokazałem gdzie ich miejsce -mówiąc do wypuścił bardziej powietrze z płuc, a właściwie dym papierosowy.
- Ja chyba niedługo zrobię to samo, bo mnie już zaczynają wnerwiać - mruknąłem zły i spaliłem całego papierosa, nawet nie wiedząc kiedy to ja właściwie zrobiłem! Chwilę jeszcze tam pogadaliśmy, aż w końcu Rekera "zaatakował" od tyłu Timi, dzięki czemu brat się uśmiechnął promiennie i wziął go na ręce.
- To ja już pójdę... Na razie! - rzekłem jeszcze i wyszedłem, zostawiając ich razem. Nagle kiedy szedłem korytarzem, po czerwonym dywanie poczułem silny niepokój... Tak silny, że aż się zatrząsłem. Rous... O nie! - pomyślałem spanikowany i szybko ruszyłem biegiem w stronę naszego pokoju. Kiedy tylko tam wparowałem, od razu zauważyłem że Rous nie ma, a na łóżku była jakaś karteczka! Na chwilę serce mi zamarło, lecz jakoś się otrząsnąłem i podszedłem w ekspresowym tempie do łóżka i chwyciłem złożoną kartkę papieru w ręce. Szybko ja rozłożyłem, a treść wiadomości była następująca:
"Mamy Twoją dziewuchę. Jeśli nie otrzymamy od waszego obozu prowiantu, ciepłych rzeczy amunicji i leków, to dziewucha zginie wraz z dzieckiem. Jeśli wam zależy na jej życiu, a w szczególności Tobie chłoptasiu, radzimy nie robić żadnych pochopnych decyzji! Jeśli spełnicie nasze żądania, to nic złego jej się nie stanie... Jej i dziecku. Poniżej są współrzędne, gdzie macie to wszystko zostawić. Bez żadnych numerów! Inaczej ona zginie..." 
Kiedy przeczytałem wiadomość, ręce mi drżały ze strachu, ale i też poczułem narastającą w środku furię! Jak ktoś może porwać, a co najgorsza grozić mojemu kochanemu aniołkowi i mojemu jeszcze nienarodzonemu dziecku?! Kurwa chcieli pomocy to nie mogli od tak o nią poprosić?! Co to kurwa apokalipsa sprawiła że ludzie zapomnieli co to znaczy słowo proszę? Trzeba od razu porywać i grozić śmiercią ludziom którzy nie zrobili im żadnej krzywdy?!
- Jeśli coś jej zrobicie, to wyrżnę was tam co do jednego - warknąłem w myślach, odruchowo zgniatając kartkę papieru w ręce, lecz zaraz się ocuciłem i pobiegłem sprintem do naszego przywódcy Erica. Przynajmniej wiem że to nie jeden, lecz kilku porywaczy z tego co wynikło z treści wiadomości - pomyślałem sobie i wparowałem Ericowi do gabinetu niczym huragan.

< Rous? ;3 znajdzie cię! xdd Jeśli ktoś zrobi krzywdę zabije w męczarniach! xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz