piątek, 1 września 2017

Od Tamary cd. Erica & Sara

Jeździłam właśnie po terenach śmierci, zabijając różnych wrogów. Niestety ostatnio było ich sporo czym się martwiłam. Niby zwiadowcy często robili patrole i wszystko, ale obawiałam się że coś te szuje planują, bo za bardzo kręciły się blisko naszych granic. Z resztą podobno tonie był pierwszy raz i inni też mają z tym problem, a inni w sensie takim jak Duchy, Anioły czy Przemytnicy. Te cholery jedne się panoszyły po naszych terenach jakby sobie kuźwa wakacje zrobili i zwiedzają jak cholerne turysty! Byłam w terenie już chyba jakiś cholerny tydzień i stale musiałam być w ruchu, bądź nocowałam w opuszczonych budynkach.
W dodatku coś wisiało jakby w powietrzu. Czułam że niedługo znowu coś złego się stanie, a ja nie wiedziałam co! Inni oczywiście mieli tam lajcik i wyrąbane na wszystko, bo w ziemie nie ma tylu zombie i woleli nie wychodzić na zimno. Zmarźluchy jedne - pomyślałam zniesmaczona, bo mnie też było bardzo zimno i często nie czułam palców lub kończyn, ale jakoś potrafiłam to znieść. Eh.... Jak zwykle wszystko na mojej głowie - westchnęłam ciężko - Niby tak kutasy się na mnie wściekają że kobieta jest dobra w rankingu strzelecki, lecz tyłka nie chce im się ruszać by jakoś to zmienić - mruknęłam niezadowolona w myślach.
Rozejrzałam się bardziej po okolicy czujnym wzrokiem, prostując się przy tym i lekko unosząc w strzemionach, na co mój koń parsknął cicho, dając mi znak że chce siew końcu ruszyć i nie miałam mu tego za złe...
- Już, już... - powiedziałam cicho, klepiąc jeszcze karusa po muskularnej i włochatej szyi, po czym dałam mu znak żeby ruszył przed siebie, co zaraz wykonał z radością, iż nieco się znowu zagrzeje po przez bieg. Czarna jak smoła peleryna powiewała co jakiś czas na wietrze, a końskie kopyta uderzały o śnieg z bardzo dużą siłą, lecz gracją. broń lekko obijała się o moje ramię, wydając cichy stuknięcia, lecz się tym nie przejmowałam.
Jechałam tak może z trzydzieści minut, aż wjechałam na tereny Aniołów. Początkowo jechałam spokojnie, lecz w końcu wstrzymałam konia, bo zauważyłam coś dziwnego.... Ukryłam się w krzakach i zaczęłam obserwować grupkę ludzi. Śmiali się z czegoś i mieli niezły zaciesz z tego kto siedzi w pułapce, bo patrzyli się ciągle w dół.
- No i ich mamy! - zaśmiał się pierwszy.
- Za twoją głowę dostaniemy dużo! A reszta pójdzie jako suczki - zaśmiał się drugi - Dużo za nich dostaniemy - puszył się ciągle.
- Zamknij jadaczkę Stiw! Jeszcze ktoś nas usłyszy.... Zabierajmy męskie dziwki, bo trzeba je jescze wytresować - fuknął i spojrzał w dół.
- Nie ujdzie wam to na sucho! - warknął ktoś z dołu.
- Zawsze tak ludzie mówią, zanim się do nich nie dobierzemy i nie wytresujemy na posłuszne kundle - rzekł rozbawiony drugi mężczyzna - Szykujcie dupki - zaśmiał się.
- Mniej gadania, więcej pracowania - burknął pierwszy - Zimno w cholerę! - dodał i zobaczyłam że wyjmują pistolety na strzałki usypiające.
- Ej ale ja biorę tego ich przywódcę - dodał i zaczął ładować broń, lecz ja nie czekając już ani chwili dłużej, szybko przeładowałam broń, wycelowałam i oddałam strzały w ich łby i serca, a ich cielska padły martwe na ziemię. Nie chwal dnia skurwielu - pomyślałam z uśmieszkiem na ustach i upewniwszy się że nikogo już więcej nie, wyszłam z kryjówki. Podeszłam powoli i ostrożnie do zapadni i spojrzałam w dół, gdzie ujrzałam... Samego założyciela Aniołów, Andrewa i jego 8 ludzi!!! No to ładnie.... - pomyślałam i spojrzałam na nich kręcąc powoli głową z niedowierzaniem.
- Nie sądziłam że dacie się w to złapać - westchnęłam ciężko - Zaraz rzucę linę - dodałam, na co skinęli głowami i widać było że nieco są zmarznięci. Zagwizdałam głośno na swojego konia, który zarżał donoście i wybiegł ze swojego ukrycia, podbiegając do mnie spokojnie, niemalże stojąc dumnie, co mnie rozbawiło. Poklepałam go po szyi lekko, odwiązałam linę, zawiązałam ją i rzuciłam im.
- Po kolei! - rozkazałam i po chwili lina się napięła, a ja dałam znać Desperadowi by ruszył powoli co zrobił i zaczął ciągnąć po kolei każdego ku kurze. Cała "akcja" zajęła mi jakieś dziesięć do piętnastu minut, a kiedy wszyscy już byli na górze, zwinęłam szybko linę i przywiązałam ją do paska przy siodle. Kiedy już się z tym uporałam, kątem oka zauważyłam że Anioły były wyczerpane, więc kij wie ile tam siedzieli!
Dałam karusowi kosteczki cukru w nagrodę na co cicho zarżał pałaszując wszystko od razu, poklepałam go po szyi chwaląc cicho i podeszłam do siedzących na śniegu ludzi.
- Nic wam nie jest? - spytałam, choć właściwie bardziej z grzeczności, gdyż nie za bardzo mnie teraz obchodziło co się z nimi stanie. Głupi byli że nie rozbroili pułapek na swoim terenie i dlatego coś takiego miało miejsce...
- Tak dziękujemy - powiedział w końcu ich przywódca - Jesteś ze Śmierci prawda? - spytał, kiedy widział iż wsiadam powoli na wierzchowca.
- Tak jestem - odparłam spokojnie, poprawiając się w siodle, gdyż przygniotłam lekko tyłkiem pelerynę.
- Jesteś snajperem? - dopytywał, a ja miałam ochotę mu burknąć "a kurwa tego nie widać?!", lecz się powstrzymałam.
- Tak jestem - odpowiedziałam spokojnie, mając obojętny wyraz twarzy - Coś nie tak? - dodałam.
- Nie... Ale... Nie jesteś za młoda na snajpera? - wypalił nagle, a ja posłała mu znudzone spojrzenie.
- A Pan nie jest za stary na założyciela? - burknęłam do niego, na co reszta cicho się zaśmiała zakrywając usta ręką, a Aiden się skrzywił lekko.
Nie zważając na jego słowa, wyciągnęłam rękę w bok, co zdziwiło Anioły, lecz zaraz zrozumieli, gdyż po chwili na mojej ręce usiadł wielki orzeł, który przez chwilę jeszcze pokazywał całą swoja wielkość skrzydeł, lecz zaraz je schował i spojrzał na mnie zaciekawiony. Przywiązałam mu karteczkę do nogi i pogłaskałam go po główce, tak jak lubił. Miał na imię Wicher i był moim pupilem że tak to ujmę od niedawna, lecz już zdążyłam się z nim zżyć.
- Do bazy Aniołów! Leć! - rzekłam, a on od razu pokazał swoją całą rozpiętość skrzydeł i jakby to powiedzieć... odbił się szponami od mojej ręki i poleciał szybko w stronę ich bazy.Po kilku sekundach orła w ogóle już nie było widać, więc zawróciłam spokojnie konia w stronę domu.
- Co zrobiłaś? - spytał zainteresowany Aiden - Przecież jestem tutaj, więc co wysłałaś do naszej bazy? - dopytywał, a ja miałam ochotę strzelić sobie otwartą dłonią w czoło z jego głupoty, ale być może, pan wielki założyciel nie myślał już z zimna, bo może olej zamarzł mu w "rurkach" w mózgu...
- Owszem... Ale nie macie koni, a za jakieś parę godzin tutaj zamarzniecie - stwierdziłam spokojnie, będąc do niego plecami - Niedługo ktoś po was przyjedzie, a z tego co słyszę to już po was jadą - dodałam co go zapewne zdziwiło, lecz nic nie zdążył powiedzieć, bo w oddali zobaczyliśmy jego ludzi pędzących na koniach po nich oraz z zapasowymi końmi. Nie czekając już dłużej i nie chcąc słuchać durnego paplania tego gościa, pogoniłam konia do cwału, znikając im szybko z pola widzenia.
******
Jechałam już może z cztery, pięć godzin, a może i nawet dłużej... Desperado biegł cały czas, bez żadnej przerwy i nie raz mnie dziwiło, ile to konisko może wytrzymać. W końcu jednak go nieco wstrzymałam, bo nie chciałam go zajechać na śmierć, choć wiedziałam, że jeśli bym go oto poprosiła, to biegł by do upadłego.
Kiedy jechałam już spokojnie, dając koniowi odpocząć, zobaczyłam w oddali, po lewej mojej stronie trzy kobiety i czterech mężczyzn. Wszyscy byli ze śmierci i mieli karabiny snajperskie, wiec domyśliłam się kim są. Nie za bardzo byłam raczej lubiana przez snajperki i nie wiedziałam właściwie dlaczego, ale mało mnie to obchodziło.
Wolały kręcić dupami niż pracować, to niech nie zrzędzą! Mówię wam z babami jest zawsze najgorzej... Ciągle zrzędzą, jaka to paskudna pogoda, jak to zimno, jak to za gorąco... Gorzej niż babcie! Sama byłam kobietą, a tak nie narzekałam! Dobra Tamara uspokój się... Wdech, wydech.... Wdech, wydech... Teraz lepiej - uspokoiłam się jakoś i ominęłam ich szerokim łukiem. Swoją drogą to nawet minęłam Erica i Sarę,nie zwróciwszy na nich nawet najmniejszej uwagi. Coś tam ze sobą targali, ale mnie to nic a nic nie obchodziło. Zamiast tego, patrolowałam sobie dalej tereny, bo i tak nie miałam nic do roboty w ratuszu i kij z tym że powoli kończyły mi się zapasy... Amunicje miałam, więc to było najważniejsze!

< Eric? ;3 Aiden pierdoła xdd Odebrałeś swój cenny trunek? Ona ma wylane na to że powinna wracać xdd Aiden ja wnerwił i tamte dziewuchy xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz