A ta co? Okres ma? - pomyślałem patrząc na Tamarę, która specjalnie na pewno przejechała mi na tym czarnuchu przed nosem. Ma szczęście, że nie upuściłem ani wódki ani nowej broni stworzonej specjalnie dla mnie. Cóż był to tak jakby podrasowany glock, ale stworzony na moich wskazówkach więc to się liczyło! Nie zwracając już więcej uwagi na dziewuchę ruszyłem dalej przed siebie z Sarą, która swoją drogą też po paru minutach gdzieś zniknęła. Może ja po prostu nie mam ręki do dzieciaków? Sam już nie wiem... To wszystko jest takie dziwne... Dobra mniejsza już z tym, bo później będę się zastanawiał przez cały dzień co robię źle a później będzie jeszcze gorzej...
Jechałem sobie spokojnym kłusem, gdyż nie miałem potrzeby teraz galopować czy też cwałować, ponieważ zagrożenia nigdzie nie było a moje konisko też potrzebowało odpoczynku, bo nie oszukujmy się to nie są żadne maszyny tylko żywe i czujące organizmy! Pewnie dla wielu to tylko chodzące mięso, ale ja tak nie sądzę w najmniejszym stopniu. Zresztą co ja będę robił wykłady... Niektórzy i tak czy siak tego nie pojmą i będą wiedziały tumany swoje! Czasami ma ochotę takiego złapać oraz mu normalnie kark skręcić, ale nie mogę, gdyż muszę być kochającym przywódcą.
Wracając jednak do tematu to byłem już bardzo blisko ratusza... W sumie ta nudna codzienność zaczęła mnie już powoli nudzić. Rano wstaje, idę do gabinetu biorąc szybko jakąś kawę, wypełniam papiery, przerwa na obiad czy tam jakieś pierdoły, kolejna kawa, papiery, kolejna kawa, kolacja, papiery, kawa, mycie kłów, spanie i tak w kółko i w kółko! Mówię wam zwariować idzie, ale jakoś czasami idzie się wyrwać na przejażdżkę tak jak teraz. Może czas na dłuższą przerwę? - zapytałem sam siebie spoglądając z oddali na ogromny ratusz. Pogoniłem nieco Diabla by przyśpieszył a kiedy znaleźliśmy się na placu od razu schowałem cenny trunek pod pelerynę. Po zejściu z grzbietu karusa miałem już mu mówić aby poszedł do stajni, ale ten widząc swojego ulubionego stajennego pobiegł tam niemal cwałem! Przewróciłem na to tylko oczami oraz udałem się do swojego gabinetu gdzie schowałem w bezpiecznym miejscu flaszkę i zacząłem przyglądać się uważnie broni. Niby nic takiego niezwykłego w niej nie było, ale jednak cieszyła oko i to bardzo, gdyż ciągle myślałem o tym, iż glock był robiony na zamówienie. Ciekawe kiedy będę mógł ją przetestować - pomyślałem sobie jakby to była pierwsza broń palna, którą dostałem od taty na jakieś tam święto, ale już sam nie pamiętam co w tedy było... Pamięta, że cieszyłem się jak głupi bateryjką a kiedy po raz pierwszy z niej strzelałem trafiłem całym magazynkiem w tarczę blisko środka. Do dzisiaj pamiętam miny tych ludzi ze strzelnicy, że szesnastolatek był od nich o wiele, wiele lepszy! Ojciec w tedy też był ze mnie bardzo dumny, ale czy teraz jest? Bardzo, bardzo, bardzo bym tego chciał.
Patrzyłem jeszcze chwilę na spluwę w swoich dłoniach aż w końcu wsadziłem ją do kabury udowej obok zwykłego glocka 19. Wiecie tak na wszelki wypadek a broni nigdy nie za dużo! Przeciągnąłem się jeszcze niczym tygrys oraz przeciągle ziewnąłem jakbym chciał coś albo kogoś połknąć. Leniwie spojrzałem na ekran otworzonego laptopa. Nie wiedząc co ma ze sobą teraz zrobić pomachałem szybko myszką by wyłączył się z trybu czuwania oraz zacząłem przeglądać foldery.
Miałem na nim w cholerę zdjęć podpisanych jedynie datami więc mogłem tylko zgadywać co się na nich znajduje. W sumie papierów o dziwo nie miałem więc czemu by nie ogarnąć tego syfu? Po chwili namysłu bez wahania nacisnąłem na folder z datą przed wojny przez co moim oczom ukazała się ponad setka zdjęć z wojska, ale nie tego strasznego gdzie spotkało mnie piekło tylko normalnego gdzie nikt nie był żadnym psem i wracaliśmy do domu podczas przepustek, które bardzo regularnie wychodził przez co nikt nie narzekał. Przesuwając tak zdjęcia nawet na niektóre się uśmiechnąłem, ale niestety nie miałem czasu obejrzeć ich do końca, ponieważ usłyszałem pukanie do drzwi. Od razu wszystko wyłączyłem by nikt się nie połapał i przybrałem maskę obojętności.
- Wejść! - rozkazałem a drzwi otworzyły się z cichym skrzypem. Spodziewałem się wielu osób, ale nie Masona i Alexa. Wyglądało na to, że młody coś przeskrobał i został na tym dodatkowo przyłapany. Syn Andrewa się mnie trochę obawiał po naszym dzisiejszym spotkaniu gdzie spojrzałem na niego wzrokiem prawdziwego żołnierza, ale co ja poradzę jak nienawidzę gdy ktoś się na mnie gapi jak ciele na malowane wrota? - Co się dzieje? - westchnąłem gdy mężczyzna z dzieciakiem podeszli bliżej.
- Alex chciał ukraść strój szpiegowski i sztylety - mruknął mi w odpowiedzi złotooki, który tak samo jak ja przyglądał się chłopakowi, który cały się trząsł oraz próbował znaleźć jakoś drogę ucieczki, ale jego wszystkie starania i tak poszły na marne.
- Boże dziecko... Na co ci takie rzeczy? - westchnąłem podpierając głowę na lewej ręce, którą podparłem o blat biurka.
- Bo... Ja... No... - nie mógł się wysłowić, ale ja nie zamierzałem mu odpuścić. Jak będzie potrzeba to wezwę jego ojca i w tedy będzie sobie śpiewał. No nie zamierzałem go straszyć, bo wiem jakie to stresujące... Wiecie sam byłem kilka razy u dyrektora szkoły i powiem wam, że ciekawie to w żadnym stopniu nie było.
- Spokojnie nikt cie tutaj nie zje - starałem się go uspokoić, ale on prawie już wybuchał płaczem co widziałem doskonale po jego oczach, które z sekundy na sekundę zaczynały szklić się coraz bardziej.
- No, bo sam się uczę na szpiega - rzekł ściszonym głosem a później stracił przytomność i gdyby nie stojący za nim Mason to pewnie łeb by sobie rozbił od razu... Boże nie mogło to dziecko od razu się zapisać na praktyki ze szpiegostwa? Byłoby o wiele, wiele łatwiej.
- No to masz nowego ucznia Mason - powiedziałem a on podrapał się lewą ręką po głowie, gdyż prawą przytrzymywał Alexa by nie zrobił sobie czasami krzywdy - Ale jeszcze trzeba pogadać z jego ojcem - dodałem po chwili na co on nieco zesztywniał.
- Oby nie było żadnych problemów - mruknął pod nosem, ale to doskonale usłyszałem.
- Tak wiem niebezpieczny i trudny zawód, ale skoro chce to niech tam będzie... Ja mu tam niczego bronić nie będę - stwierdziłem przyglądając się jak mężczyzna układa Alexa na łóżku, żeby było mu wygodniej a poza tym nie mógł go wiecznie trzymać.
- Nie jest jeszcze pełnoletni więc decyzja zależy też od rodzica bądź opiekuna - skrzywił się nieco, ale nie zwróciłem na to żadnej uwagi.
- Dobra idź mi po Andrewa, bo pogadać musimy - odezwałem się po chwili, a on bez żadnego gadania skinął głowa oraz wyszedł rozpływając się na korytarzu w cieniach niczym w jakiś horrorach, ale ja potrafiłem go doskonale tam dostrzec. Jak to mówi Kiara mam rendgena w oczach. Za jednym z moich zaufanych ludzi długo czekać nie musiałem. Pewnie z początku myślał, że chodzi o jakieś nowe nauczanie w szkołach czy coś, ale grubo się pomylił.
Kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia od razu w oczy rzucił mu się nieprzytomny syn, na którego spojrzał z przerażeniem, ale też i ogromnym zmartwieniem w oczach, bo który rodzic się nie martwi o swoje dziecko? No właśnie.
- Co mu się stało? - spytał podchodząc od razu do Alexa, który chyba ani myślałby się teraz obudzić.
- Stracił przytomność po tym jak przyznał się do próby kradzieży sprzętu szpiegowskiego - odpowiedziałem mu spokojnie, rozsiadając się wygodniej na krześle.
- Boże co mu znowu strzeliło z tym do głowy - mruknął siadając obok nieprzytomnego syna - Mówiłem mu, że i tak będą z tego nici - dodał z małym oburzeniem, które doskonale wyczułem w jego głosie.
- Czemu nici? Ma chłopak niezły zapał - rzekłem spokojnie obserwując go uważnie.
- To zawód trudny i łatwo z nim o stratę życia... Alex jest też nieco rozszalały więc no... - chciał jakoś postawić na swoim przy czym zaczął głaskać blondyna po głowie jakby to miało załagodzić całą sprawę.
- Nie możesz mu zabronić czegoś czego pragnie - westchnąłem szperając w szufladach biurka - Mason jest dobrym nauczycielem i dobrze szkoli ludzi... Kias często mu pomaga więc nic mu by się nie stało - dodałem jeszcze odnajdując spis misji, który musiałem stety albo niestety przejrzeć. Ja to mam pamięć normalnie...
- To niebezpieczne i tak... Chce by sobie jeszcze pożył! Jest wiele zawodów więc niech wybierze sobie coś normalniejszego - burknął krzyżując ręce na piersi nie próbując nawet myśleć nad tym wszystkim dokładniej.
- Nie niszcz mu marzeń... Widać, że chce właśnie to robić w życiu a jak coś robisz na siłę to wychodzi tragedia... - mówiłem nie odrywając wzroku od papierów. W gabinecie na kilka minut zapadła grobowa cisza przerywana od czasu do czasu szelestem kartek. Nadzieja, że tak pozostanie została szybko rozwiana, ponieważ po pomieszczeniu rozległ się odgłos płaczu. Na chwilę uniosłem wzrok z nad kartek, ale i tak doskonale wiedziałem do kogo należy szloch. Alex musiał najwidoczniej usłyszeć słowa ojca i po długim powstrzymywaniu się w końcu nie wytrzymał.
- Alex - westchnął jego ojciec, ale ten tylko na swoje imię skulił się bardziej - Nie płacz synku - dodał jeszcze, ale ten nie miał zamiaru go słuchać. Płakał nadal nie pozwalając się już dotknąć nauczycielowi, który za wszelką cenę chciał go uspokoić.
- No pozwól mu... Daj go na pierwszy tydzień próbny jak sobie nie poradzi to wypad a jak będzie dobrze to zostanie - powiedziałem wreszcie, bo już powoli zaczynała mnie boleć głowa.
- No dobrze, ale tylko tydzień - jęknął z obawą mężczyzna o chłopak jakby się ożywił - Tylko tydzień - powtórzył dla pewności a dzieciak od razu się ucieszył rzucając ojcu na szyję. Jedna spraw załatwiona a dziękuję to nie usłyszysz - pomyślałem sobie podpisując się na papierku dotyczącym rozkładu misji. Chwilę jeszcze coś pogadali aż w końcu wyszli ze słowem "dowiedzenia" pewnie tylko z grzeczności.
Zostałem znowu sam... Sam z ciszą, która stawała się dla mnie karą z każdą sekundą siedzenia tutaj. Miałem już powoli dosyć... Czułem się taki nieprzydatny... Czy ludzie w ogóle mnie jeszcze zauważają i coś dla nich znaczę? Czy doceniają fakt, że gdybym nie uzupełniał tych durnych papierków to straciliby życie w mgnieniu oka? Przesiedziałem tak leżąc górną połową ciała na biurku aż do nocy. Kompletnie straciłem apetyt na kolacje dlatego nie zamierzałem pokazywać się na stołówce... Co będzie ze śniadaniem? To się jeszcze zobaczy jak sprawy się ułożą. Koło godziny dwudziestej trzeciej poderwałem się jakoś na nogi oraz w ramach rozruchu poszedłem sprawdzić co tam u Tamary i czy w ogóle to dziecko wróciło do domu.
<Tamarcia? :3 Robicie to o czym myślę? xd Ma tam dużo zostać! xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz