Było w szoku, że aż tak bardzo przemarzłem. Przecież to tylko kilka godzin w zimnie i nic więcej... Chyba, że czas aż tak bardzo mi się zlał, iż sam nie wiedziałem co już jest prawdą a iluzją. Mogłoby się zdawać, iż przesiedziałem na tyłku tylko godzinę a tak naprawdę był to cały dzień. Mniejsza już o to! Kiedy Jackie kazał mi się do siebie przysunąć nabrałem dziwnych myśli, ale kiedy już znalazłem się bardzo blisko niej ta zabrała koce oraz nas oboje nimi okryła. Nasze ciała były bardzo blisko siebie co spowodowało dawkę kolejnego ciepła. No... Było mi dziwnie, ale choroba w tym momencie nie potrzebna mi do niczego. W sumie to gdybym posiedział jeszcze trochę w tym zimnie to zmieniłbym się w lód i w końcu umarł, ale już cicho... Teraz jest lepiej... Martwiłem się nieco o dziewczynę, bo jeszcze niedawno leżała w złym stanie a chwilę po przebudzeniu od razu wstała... Miałem nadzieję, że przez taki wyczyn nic jej się tam w głowie nie poprzestawia czy coś tam.
Oboje milczeliśmy oraz wpatrywaliśmy się w ognisko. Wesołe ogniste języki urządzały sobie różne dziwne tańce a towarzyszyło im przy tym co jakieś chwilę strzelanie palonego się drewna. Boże Święty jak ja długo tego widoku nie wiedziałem. Chciałem to wszystko niemal pochłonąć wzrokiem oraz zakorzenić w swoich myślach by ten moment nigdy nie uciekł mi z pamięci. Z czasem nawet nie czułem, że ktoś się do mnie przytula tylko to przyjemne ciepło, które nie chciało nigdzie uciekać.
- Jackie? - zapytałem obracając nieco głowę na jej oświetlaną jedynie przez płomienie twarz.
- Hm? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie zadzierając głowę w górę.
- Co zrobisz jak śnieżyca się skończy? - spytałem spoglądając kontem oka na szalejący poza jaskinią śnieg, który był niemal wszędzie. Jak tak dalej pójdzie to pewnie nas zasypie i będzie jedna, wielka lipa, że tak to ujmę.
- Nie wiem jeszcze... Pewnie wrócę do siebie - mruknęła zatapiając się nieco w kocu - A ty? - dodała po chwili przez co się nieźle zamyśliłem. No właśnie co ja mam zrobić... Nie wiem czy w ogóle ktoś się o mnie martwi... Przecież jestem tylko marnym człowiekiem a na moje miejsce przyjdzie z pewnością inny dowódca gdybym nie przeżył. Zmarszczyłem nieco nos co niestety albo i stety często mi się zdarzało po czym głośno westchnąłem.
- Pewnie wrócę do obozu gdzie mogą mnie opieprzyć, ale mniejsza z tym... I tak pewnie szybko znajdę nową misję i wyruszę znowu w świat - zaśmiałem się cicho na ostatnie słowa.
- Morgan czy dla ciebie świat to tylko terytorium Śmierci? - skrzywiła się nieco wyciągając do przodu szyję niczym żyrafa by dosięgnąć soczyste liście na drzewie.
- W tych czasach niestety tak... Przed wojną jako dziecko chciałem wyjechać za granice, ale z pewnością i tak by mi się nie udało... Nigdy nie miałem jakoś szczęścia a rodzice nie kochali mnie w żadnym stopniu... Liczyła się tylko dla nich moja młodsza siostra, którą uważali za Bóg wie kogo - odpowiedziałem jej dość smutno, przygryzając na koniec dolną wargę.
- Nie smutaj, bo nie ma czego - próbowała jakoś naprawić mi humor przy czym szturchnęła mnie nieco w prawy bok - Będzie dobrze trzeba żyć dalej - dodała jeszcze, ale coś w jej głosie mi się nie zgadzało. Jakby chwilowe załamanie głosu? Może sama nie wierzy w to co mówi? Jest jeszcze opcja, iż mi się tylko wydawało przez to zmarznięcie, ale jakoś szczególnie nie chce mi się nad tym zastanawiać.
- Jakoś trzeba - stwierdziłem spokojnie ziewając nieco przez co miałem ochotę strzelić sobie w twarz. No to się zmęczyłem kuźwa nawet nie wiem czym! Ile my już tu siedzimy do cholery jasnej?! Pewnie teraz jak na razie się tego nie dowiem... Cóż w promieniu 200 metrów pewnie i tak nie widać żywej duszy.
- Prześpij się, bo padniesz - powiedziała spokojnie przez co szybko się wzdrygnąłem jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
- Nie... Dam radę... Często siedziałem dłużej więc jestem przyzwyczajony - rzekłem przecierając wolną ręką oczy co wcale mi nie pomogło, ale jak to się mówi... Zawsze warto spróbować wszystkich środków. Miałem już mówić, że to ona powinna się przespać po tym wszystkim, ale w tedy w oddali zobaczyłem jakieś czerwone ślepia, które zbliżały się do nas w szybkim tempie.
Na dworze panowała szarość przez, którą nie szło zobaczyć żadnych obiektów dlatego wyjąłem szybko z kabury udowej broń, która dzięki zmarzniętym ręką szybko mi wyleciała i poszła ślizgiem gdzieś w głąb jaskini. Odruchowo spojrzałem ponownie na czerwone ślepia czające się tylko i wyłącznie na mnie. Zginiemy tutaj - pomyślałem szybko nieco przestraszony widząc jak to coś tutaj wskakuje niczym jakiś rozpędzony gepard.
<Jack? xd Uratujesz mi tam Ruvika? xd To wampir albo wilkołak xd od wyboru do koloru xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz