- Nie szarp się brat - westchnął znajomy głos mojej siostry przez co od razu zacząłem namierzać ją wzrokiem. Czyli Edward zamknął tutaj naszą dwójkę, żebym nie zwiewał... Świetnie czuję się trochę jak małe dziecko, ale przynajmniej nie będę umierał z braku towarzystwa.
- Ciebie też tu zamknął? - zapytałem nieco słabym kocem i dopiero teraz zauważyłem, iż jestem przykryty aż czterema, grubymi kocami! Boże Święty co oni znowu wymyślili?! Przecież mi nic nie było... To tylko zwykła przejażdżka w krótkim rękawie przy minus trzydziestu stopni Celcjusza... Przecież to nic niezwykłego! Przynajmniej jest cieplutko - rzekłem sobie w myślach obserwując cały czas swoją siostrę, która raczej nie była zadowolona z tego, że musi tu siedzieć... W sumie to kto by nie był? Najchętniej sam bym się stąd jak najszybciej zmył.
- Niestety - mruknęła zła, krzyżując od razu ręce na piersi. Spojrzała na mnie tylko przez kilka sekund, ale i tak poczułem się bardzo źle, bo to w końcu moja wina, że dałem się im w tedy złapać. Gdyby nie ja to pewnie siedziałaby teraz w swoim pokoju oraz robiła tam te swoje babskie rzeczy. Czemu nie mogłem umrzeć albo się nie urodzić? Robię tylko same problemy... Jestem beznadziejny i do niczego - pomyślałem smutno spoglądając w stronę samotniej ściany, ponieważ okien tu wcale nie było! No czego się spodziewaliście po izolatce? W końcu praktycznie przebywają tutaj sami wariaci, którym zapewne dla wszystkich teraz jestem... Nie wiedząc co mam teraz powiedzieć zamilknąłem a gdybym był psem to pewnie opuściłbym jeszcze uszy i podkulił ogon, ale mniejsza już z tym.
Siedzieliśmy w ciszy przez dobre dziesięć minut aż usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi, które zaintrygowało naszą dwójkę. Jak się okazało był to Edward, który przyszedł podać mi pewnie następną dawkę lekarstwa... Na samą myśl o tym płynie, który miał mi wstrzyknąć zrobiło mi się momentalnie zimno, gdyż taki zastrzyk do najprzyjemniejszych nie należał.
- Edward! - warknęła wściekle siostra na co ten przewrócił oczami oraz zamknął za sobą drzwi, które nie wydały teraz żadnego dźwięku.
- Tak mam ponoć na imię - stwierdził spokojnie, ale moja siostrzyczka taka nie zamierzała być w żadnym stopniu - Wiem, że ci się nie podoba, ale inaczej on będzie w kółko uciekał i w końcu dojdzie do tego, że kogoś przez przypadek zabije... Staraliśmy się być delikatnymi więc przepraszamy jeśli zabolał was zastrzyk - dodał jeszcze a ja poczułem się już jak totalny kaleka i potwór. Przecież ja nie chciałem zabijać nikogo... To nie moja wina, że zrobili mi krzywdę... Nie miałem już praktycznie na nic ochoty... Dlaczego wiecznie wszystkim przeszkadzam?
- Człowieku zabiję cie kiedyś za takie co - fuknęła i zerwała się na równe nogi, lecz nie chciała do niego o dziwo podejść, ale ja już nie wnikałem czemu tak się dzieje tylko tępo popatrzyłem w sufit tracąc kontakt ze wszystkim co dzieje się dookoła mnie. Widziałem tylko jak doktorek coś do mnie gada zapewne, żebym się przygotował, ale ja nie zwróciłem na to żadnej uwagi. Podał mi szybko zastrzyk, który zapiekł mocno w miejscu wkłucia, lecz ja nie zwróciłem na to żadnej uwagi. W jego oczach zobaczyłem tylko zmartwienie o mój stan... Poczułem też uściśnięcie prawej ręki po czym magicznie w ułamku sekund zasnąłem.
*****
Nie mam pojęcia w jakiej porze dnia się obudziłem, ale lampy nada paliły się oświetlając całe pomieszczenie. Westchnąłem na to wszystko głośno po czym rozejrzałem się dookoła jakbym chciał wypatrzeć sobie coś ciekawego. Nagle zaczęła mnie swędzieć lewa ręka przez co odruchowo szarpnąłem prawą i... i... i... byłem rozwiązany! Nie wiedziałem jakim cudem to się stało, ale nie myśląc długo poderwałem się do siadu, zaczynając uważnie oglądać swoje ciało. Gdzieniegdzie znajdowały się bandaże, ale było już to tak normalne, że nawet nie odczuwałem w tych miejscach bólu. Iść czy nie iść? W końcu jestem tylko idiotą... - pomyślałem wpatrując się w drzwi. Tamara gdzieś wyparowała więc raczej nie chciało jej się zostawać przy takiej kalece jaką jestem. Mruknąłem na to wszystko bardzo cicho pod nosem a znajdując o dziwo tutaj jakąś kartkę i długopis napisałem szybko wiadomość.
Wybrałem się na spacer, wrócę więc nie musicie się o mnie martwić. Pewnie pomyślicie, że uciekłem, ale to kłamstwo. Nie potrafię być po prostu grzeczny jak inni... Dajcie mi czas... Proszę... ~RekerZostawiłem list w bardzo widocznym miejscu i ruszyłem do drzwi, z którymi nieco się namocowałem, ale w końcu jakoś wyszedłem. Nie winiłem nikogo tylko samego siebie. Potrzebowałem chwili samotności, która może by mnie jakoś w pewnym sensie uleczyła. Cieniami bardzo szybko wydostałem się z ratusza. Nie miałem na sobie jakiś zbytnio ciepłych ubrań, ale tym razem długi rękaw był więc ktoś musiał mi go w międzyczasie ubrać.
Szedłem w śniegu wsłuchując się jak od czasu do czasu skrzypi mi on pod nogami. Byłem już nieco za zasiekami przez co nie musiałem martwić się o usłyszenie tego odgłosu w żadnym stopniu. Dzień, bo taka pora na szczęście panowała o godzinie czternastej jak się dowiedziałem, był bardzo pogodny. Wiatr od czasu do czasu zawiał mi tylko w twarz przypominając o swoim istnieniu a mróz do najgorszych nie należał.
Zanim się obejrzałem byłem już bardzo daleko. Nie wiedząc co mam dalej ze sobą zrobić wdrapałem się jakoś na drzewo oraz zacząłem sobie skakać z jednego na drugie jak jakiś ninja! Lubiłem parkur odkąd pamiętam więc nie musiałem się do tego zmuszać, ponieważ traktowałem to jako przyjemność. Jedynym minusem tego wszystkiego był fakt, iż nie miałem przy sobie żadnej broni palnej ani białej, bo nie było czasu by coś sobie przyszykować! Pewnie gdybym najpierw poszedł do swojego pokoju czy tam gabinetu właśnie teraz leżałbym znowu związany na tyle mocno, iż krew nie dochodziłaby do kończyn. Wespnę się jeszcze na te trzy budynki i czas wracać - postanowiłem wskakując na oblodzony parapet, z którego niemal spadłem na ziemię, ale jakoś zdążyłem się utrzymać. Nie bojąc się niczego zacząłem wspinać się coraz to wyżej aż w końcu znalazłem się na samej górze, z której dało się zaobserwować całą okolicę. Podczas wspinana się po parapetach nieco się poraniłem przez szkło, które pozostało w ramach okna.
Kiedy tak wpatrywałem się w okolice usłyszałem nagle za sobą głośne charknięcie! Odwróciłem się w mgnieniu oka by jeszcze na sekundę przed ugryzieniem zombie zrobić szybki unik. Tych zielonych pokrak było tutaj aż siedem więc dziwiłem się, że tylko jeden mnie zaatakował a reszta bezmyślnie się temu przyglądała. W tym samym momencie przypomniałem sobie też wypowiedź siostry o tym całym myśleniu tych umarlaków. Nie chcąc kusić losu próbowałem skoczyć na niższy budynek, lecz chwała Bogu, iż się powstrzymałem, gdyż miałbym tam śmierć gwarantowaną, ponieważ gadzin było tam z jakieś dwadzieścia! Nie mając już pomysłu na drogę ewakuacyjną rzuciłem się w dół z nadzieją, że uda złapać mi się parapetu co na szczęście nastąpiło, lecz złapałem też i szkło, które rozcięło mi skórę dłoni. Zdusiłem w sobie jęk próbując stąpnąć niżej, ale to tylko poskutkowało poślizgnięciu się na lodzie, który zrobił z parapetu istne lodowisko. Nie miałem już szans... Po prostu spadłem uderzając się dodatkowo w łeb o to co miało mi pomóc w ucieczce. Krew płynęła mi z głowy grubymi strugami. Byłem już przygotowany na skończenie swojego żywota przez uderzenie o ziemię, ale ktoś mnie złapał! Szybko otrząsając się z szoku zadarłem ledwie głowę do góry i zobaczyłem nieznajomego typa, który chytrze się do mnie uśmiechał.
- Proszę, proszę odkąd księżniczki z nieba spadają? - zaśmiał się uniemożliwiając mi najmniejszy ruch.
- Puść mnie! - wrzasnąłem próbując go kopnąć, ale moje wszystkie mięśnie odmówiły mi współpracy.
- Chciałbyś kundelku... Będzie z ciebie dobra dziwka - wyszczerzył się znowu a ostatnim co usłyszałem był tylko śmiech jego towarzyszy a potem straciłem przytomność w jakiś bardzo dziwny sposób.
****
Obudziłem się w tak walącym wilgocią pomieszczeniu, że niemal się tym wszystkim zachłysnąłem. Nie myśląc wiele otworzyłem szeroko swoje oczy oraz rozejrzałem się po tym miejscu jak dzikie zwierze po klatce, w którą zostało złapane. Panował tu mrok dlatego musiałem się wysilić by coś zobaczyć. Łeb bolał mnie niemiłosiernie a źle opatrzona rana zadawała mi przy tym jeszcze więcej bólu. Jak wda się tam zakażenie to skonam z bólu - pomyślałem sobie próbując wstać, ale wszelkie moje starania były na marne. Oberwałem nożem blisko kolana co pewnie było zaplanowane bym zbytnio nie mógł łazić po tym obiekcie. Chciałem już zacisnąć zęby i ruszyć swój leniwy tyłek z miejsca, lecz uniemożliwiło mi to światło, które nagle zapaliło się w pokoju oraz oślepiło mnie niczym jakiegoś wampira.
- No proszę... Psinka się już nam obudziła - mruknął znajomy mi już po części głos.
- Stul pysk - warknąłem na niego wykonując zamierzany już przez siebie ruch, ale ten dopadł mnie szybciej niż przypuszczałem oraz wykrzywił na tyle ręce bym nie mógł go zaatakować.
- Sam stul... I jak się odzywasz do swojego Pana niewdzięczniku? - fuknął wściekle przy czym oberwałem również w policzek.
- Bijesz jak ciota - stwierdziłem a na moim policzku pewnie nie pozostał nawet ślad.
- Masz cięty język, który stracisz jak się nie uspokoisz - starał się pokazać swoją wyższość, lecz tego niestety albo i stety nie potrafił.
- A kim ty niby jesteś by mi rozkazywać?! - wrzasnąłem na niego a on bez najmniejszych emocji wbił mi nóż prosto w brzuch. Świetnie kurwa, świetnie - pomyślałem sobie czując lekki ból gdy wyciągnął narzędzie bólu z mojego ciała, ale nie miał co liczyć na ukazanie mojego strachu czy też bólu, ponieważ było to niemożliwe.
- Tak jak mówił Marc i Negan jesteś bardzo wytrwały, ale szybko się to zmieni... Będziesz bardzo posłusznym szczeniaczkiem - rzekł z psychopatycznym uśmieszkiem.
- Prędzej zginiesz marnie jak Negan... - fuknąłem nie przejmując się krwią, która ściekła po moim ubraniu.
- Nie pyskuj - burknął wbijając mi nóż tym razem w udo - Chciałem to trochę przełożyć, ale widzę, że na gwałt już czas - dodał jeszcze a ja powoli zacząłem słyszeć szum krwi w mojej głowie. Widziałem jak porusza jeszcze ustami, ale nie słyszałem żadnych słów. Zobaczyłem jeszcze jak do pomieszczenia wchodzi jeszcze dwóch facetów oraz poczułem jak typ łapie za moje spodnie, ale po chwili sam już nie wiedziałem co się dzieje... Straciłem świadomość i tyle.
<Tamara? :3 Wiesz co się stało xd>
- Stul pysk - warknąłem na niego wykonując zamierzany już przez siebie ruch, ale ten dopadł mnie szybciej niż przypuszczałem oraz wykrzywił na tyle ręce bym nie mógł go zaatakować.
- Sam stul... I jak się odzywasz do swojego Pana niewdzięczniku? - fuknął wściekle przy czym oberwałem również w policzek.
- Bijesz jak ciota - stwierdziłem a na moim policzku pewnie nie pozostał nawet ślad.
- Masz cięty język, który stracisz jak się nie uspokoisz - starał się pokazać swoją wyższość, lecz tego niestety albo i stety nie potrafił.
- A kim ty niby jesteś by mi rozkazywać?! - wrzasnąłem na niego a on bez najmniejszych emocji wbił mi nóż prosto w brzuch. Świetnie kurwa, świetnie - pomyślałem sobie czując lekki ból gdy wyciągnął narzędzie bólu z mojego ciała, ale nie miał co liczyć na ukazanie mojego strachu czy też bólu, ponieważ było to niemożliwe.
- Tak jak mówił Marc i Negan jesteś bardzo wytrwały, ale szybko się to zmieni... Będziesz bardzo posłusznym szczeniaczkiem - rzekł z psychopatycznym uśmieszkiem.
- Prędzej zginiesz marnie jak Negan... - fuknąłem nie przejmując się krwią, która ściekła po moim ubraniu.
- Nie pyskuj - burknął wbijając mi nóż tym razem w udo - Chciałem to trochę przełożyć, ale widzę, że na gwałt już czas - dodał jeszcze a ja powoli zacząłem słyszeć szum krwi w mojej głowie. Widziałem jak porusza jeszcze ustami, ale nie słyszałem żadnych słów. Zobaczyłem jeszcze jak do pomieszczenia wchodzi jeszcze dwóch facetów oraz poczułem jak typ łapie za moje spodnie, ale po chwili sam już nie wiedziałem co się dzieje... Straciłem świadomość i tyle.
<Tamara? :3 Wiesz co się stało xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz