Za oknami było pełno śniegu dlatego gdy weszło się na śliskie płytki można było wywinąć niezłego orła na co przeklinało wielu dorosłych. Zastanawiałem się dość długo kiedy dziewczyna z powrotem zawita w pokoju aż tu nagle do moich uszu dotarło głośne rżenie konia oraz jego walenie kopytami o ziemię. Z początku to zignorowałem myśląc, że Diablowi znowu coś odbija i chce się po prostu bawić, ale słysząc, że nic nie ustaje, w końcu musiałem wstać oraz wyjrzeć ukradkiem przez okno. Musiałem trochę się natrudzić by zobaczyć pod odpowiednim kontem plac, ale gdy już to zrobiłem zobaczyłem Desperada! Nie chciał się za Boga dać złapać stajennym co strasznie mnie zaniepokoiło a kiedy po chwili dojrzałem na jego siodle i czapraku krew chwilowo zamarłem. Tamara - pomyślałem szybko oraz gdy po kilku sekundach mój umysł otrzeźwiał, ruszyłem biegiem korytarzami by szybko dopaść schody i zbiec na sam dół. Jako iż miałem leżeć w tej izolatce dobry tydzień nie miałem na sobie, żadnej bluzki z długim rękawem a co dopiero mówić o kurtce, ale mi zimno nie przeszkadzało w żadnym stopniu... Cóż wieża chciała zrobić z nas niesamowitych oraz niezniszczalnych żołnierzy... Chociaż teraz odżyliśmy to i tak zahartowanie zostanie zawsze... Tego raczej nie da się pozbyć, no chyba, że przez lenistwo, ale jak wiadomo ja leniwy nie jestem i nie byłem.
Bez wahania podszedłem do szalejącego karusa wymijając przy tym stajennych oraz bez najmniejszego strachu złapałem go za wodzę. Najwidoczniej rozpoznał mnie od razu, ponieważ stanął grzecznie i trącił mnie od razu łbem jakby chciał mnie pogonić.
- Co się stało Tamarze? - zapytałem zmartwiony a w jego oczach dostrzegłem strach o swoją panią - Zaprowadzisz mnie tam? - dodałem szybko na co zarzucił kilka razy głową oraz zarżał na zgodę. Widząc z tej odległości krew zobaczyłem, że jest jej masakrycznie dużo! Moje serce w strachu o siostrę zaczęło bić szybciej. Nie mogłem przecież pozwolić by ją ktoś skrzywdził! Boże Święty a jeśli leży gdzieś i się wykrwawia w śniegu?! A może już nie żyje?! A może wpadła gdzieś do wody i nie może oddychać?! Przez wszystkie te pytania byłem tak zdenerwowany, że aż ręce zaczynały mi się powoli trząść. Nie zastanawiając się już dłużej wsadziłem stopę w lewe strzemię i gdy miałem już odbijać się z prawej nogi poczułem pociągnięcie w dół przez co niemal się wywróciłem, ale ktoś zdążył mnie złapać a mianowicie wujek Eric.
- Nigdzie nie jedziesz... Jesteś chory - westchnął grożąc mi palcem.
- Ale Tamara jest ranna! Muszę pomóc swojej siostrze! - wydarłem się niemal na całe gardło.
- Ja się tym zajmę a ty wracaj do Edwarda - stwierdził, ale ja uparcie trwałem przy swoim i zanim się obejrzał wlazłem na grzbiet ogiera, który nie miał nic przeciwko temu.
- Nie! - burknąłem - Znajdę jeszcze czas na opierdalanie się i nic nie robienie - dodałem zły, ponieważ wiedziałem, iż to ja muszę pomóc mojej małej siostrzyczce. Jestem w końcu jej starszym bratem do cholery! Boże to wszystko moja wina... Mogłem jakoś uciec i byłby jeszcze w ratuszu! Chciałem już ruszyć, ale w tedy do ręki dostałem glocka 19 oraz zarzucono mi na głowę ciepły płaszcz.
- Bez broni nic nie zwojujesz i prędzej zamarzniesz niż jej pomożesz - westchnął blondyn na co się znacznie skrzywiłem, ale nie chcąc się z nim kłócić wsunąłem ręce w odpowiednie miejsca w płaszczu oraz w mgnieniu oka zaciągnąłem zamek błyskawiczny by czasami podczas cwału źródło ciepła ze mnie nie spadło. Broń też schowałem do kabury udowej a czując na plecach swoją snajperkę poczułem się gotowy do misji. Ciekawe skąd to wziął - pomyślałem poprawiając sobie odrobinę w prawo pasek aby broń trzymała się lepiej.
- Dzięki - rzekłem na co skinął głową oraz spojrzał w stronę swoich ludzi, którzy już byli prawie zorganizowani - Jak ty to... - nie zdążyłem dokończyć.
- Lepiej jechać tam niż na jakieś patrole... Do tego zadania przyszykują się inni ludzie - stwierdził szybko gwiżdżąc na Diabla, który bez zastanowienia do niego przybiegł. W końcu po pięciu minutach mogliśmy ruszać. Denerwowałem się oczywiście niesamowicie... Bałem się, że zrobili jej ogromną krzywdę a ja nie mogłem jej przed tym obronić... Co ze mnie do cholery za brat?! Powinienem na nią bardziej uważać! Jestem do niczego... Czemu ja się w ogóle urodziłem? Gdybym mógł to pewnie zapadłbym się pod ziemię i tam z bólu umarł. Desperado nieustannie gnał przed siebie na tereny Trupów więc pewnie to oni stali za tym wszystkim. Oj pożałują, że z nami zadarli! Niech tylko ją skrzywdzą to zabije tam normalnie wszystkich! Z nerwów słyszałem nawet jak bije moje serce... Nie wiedziałem czy to jest normalnie, ale nie chciałem teraz nikogo pytać, bo pewnie by mnie odwołali a ja chciałem pomóc i się chociaż na coś przydać.
*****
Będąc już kilka metrów od tej cholernej stacji metra od razu ułożyłem sobie w głowie idealny plan, który z pewnością mnie nie zawiedzie. Zeszliśmy z koni w lesie by mogły się dobrze ukryć a my kamuflując się w śniegu po cichu zaszliśmy obóz Trupów nie spodziewający się ani przez chwilę ataku.
Najpierw sprzątnęliśmy ochronę, która padła w miękki śnieg z poderżniętymi gardłami. Nie wydali nawet najcichszego pisku, gdyż zdążyliśmy przyłożyć im ręce do twarzy nie będąc delikatnym nawet odrobinę. Nie czekając na nikogo, bardzo szybko odłączyłem się od grupy idąc swoimi ścieżkami. Chciałem znaleźć swoją siostrzyczkę na własną rękę i nic mi nie zrobią! Tamara gdzie ty jesteś - pomyślałem czując przez chwilę łzy w oczach, ale bez zawahania je starłem oraz zacząłem dalej spacerować cieniami między ludźmi, którzy ruszyli do ataku, gdyż no... Grunwald czas zacząć! Nie przejmując się nikim wlazłem na kolejny korytarz gdzie też panowały hałasy, ale było tu w cholerę pomieszczeń więc musiałem się nieco natrudzić by coś znaleźć. Połowa z nich była dobrze zamknięta więc nie chcąc marnować czasu szedłem nadal przed siebie zabijając od czasu do czasu kilka ścierw. Nagle natrafiłem na dziwne sale, które w pewnym sensie mnie przeraziły. Kobiety wisiały na jakiś szelkach śmiesznych, ale starałem się na to nie patrzeć... Na szczęście po chwili znalazłem i moją siostrzyczkę... Stał przy niej jakiś facet i najwidoczniej chciał jej coś zrobić, ponieważ ta szarpała się w panice a on nie chciał dać za wygraną. Wnerwiony do granic możliwości strzeliłem mu w łeb przez co jego ciało opadło na podłogę jak kukła a krew pojawiła się w dużej ilości na ścianie. Nie myśląc długo podbiegłem do Tamary, która na mój widok odetchnęła z ulgą, ale widać, że się nieźle zawstydziła.
- Siostra gimnastykę to uprawiaj w ratuszu a nie u Trupów na jakiś szelkach - westchnąłem odcinając tą dziwną rzecz a gdy znalazła się tylko na moich rękach, mocno ją do siebie przytuliłem - Przepraszam, że stała ci się krzywda... To moja wina... - dodałem nie chcąc jej puścić.
<Tamara? :3 Chciał ci to zrobić, ale braciszek cię uratował xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz