czwartek, 7 września 2017

Od Erica cd. Sary & Tamary

Minęły trzy długie dni podczas, których nic nie jadłem ani nie wychodziłem z gabinetu. Zachowywałem się jak jakiś głupi wampir, który boli się światła dziennego... Nie miałem na nic ochoty a zabawa z dokumentami na swój sposób była dla mnie teraz straszna, gdyż nic mi nie wychodziło. Piłem jedynie od czasu do czasu wodę, w której znajdował się lód, ale co zrobić jak tak bardzo chce się pić? Na dworze dało się odczuć okropne zimno więc nie zamierzałem otwierać okna na więcej niż pięć minut.
Czułem się taki bezużyteczny i nikomu nie potrzebny... Podczas tej całej bezczynności przyszła do mnie tylko kilka razy Katrina oraz rodzice, ale nic mi nie pomogło. Wiedziałem, że im na mnie zależy, ale czemu innym już nie? Może ja się już nie nadaję i tyle. Nie chcąc o tym dłużej myśleć ziewnąłem przeciągle oraz położyłem się górną połową ciała na biurku robiąc z rąk coś na zasadzie poduszki by nie odczuć aż tak bardzo twardości blatu oraz żeby nic mi się czasami na policzku nie odcisnęło, bo będzie to bardzo dziwnie wyglądać.
Nie miałem pojęcia ile tak leżałem, ale kiedy do pomieszczenia wpadła Tamara i Sara bardzo dziwnie się poczułem. Dziewucha pociągnęła mnie za ucho co swoją drogą bardzo mnie zabolało... Trochę się posprzeczaliśmy przy czym coś musiały mi małpy wstrzyknąć, ponieważ poczułem ukłucie w rękę! Nie chciałem już myśleć co to za narkotyki czy co tam to było, bo wyciągnęły mnie na stołówkę gdzie dzisiaj serwowano makaron z sosem serowym. Bardzo go lubiłem, ale dzisiaj nie miałem apetytu i z przymusu zjadłem bardzo mało. Pomimo dobrego smaku miałem ochotę tym zwymiotować od czego z trudnością się powstrzymywałem. Będzie dobrze Eric... Dasz radę - powtarzałem sobie w myślach powstrzymując się od potocznie zwanego pawia. Herbaty to w ogóle nie tknąłem a słysząc o tym, że przyjechał Aiden z siostrą straciłem już na cokolwiek ochotę. Nie miałem zamiaru z nim rozmawiać czy też jak na razie się mu pokazywać... Chwała Bogu, że przyjechał do swoich znajomych czy coś tam więc miałem wspaniały spokój.
Kiedy Tamara i Sara gdzieś zniknęły ja zostałem pod opieką swojej narzeczonej oraz siostrzenicy, która starała się we mnie wmusić jeszcze trochę jedzenia twierdząc, iż mogę to zrobić i że dam radę. Jakoś to zrobiłem, ale dalej to pewnie bym zwymiotował... Mieliśmy już wracać tym razem do sypialni bym wreszcie odpoczął jak człowiek, ale przechodząc korytarzem zainteresowało mnie dość głośne rżenie konia oraz jego uderzanie kopytami o ziemię. Nie słuchając nikogo poszedłem na zewnątrz gdzie zobaczyłem jak koń jakiegoś żołnierza zaczyna wariować i nie słucha się go ani odrobinę. Kulił uszy oraz nie pozwalał się dotknąć, bo pewnie widział w nim zagrożenie
- Opanujcie tego konia, bo zrobi komuś i sobie krzywdę - stwierdziłem z lekkim zdenerwowaniem, ale raczej nikt mnie nie usłyszał. Eric musisz coś z tym zrobić, bo będzie niedobrze - pomyślałem rozglądając się dookoła jakbym chciał wyszukać tutaj swojego jedynego wyjścia z takiej, dziwnej na swój sposób sytuacji. Nie widząc tutaj niczego potrzebnego sam podszedłem do konia oraz odepchnąłem od niego ludzi by poczuł się bezpieczniej a inni woleli ze mną nie dyskutować - Stajnia - rzekłem stanowczo, lecz ze spokojem wskazując mu odpowiedni budynek gdzie udał się niemal galopem. Z tego co widziałem nadal ich wierzchowce są nieźle spasione więc jest możliwość, iż zrobili im taką krzywdę, że już same się ich boją... Biedne stworzenia...
- Jak to zrobiłeś? - zapytał zdziwiony mężczyzna patrząc w stronę stajni gdzie zniknął jego rumak.
- Boi się ciebie a nie mnie - odpowiedziałem od razu - Nie wiem co mu jest, ale trzeba to wyjaśnić - dodałem jeszcze nieco się przeciągając. Miałem już wracać z powrotem do ratusza, ale widząc Sarę pociągnąłem ją za sobą. Z początku była w lekkim szoku i chciała się wyrwać, lecz szybko mi uległa. Kiedy znaleźliśmy się na pustym korytarzu puściłem jej rękę a ta popatrzyła na mnie niezrozumiale. Chyba to był pierwszy dzień odkąd wytrzeźwiały, ale raczej wolę nie wnikać w tematy ich słabych łbów - Pomożesz? - westchnąłem opierając się plecami o ścianę.
- W czym? - nieco się zainteresowała, ale wbiła wzrok w podłogę co jakiś czas go podnosząc jakby chciała się upewnić czy nadal tu stoję.
- No z tym koniem... Nie wiem co mu jest, ale facet pewnie będzie załamany jak nie będzie mógł na nim jeździć - wyjaśniłem spokojnie - Jeśli nie chcesz to zrozumiem... Wiem, że umiesz tam tam dobrze się dogadywać z końmi i nie zaprzeczaj, bo mam dowody! Na przykład Kias... Nigdy by na Avona nie wszedł a ten by mu nie zaufał gdyby nie ty - dodałem jeszcze krzyżując ręce na piersi.

<Sara? :3 Pomożesz? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz