W dodatku przecież ja miałem jedzenie... A właśnie! Gdzie się podziały moje korzenie które miałem w ubraniu na zapas? Zabrali je? To co ja teraz będę jadł? - pomyślałem zmartwiony, bo korzenie to był już dla mnie właściwie rarytas. Z początku mnie zemdliło i zwymiotowałem, lecz z czasem się to tego obrzydliwego smaku przyzwyczaiłem bo w końcu trzeba było jakoś przetrwać i nie mogłem sobie pozwolić na wymioty, przez które dodatkowo traciłem wodę z organizmu. Później weszło nagle do tego pomieszczenia jakieś straszne straszydło!
Boże jak ja się bałem lekarzy! Niańki zawsze mi mówiły ze lekarze to zło wcielone i trzeba ich unikać, bo robią bardzo dużo złego i ludzie cierpią w męczarniach. Zawsze mnie też straszyły, że jak będę niegrzeczny to tam mnie zabiorą i będę tam przywiązany do łóżka, gdzie będą się mną bawili, a ja będę cierpiał.
Do tej pory nie potrafię zrozumieć dlaczego tyle ludzi jest w tych szpitalach, skoro tak tam jest bardzo źle, ale pomyślałem sobie jak to dziecko, że może niby dorośli też mają opiekunki, które ich tam za karę bo byli niegrzeczni.... Wracając jednak do tematu, to poczułem jak nogi mi się uginają, a przed oczami zrobiło mi się ciemno, a później straciłem przytomność i chyba rozbiłem głowę ale nie byłem już co do tego pewny, ale nie czułem niby żadnego uderzenia czy tez bólu, więc może umarłem? W sumie to sam nie wiem czy śmierć była by teraz wybawianiem czy kolejnym koszmarem, z którego nie mogę się wybudzić, tak jak to iż jestem ciągle samotny.
******
Bawiłem się małym żołnierzykiem w kącie, bo był moją jedyną zabawką którą udało mi się zabrać po tym jak zacząłem uciekać wraz z nianiami, które swoją drogą prawie wyrwały mi rękę podczas ucieczki... Siedziałem cichutko w cieniu, tak jak uczył mnie tego tata na wszelki wypadek i w sumie to mi się podobało, bo prawie nikt mnie nie widział. W sumie ojciec pewnie mnie tego nauczył by w razie czego nikt mi nie mógł zrobić krzywdy no ale cóż...W każdym razie bawiłem się tym jednym żołnierzykiem plastikowym, który był koloru zielonego i trzymał w ręce karabin AK-47. Żołnierzyk celował do czegoś, a ja się bawiłem że celuje do wrogów by ochronić swoich towarzyszy. Bawiłem się cicho by nie rozzłościć niań, a poza tym nie chciałem by Ci źli ludzie nas usłyszeli.
Swoją drogą byliśmy w jakimś opuszczonym budynku, gdzie nie gdzie były powybijane okna, lecz w tym pomieszczeniu w którym byłem, akurat one były, więc miałem nieco ciepła.
W pokoju obok były moje nianie i ze sobą żywo rozmawiały, a ja nudząc się podszedłem cichaczem do lekko uchylonych drzwi i zacząłem nasłuchiwać.
- Trzeba go będzie zostawić! - burknęła ta co mnie najczęściej pilnowała, czyli Pani Agnes.
- To dziecko nie możemy go zostawić! - rzekła druga nieco ciszej, a była to Pani Barbara.
- Daj spokój! Tylko nas spowalnia i przez gówniarza możemy zostać wykryte... Zgłupłaś już? Nie widziałaś ile tamci nas gonili? - spytała oskarżycielskim tonem Pani Marta.
- W dodatku kolejna gęba do wykarmienia, a teraz trzeba patrzyć na siebie by przeżyć - fuknęła Pani Sabina.
- Już i tak pieniądze na nic się tu zdadzą w tych czasach, więc mamy go z głowy i tyle! Przejmować się nie swoim bachorem, teraz musimy same przetrwać! - rzekła oburzona pani Agnes i znając życie pewnie uniosła głowę jak paw i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Ciszej bo nas usłyszy głupia! Płaczu tu nam nie potrzeba kretynko - warknęła groźnie Pani Marta.
- Oj wiem, wiem... Że też firma mnie zatrudniła do pilnowania tego dzieciaka! W dodatku mało płacili... Co to jest sześć tysięcy dolarów miesięcznie? Ja pracowałam tam gdzie dziesięć dawali, ale idioci musieli się przeprowadzić! - fuknęła z pogardą Pani Sabina.
- To przecież tylko dziecko... Dajcie spokój! I tak dobrze że nie wysłali nas do tego burdelu przy szkole, same wiecie gdzie... Tam to płacą tylko trzy tysiaki niecałe i w dodatku trzeba się użerać z tymi bachorzyskami pyskatymi, a ten to przynajmniej spokojny i cichy jest - stwierdziła pani Barbara, którą w sumie najbardziej lubiłem i często piekłem z nią ciasteczka czy babeczki, więc była dla mnie troszkę jak babcia, której nigdy nie poznałem...
- No w sumie racja to spokojny gówniarz, trzeba przyznać! - westchnęła Pani Sabina.
- Jakby mnie tam wysłali to bym odeszła... W życiu nie pracowałabym z tamtymi bachorami rozdartymi i niewdzięcznymi! Porażki małe życiowe - powiedziała z obrzydzeniem i złością Pani Agnes, a ja nie wiedziałem nadal o co im chodzi.
- I tak już za długo z nami był! Zapasy się kończą, a on jest nam zbędny... Zrobimy to kiedy nie będzie świadomy - rzekła stanowczo Pani Agnes - To jak będzie? - rzekła jeszcze lustrując swoje towarzyszki wzrokiem. Trójka kobiet pokiwała twierdząco od razu głowami, prócz jednej czyli Pani Barbary, więc jej towarzyszki spojrzały na nią.
- Barbara nie bądź że głupia na litość boską! Chcesz przeżyć czy nie?! - zirytowała się Pani Sabina.
- No chcę - rzekła cicho - Ale zostawić go? Będzie się bał! Umrze! - próbowała swojego Pani Barbara, a ja coraz bardziej bałem się tej rozmowy mimo iż nic z niej kompletnie nie rozumiałem... Rodziców nie widziałem od prawie trzech lat, zwłaszcza po tym jak ludzie nagle zaczęli znikać i pojawiły się charczące stwory. Niańki mówiły że po prostu nie mają dla mnie czasu i żeby nie zadawał już tyle pytań, więc dalej nie pytałem...
- To w takim razie jesteś z nami! Jak Ci się coś nie podoba, to zostań sobie z nim i tu umrzyj z braku jedzenia, jak tak bardzo chcesz - warknęła lodowato pani Agnes.
- Zastanów się lepiej Barbara... Lepiej wybrać własne życie niż innych, a poza tym wiesz że teraz ciężko o przeżycie - stwierdziła Pani Marta - Nie bądź głupia! To już nie te czasy co kiedyś... - dodała jeszcze szybko.
- Pamiętaj że to Ciebie pożrą zombie i będziesz zdychać z głodu i pragnienia - fuknęła Pani Agnes.
- Odpowiedz coś w końcu czy będziesz tak stała jak słup soli? - warknęła na nią Pani Sabina.
- No... - zawahała się - Dobrze - rzekła cicho, na co reszta jakby poczuła ulgę.
- No wreszcie! Słuchaj się nas to przeżyjesz - mruknęła pani Marta i zajęły się swoimi sprawami.
- Trzeba go pogonić - odezwała się nagle Pani Agnes, przez co serce mi szybciej zabiło i szybko oraz cichaczem wparowałem pod kocyk i udałem że dalej bawię się żołnierzykiem. Usłyszałem donośne kroki po chwili, a do mojego "pokoju" tymczasowego weszła Pani Sabina.
- Czas spać powiedziała stanowczo - Odłóż wszytko i do spania, bo później będziesz kwilił że jesteś zmęczony - rzekła lodowato, na co się lekko wzdrygnąłem.
- Ale psze pani jeszcze nie ta godzina... - szepnąłem cicho.
- Masz czelność się ze mną kłócić gówniarzu?! Wiem lepiej, jestem starsza! Marsz do łóżka! - niemalże krzyknęła na mnie przez co miałem ochotę się znowu rozpłakać. Często mnie tak traktowała wraz z Panią Agnes i Martą... Najmilsza była zawsze Pani Barbara, więc dlatego z nią najwięcej czasu spędzałem, lecz zawsze mnie od niej zabierały bo ponoć przeszkadzałem, nawet jak siedziałem cicho i nie podchodziłem nikomu pod nogi... Nie chcąc bardziej złościć niani, położyłem się smutny i przykryłem kocykiem bardziej.
- A teraz spać! A niech Cię tylko zobaczę jak nie śpisz to pożałujesz! - warknęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Zrobiło mi się bardzo przykro, jak zawsze z resztą kiedy mnie tak traktowały. Po policzku spłynęła mi gorąca łza i spuściłem głowę. Mamusiu, tatusiu gdzie jesteście? - pomyślałem sobie zrozpaczony i jakoś zmusiłem się do tego by zasnąć.
******
Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo późno. Otworzyłem oczy i podniosłem się do siadu, przecierając je rączkami. Rozejrzałem się po pokoju i stwierdziłem że to dziwne iż nianie mnie nie obudziły tak jak zwykle, więc podniosłem się i otworzyłem jakoś drzwi do ich pokoju i.... i... ich nie było! Od razu serce podskoczyło mi do gardła i zacząłem się ich szukać spanikowany. Na pewno wyszły na papierosa czy coś i zarz tu wrócą.... Wrócą tu po mnie! Nie odeszły beze mnie - myślałem przerażony, próbując się jakoś uspokoić, lecz prawda była taka że zniknęły ich rzeczy wraz z nimi samymi. Biegałem samotnie po całym tymczasowym naszym schronieniu i zaglądałem w każdy kąt, zaglądałem i wyglądałem przez każde okno szukając ich, lecz ich nie było...
- Pani Marto? Pani Sabin? Pani Agnes? Pani Barbaro? - pytałem głuchą ciszę ale i jednocześnie je wołałem jak to ma w zwyczaju przerażone dziecko bez opiekuna, które się zgubiło.
Nie usłyszałem odpowiedzi, tylko głuchą i przerażającą ciszę... Spanikowany wybiegłem też na dwór i zacząłem się rozglądać niczym przerażone zwierze przed myśliwym. Było przejmująco zimno... Para leciała mi z ust, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Do oczu napłynęły mi łzy i zacząłem płakać. Kiedy w końcu do mnie dotarło że mnie zostawiły, rozpłakałem się cicho. Zrozumiałem o czym wczoraj rozmawiały kobiety... Mówiły o mnie żeby mnie zostawić. Zostawiły mnie jak zabawkę, jak śmiecia który nie ma uczuć!
- Mamusiu.... Tatusiu.... Gdzie jesteście? - spytałem sam siebie drżąc z przerażenia i ogromnego zimna.
Choć był dzień, a właściwie się rozpoczynał, było przejmująco zimno! Zmarznięty i przerażony ukryłem się znowu w budynku pod ciepłym kocykiem i tak siedziałem w samotności. Łudziłem się że jednak po mnie wrócą, albo to tylko sen i będę mógł po tym wszystkim się wtulić w Panią Barbarę, lecz to nie nastąpiło... Byłem głodny, zmarznięty i zupełnie sam na pustkowiu. Nie miałem wody ani jedzenia. Nic nie miałem.
W końcu wstałem i zacząłem szukać tego co mogło by mi pomóc przetrwać. Miałem nieco wiedzę, bo kiedyś oglądałem dużo kanałów przyrodniczych, lecz nigdy nie sądziłem, że będę musiał czegoś takiego używać i poza tym się na tym nie znałem! Udało mi się znaleźć jeden z noży pani Marty, który chyba upuściła w pośpiechu lub go zwyczajnie zapomniała... Zabrałem kocyk, którym się owinąłem i tak oto ruszyłem przed siebie, nie wiedząc do kąt iść i co mam ze sobą począć. Szedłem przerażony i byle odgłos sprawiał iż podskakiwałem.
Wszystko wydawało mi się teraz takie straszne i zimne. Nie jadłem wiele dni, przez co zostałem zmuszony jeść korzenie które sobie "upolowałem". Nie były dobre i za pierwszym razem zwymiotowałem, robiąc się jeszcze słabszy, ale jakoś szedłem dalej. Na noc schrzaniałem się przeważnie w budynkach, ale były też takie chwile ze spałem na dworze pod jakimiś krzakami. Pewnej nocy jacyś ludzie chcieli mnie złapać, lecz im uciekłem.
Mówili że mnie wykorzystają i że będę bardzo dobrym pieskiem, co mnie przeraziło. Uciekłem jakoś im bo zaczynała się akurat śnieżyca, lecz straciłem swój kocyk... Był moim jedynym źródłem ciepła, bo miałem na sobie tylko cienką bluzeczkę, którą nosi się czasem ją sienią gdy jest nieco zimno. Poczułem jak zaczyna strasznie boleć mnie serce. Przystanąłem i udało mi się dojść do jakiejś jaskini niewielkiej, gdzie się ukryłem i tam zemdlałem z bólu.
******
Obudziły mnie jakieś dziwne hałasy, które wzbudziły we mnie niepokój. Było mi ciepło, co było dla mnie nadal dziwne, bo przyzwyczaiłem się już do zimna które paraliżuje całe ciało oraz do spania zwiniętego w ciasny kłębek, zupełnie jak jakiś pancernik. Po chwili mój nos wyczuł też jakiś znajomy i dziwny zapach, przez co myślałem że dalej śnię, lecz kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem że ten sam człowiek czyli ten Eric siedzi przy mnie i mnie głaszcze co mi się bardzo podobało, bo mi tego bardzo brakowało!Kiedy dostrzegł iż się obudziłem, uśmiechnął się do mnie lekko, a ja wtedy bardziej się rozejrzałem po pomieszczeniu. Było tutaj dużo rożnych urządzeń oraz miałem coś podpięte jakby ro ręki, a dziwne urządzenie obok mnie pokazywało jakieś dziwne i bardzo nie regularne zielone kreseczki, co było śmieszne bo dziwnie skakały. Zaciekawiło mnie to, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem i całkowicie zignorowałem to co wystawało z mojej ręki. Swoją drogą była to dziwna plastikowa rurka, która była przeźroczysta.
Nie miałem pojęcia co to jest, ale bardziej mnie teraz ciekawiło pikające urządzenie, które też miałem podpięte. Przekrzywiłem nieco głowę jak pies który czegoś nie rozumie i pacnąłem monitor ręką zupełnie jak kot, który chce sprawdzić nową i dziwną dla niego rzecz. Usłyszałem lekki rozbawienie kogoś, lecz nie wiedziałem kogo, bo skupiłem się na swoich odkryciach. Byłem no typowym dzieckiem, które badało to co dla niego nowe, wiec czemuż się temu tak dziwić? Kiedy w końcu to coś mnie znudziło, zobaczyłem że jestem przykryty kołdrą która była biała, a że dawno jej nie widziałem, to też ją pacnąłem by sprawdzić czy aby ta rzecz się nie rusza jak jakiś kosmita i czy to na pewno prawda wszystko co tutaj się obecnie dzieje.
Później zacząłem wodzić ciekawskim wzrokiem po otoczeniu i widziałem wiele rzeczy, których nigdy w życiu nie widziałem, lecz nie mogłem dłużej tego oglądać, ponieważ usłyszałem jakiś hałas, który mnie zaalarmował. Spojrzałem przestraszony w stronę hałasu i znowu go zobaczyłem! Stał w tym białym czymś i się mi przyglądał! Zignorowałem w tym momencie jakieś ładne zapachy i schowałem się przerażony pod kołdrą płacząc cicho ze strachu i znowu zacząłem drżeć. Bałem się go! Nianie mówiły że lekarze są bardzo źli i robią krzywdę, więc jeszcze bardziej się bałem.
< Eric? ;3 te paskudne opiekunki gdzieś tam są i się ich boi, bo będą na niego złe że przeżył ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz