sobota, 23 września 2017

Od Erica cd. Brajana (Tortury, trochę +18)

Głupie kundle - warknąłem w myślach spoglądając na dwa, wielkie dogi niemieckie, które warczały i jeżyły się w naszą stronę. Odruchowo przytuliłem malca mocniej do swojej klatki piersiowej jakby w obawie, że chcą mi go odebrać oraz zacząłem szybko szukać w kaburze swojego glocka, ale przez chorobę byłem niestety zbyt wolny. W zwolnionym tempie widziałem jak to psisko rzuca się na mnie i chce mi rozszarpać szyję by pozbawić mnie życia. Kiedy myślałem, że to już mój koniec, pojawił się Onix wraz ze swoją watahą, który pozbył się napastnika już po pierwszym zaciśnięciu kłów! Widać było, że mój strażnik nie lubi cackać się z wrogami co bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Nie lubiłem gdy ludzie myślą dziesięć minut nad tym co uczynić, bo zazwyczaj wszystko kończy się w tragiczny sposób... Ale mniejsza już z tym! Kiedy cielska upadły na ziemie z cichym hukiem ja od razu odetchnąłem z ulgą i spojrzałem z wdzięcznością na te magiczne stworzenia.
- Dzięki Onix... Znowu mnie ratujesz - rzekłem spokojnie poprawiając sobie chłopca na rękach by ten miał wygodniej.
- Nie ma za co - powiedział przeciągając się niczym kot co raczej dla przodków psów było nieco dziwnym widokiem, ale nie zamierzałem się o nic czepiać. Brajan się nieco zdziwił na gadające zwierze więc pewnie będę musiał mu to wszystko wytłumaczyć. Cóż ja też z początku nie mogłem uwierzyć w to wszystko, ale teraz minęło już dużo czasu i nie śmiałbym w to zwątpić.
- Spokojnie kochanie... Nic ci się nie wydaje... Oni są dobrzy więc się nie bój - szepnąłem chłopcu na ucho dzięki czemu niepewnie pokiwał głową wtulając się we mnie jeszcze mocniej chcąc odnaleźć u mnie bezpieczeństwo. Słysząc, że inni zaczynają już się zbierać, okryłem młodego jeszcze jednym, grubym kocem po czym wyszedłem na dwór gdzie o dziwo stał Diablo! Kary ogier grzebał prawym, przednim kopytem w śniegu jakby chciał zobaczyć czy coś pod nim nie ma. Długo nie musiałem czekać na jego reakcję, bo zauważył mnie niema natychmiastowo oraz głośno zarżał ze szczęścia. Zacmokałem na niego dzięki czemu podszedł natychmiastowo nieco bliżej, ale Brajan raczej nie podzielał jego radości, gdyż skulił się mocno patrząc ze strachem na ogromne zwierze - Spokojnie... To dobre konisko... Nie zrobi ci nic... - rzekłem do chłopca, który nie wiedział co ma o tym sądzić.
- Jest straszny - jęknął żałośnie chcąc się ukryć w moich objęciach, ale marnie mu to szło. Wiedziałem, iż trzeba przełamać niektóre jego lęki, ponieważ wielu rzeczy potrzeba w życiu... Przynajmniej w życiu podczas ery zombie, bo teraz bez konia ani rusz! Racja można biegać przecież od punktu do punktu jak głupi, lecz to zajmuje wiele czasu a wysiłek fizyczny jaki jest do tego potrzebny zabiłby nie jednego biegacza.
- Wydaje ci się... Jest bardzo łagodny i też dużo w życiu przeszedł - stwierdziłem głaszcząc swojego wierzchowca po głowie - Spróbuj... Nie ugryzie cię - próbowałem go zachęcić a ogier patrzył na jego brązowe włosy z ogromnym zainteresowaniem, gdyż widział go tylko raz na własne oczy.
- N-no d-dobrze - wyjąkał jakoś po kilku minutach namysłu. Widziałem w jego oczach ogromny strach, ale musiał dać radę. Nic mu przecież nie będzie, bo Diablo nie krzywdzi nikogo dla zabawy. Chłopiec wyciągnął niepewnie, drżącą rękę w stronę wielkiego łba rumaka. Miał już ją ze strachu cofnąć gdy Diabeł ją obwąchiwał, ale karus mu na to nie pozwolił, ponieważ przybliżył głowę do jego ręki dając się pogłaskać.
- Dał ci pozwolenie - wyjaśniłem mu a mały pociągnął swoją rączką po całej długości głowy konia. Powtórzył całą czynności kilka razy a kiedy pokazałem mu co robi konisko gdy drapie się go za uchem on jak i wierzchowiec byli niemal w siódmym niebie - Czas wracać - odezwałem się dopiero po dziesięciu minutach na co maluch posłał mi niezadowoloną minę - Pobawisz się z Diablem jak przyjdziemy do domu - stwierdziłem a na skinął głową zatwierdzając mój pomysł.
Posadziłem Brajana na ogierze, któremu wcześniej sprawdziłem popręg byśmy czasami z tego siodła nie wypadli. Kiedy wszystko było już w porządku zobaczyłem jak Adam i jego bracia wynoszą z domu naszych wrogów, o których prawie zapomniałem.
- A z nimi co zrobić? - zapytał Daryl przecierając lewe oko najprawdopodobniej ze zmęczenia.
- Związać i wiecie gdzie zanieść... Wiecie co przynieść i ma być tego dużo... Dzisiaj mam ochotę się zabawić - fuknąłem w stronę nieprzytomnych ludzi po czym wlazłem na grzbiet karusa oraz pognałem go w stronę gangu wymijając przy tym swoich innych ludzi, którym rozkazałem pomóc zostawionym przeze mnie szpiegom oraz kobiecie Adama.
- Cz-czemu o-oni żyją? - spytał niepewnie chłopiec trzymający się kurczowo mojej bluzki.
- Bo są dobrzy... Tych złych zabito kochanie... A tych związanych czeka teraz solidna kara... Nie bój się - odpowiedziałem mu łagodnie głaszcząc go ponownie po głowie co na szczęście mu się spodobało.
*****
W gangu byliśmy już po czterdziestu pięciu minutach gdzie ludzie sprzątali ostatnie ciała tamtych idiotów co nas zaatakowali. Nie dziwił mnie ten widok dlatego od razu zsiadłem z konia, którego poklepałem po szyi oraz wziąłem Brajana na ręce by aż tak bardzo się nie bał. Gdy ja zacząłem iść w stronę swojej sypialni, Diablo od razu pobiegł dumnie do stajni gdzie prychnął trochę na stajennego, ale przynajmniej był spokój.
W moim pokoju też panowała już czystość dlatego nie zastanawiając się dłużej ułożyłem małego na wielkim łóżku po czym przykryłem go ciepłą kołdrą, w którą słodko się wtulił.
- Boli cię coś? - zapytałem z troską przez co niemal natychmiast złapał się za swoją głowę, na której widniał bandaż - Zaraz przyjdzie lekarz i ci ulży - dodałem ze spokojem kładąc się obok niego.
- Dziękuję, że po mnie przyszedłeś - szepnął cicho chcąc się przytulić, lecz ze strachu przed uderzeniem nie mógł tego zrobić dlatego sam to zrobiłem.
- Nie bój się przytulać... Nie odtrącę cię nigdy - oznajmiłem mu przez co bardzo się ucieszył.
Poczekaliśmy jeszcze trochę na lekarza, który zjawił się po pięciu minutach. Najpierw ściągnął chłopcu stary opatrunek, oczyścił ostrożnie i delikatnie jego ranę i założył nowy bandaż. Podał Brajnowi też kilka leków, na serce, przeciwbólowe i jakieś tam na choroby po czym wyszedł mówiąc, iż mam się do niego zgłosić gdy będę miał chwile czasu. Zdziwiło mnie to trochę, ale nie chciało mi się teraz dopytywać o powody takiej wizyty.
Maluch był już senny dlatego próbując go uśpić zacząłem nucić mu kołysankę, która zadziałała na niego niemal idealnie. Cały "zabieg" trwał z jakieś piętnaście minut więc to bardzo dobry wynik! Wiecie niektóre dzieci trzeba usypiać nawet godzinę dlatego bardzo się cieszę, że z nim nie ma takiego problemu. Upewniając się, że Brajan jest bezpieczny wyszedłem z pokoju zamykając go na klucz po czym udałem się najpierw na medyczny wiedząc, iż później czasu aż tak dużo mieć nie będę.
*****
Wchodząc do raju współczesnych lekarzy od razu poczułem charakterystyczny zapach leków, który dla moich dróg oddechowych był już niemal codziennością. Nie chcąc tu długo siedzieć poszedłem do ordynatora, który siedział nad papierami nie mogąc uwierzyć w to co czyta.
- Co tam słychać? - zapytałem opierając się plecami o ścianę.
- Dobrze, że jesteś - odpowiedział mi odrywając się od kartek papieru - Muszę ci pogratulować, ale czuję, że spóźniłem się już o kilka, ładnych lat - dodał jeszcze a ja nie wiedząc o co mu chodzi przekręciłem głowę nieco w prawo.
- Yyyy... Ale o co chodzi? - posłałem mu pytające spojrzenie przy czym również skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Zostałeś ojcem - odpowiedział mi spokojnie na co przewróciłem oczami.
- Już kilkanaście miesięcy temu - mruknąłem pod nosem wyobrażając sobie Chriska, który został w obozie wraz ze swoją matką.
- Nie chodzi mi o Christophera - westchnął - Tylko o Brajana - rzekł jeszcze dla sprostowania a mnie niemal zatkało.
- Coś ci się chyba pomyliło doktorku - odezwałem się jakoś otrząsając się z szoku.
- Nie sądzę - westchnął przeczesując prawą ręką swoje włosy - Robiłem te badania trzy razy i za każdym razem wychodziło mi to samo... Nie wiem co robiłeś przed wojną, ale to twój syn - powiedział jeszcze wstając z obrotowego krzesła, które odsunęło się od jego nóg o kilka centymetrów. Byłem w niezłym szoku! Teraz to dopiero poczułem jak coś ściska magicznie moje gardło! Czułem się bardzo, bardzo dziwnie... Kolejna suka mi coś dosypała na jakiejś imprezie?! Czemu ja do cholery nic nie pamiętam?! Czemu jakaś pierdolona dziwka mnie wykorzystał i zrobiła sobie ze mną dziecko?! Dlaczego kurwa mać nic nie wiedziałem?! Przecież skoro jestem ojcem to ja powinienem o tym wiedzieć... Poznać go wcześniej... Zajmować się nim... Ale nie musiał to robić jakiś nieznany mi typ co był jego ojczymem! Oparłem się mocniej plecami o ścianę co pomogło mi zachować lepszą równowagę i żałośnie jęknąłem.
- Oby mnie zaakceptował - rzekłem sam do siebie wpatrując się w święcącą się na błysk podłogę.
- Na pewno to zrobi... O to już się nie martw - stwierdził doktorek z ogromnym spokojem - Co się stało to się nie odstanie... To nie twoja wina... Nie możesz się teraz załamywać - próbował mnie jakoś podnieść na duchu dzięki czemu pokiwałem twierdząco głową oraz przymknąłem na chwilę oczy.
- To ja już pójdę... Muszę załatwić kilka rzeczy - odezwałem się w końcu - Dzięki za wiadomość - rzekłem jeszcze i opuściłem skrzydło medyczne zaczynając iść w stronę "czarnego" pokoju czy też sali tortur. Zwał to jak zwał!
Będąc coraz bliżej odpowiednich drzwi czułem jak narasta we mnie coraz większa furia. Chcieli zrobić z mojego syna niewolnika! Ja im kurwa dam! Będą jęczeć i skomlić niczym kundle przy nodze błagając bym ich oszczędził! Raczej nie wiedzą z kim zadarli... U mnie na torturach słowo litość i łaska nie istnieje więc nawet niech na to nie liczą!
Kiedy chwyciłem za klamkę od drzwi prowadzące do tamtego pomieszczenia oblizałem jeszcze usta aż wlazłem do środka niczym prawdziwy pan i władca. Na szczęście moje kundelki już nie spały i tak jak sobie życzyłem byli związani niczym szynka z ciasnymi obrożami na szyjach.
- Oj suczki się obudziły? - zaśmiałem się zamykając za sobą drzwi z głośnym trzaskiem.
- бля американский - warknął w moją stronę po rosyjsku na co się lekko uśmiechnąłem.
- Widzę, że kundel nie pojemaju? Spokojnie znam rosyjski więc znaj łaskę pana - uśmiechnąłem się psychopatycznie przez co cała siódemka się wzdrygnęła - To co? Let's get started - zdecydowałem biorąc do ręki bata by wiedzieli kto tu rządzi.
- Вы ничего не будете делать - mruknął drugi Rosjanin, od którego teraz zamierzałem zacząć.
- Doprawdy? - uśmiechnąłem się sztucznie ciągnąć go za obrożę w swoją stronę przez co zaczął się dusić - Jesteś w błędzie burku - szepnąłem mu niczym zabójca na licencji do ucha po czym strzeliłem tak mocno batem, że z jego policzka pociekła gęsta, lepka krew - I co teraz tacy odważni nie jesteście - warknąłem w stronę wszystkich zebranych.
- Non abbiamo ancora paura di te! - wrzasnął Włoch, który swoją drogą po przez swoje szarpanie sam sobie wyrządził krzywdę.
- Myślisz? Piesek nadal taki odważny? Zobaczymy ile wytrzymasz - mówiąc to przypiąłem do jego obroży długą smycz oraz odwiązałem wszystkie liny trzymające go tyłkiem na krześle. Tak jak się domyśliłem cep chciał mnie od razu zaatakować, ale dostał ode mnie mocnego kopniaka w zgięcie kolana oraz postrzał w nogi dzięki czemu już taki cwany nie był a o staniu o własnych siłach lepiej nie wspominać - Na kolana kundlu - warknąłem niczym pies ze wścieklizną kopiąc go poniżej pasa przez co wylądował twarzą na ziemi i zawył z bólu - Od razu lepiej - mruknąłem pod nosem ciągnąć go w stronę ściany niczym szmacianą lalkę a inni jego kumple jedyne co robili to się temu przyglądali.
- Lasciami andare! - wrzasnął próbując mnie kopnąć kiedy przywiązałem go łańcuchami tak by wisiał kilka centymetrów nad ziemią. W taki sposób cały ciężar ciała jest przeniesiony na ręce... Więcej bólu równa się więcej zabawy!
- Nie pozwolę... Stul pysk albo odetnę ci język i każe ci go zjeść - fuknąłem a on natychmiastowo zbladł - Więc wiesz... Nie ze mną takie numery burku - dodałem jeszcze przesłodzonym głosem przez co samemu zrobiło mi się nie dobrze. Ja tak jeszcze potrafię? Chyba zapomniałem... - A teraz co? Przedstawienie? - zaśmiałem się biorąc zamach po czym trzasnąłem batem tak silni w jego brzuch, iż dało się usłyszeć coś na wzór łamanego kija od miotły a potem dopiero przerażający wrzask. Nie przejmowałem się tym wcale, gdyż w tej sali drzwi i ściany był dźwiękoszczelne więc mogli drzeć mordy ile chcieli, bo i tak ich nie usłyszy z ludzi przebywających w gangu. Powtórzyłem tą czynność jeszcze kilka razy aż kundelek mi stracił przytomność... Jaka szkoda... Trzasnąłem mu jeszcze silnie w łeb po czym zostawiłem go zakrwawionego w tej samej pozycji w jakiej zaczęliśmy.
- To kto chce zastąpić kolegę? - zapytałem drwiąco stając przed pozostałą szóstką - Hmm... Może ty - mruknąłem na ruska, który cały się zaczął trząść.
- оставьте меня! Я дам вам две суки! Они обучены и будут вам хорошо служить! - krzyknął przestraszony a ja zmarszczyłem brwi.
- Sam jesteś suka niewyżyta - stwierdziłem z odrazą nadeptując mu na stopę - Tobą zajmę się w specjalny sposób - dodałem z chytrym uśmieszkiem przewracając mu krzesło na skutek czego zarył łbem w podłogę - Nie płacz dopiero zaczynamy - zaśmiałem się okrutnie naciskając mu glanem na brzuch - Boli? - prychnąłem wciskając buta coraz bardziej przez co słabeusz zaczął się dusić - Beznadzieja - warknąłem odcinając liny od krzesła po czym zacząłem ciągnąć go do ściany gdzie został przywiązany obok swojego kumpla - Wiecie co nudno tu - westchnąłem biorąc z szafy noże do rzucania - Może tak zabawa w pinietę? - zaproponowałem rzucając w typa pierwszą broń białą, która wbiła mu się w udo przy czym oczywiście się wydarł jakbym go obierał ze skóry - Cicho, bo zrobię ci to co powiedziałem włochowi - warknąłem wściekle powtarzając ponownie tą czynność, ale on raczej nie umiał ugryźć się w język. Wnerwiony podszedłem do niego i pomimo szarpania się faceta obciąłem mu jęzor i zmusiłem go do jego zjedzenia. Nawet nie wiecie jak wył... Trzeba było myśleć szybciej... Nie toleruję zdrad ani porwań mojej rodziny...
- Иван! - krzyknął jego kumpel, który dostał ode mnie jako pierwszy.
- Spokojnie na ciebie też zaraz przyjdzie czas niedoczekany psie - rzekłem z drwiną w głosie - A ty się jeszcze tak nie załamuj - mówiąc to klepnąłem go w policzek - Zajmiemy się jeszcze kilkoma rzeczami - rzekłem sugestywnie zjeżdżając nożem na jego podbrzusze.
- Вы этого не сделаете - odezwał się znowu ten sam pies a suka wisząca na ścianie zaczęła kręcić nerwowo głową na boki.
- Robiłem już to kilku ludziom... Nie denerwuj się tak... Nigdy nie było na mnie skarg - zaśmiałem się okrutnie wbijając mu nóż w brzuch a raczek kilka noży - Odpocznij - dodałem z psychopatycznym uśmieszkiem.
*****
Siedziałem już tu z jakieś dwie godziny i ku mojej uciesze przeżył tylko ten rusek i włoch, na których chciałem wyżyć się najbardziej. Jeśli pytacie co z tamtymi? Jeden zdechł po lekkim katowaniu, drugi nie przeżył wyrywania paznokci, trzeci umarł po kąpieli w wrzątku, czwarty nie przeżył znakowania a piąty, piąty zdechł od samego patrzenia na męczarnie swoich kumpli więc ze smutkiem muszę stwierdzić, że się nim długo nie pobawiłem.
Siedziałem właśnie na krześle podrzucając sobie w ręce ostry jak brzytwa nóż oraz wpatrywałem się zabójczym wzrokiem w swoje ofiary. No dalej budzić się - warczałem w myślach nie mogąc doczekać się już kiedy zrobię im krzywdę. Kiedy minęły kolejne minuty z nudów założyłem już na ręce ciemne, lateksowe rękawiczki po czym niczym pierdolnięty zdrowo doktorek zacząłem zbliżać się do dwójki swoich pacjentów.
Nie chcąc się z nimi już cackać od razu ściągnąłem im spodnie wraz z gaciami. Skoro lubią tak gwałcić to sami sobie spróbują jak to jest, ale najpierw dostaną nauczkę, że to zrobili. Oczywiście ja ich tam tykać nie będę, ale niektórzy z moich ludzi z wielką chęcią się nimi zajmą i narzekać nie będą w żadnym stopniu. Te ich małe fiuty nawet na mnie wrażenia nie zrobiły. Nie czekając już dłużej zbliżyłem ostrze noża do pierwszego i pozbawiłem go tego cennego sprzętu mężczyzny wraz z jajami. Oczywiście od razu z bólu i z wielkim wrzaskiem królewicz się obudził co nawet mnie ucieszyło, gdyż możemy kontynuować zabawę dalej! Kiedy zrobiłem to i drugiemu spojrzałem z zadowoleniem na swoje zabaweczki.
- Jesteś popierdolony! - wrzasnął włoch po amerykańsku z tym swoim nędznym akcentem.
- Więc jednak gadać po tym języku się umie? Pierdolony to będziesz niedługo ty więc spokojnie - prychnąłem patrząc na jego kumpla, który przez stratę języka mógł jedynie skomlić i trząść się ze strachu przede mną - No to bawimy się dalej - westchnąłem nie widząc już żadnych sprzeciwów.
- Nie proszę zostaw nas już - jęknął żałośnie mężczyzna szarpiąc rozpaczliwie łańcuchami co szybko go męczyło i sprawiło więcej bólu.
- Niech pomyślę... Nie! - warknąłem zaciskając w złości zęby - Skrzywdziliście mojego syna i teraz za to zapłacicie - dodałem jeszcze z wściekłością biorąc do ręki rozpalony znacznik dla bydła, który wylądował na jego brzuchu, głowie oraz nie istniejącym już członku. Drugiego spotkał ten sam los, lecz to nie był koniec naszych zabaw. Nie wycierając nawet rękawiczek zbliżyłem jedną do twarzy ruska naciskając silnie na jego prawą gałkę oczną, którą już po chwili mu wyrwałem oraz zacząłem bawić się nią w ręce. Nawet zombie by tym pogardził... Śmiecie pierdolone z nich i tyle... Wyrzuciłem ją gdzieś w kąt pokoju gdzie leżały zwłoki jednego z ich byłych kumpli po czym spojrzałem na włocha.
- Nie rób mi już krzywdy - załkał żałośnie czując jak ostrze noża wbija się mu w udo.
- Hm... A tobie co tu uciąć? - zachichotałem łapiąc go za ucho - To będzie dobre - stwierdziłem odcinając mu wybraną przez siebie rzecz - Mieliście czas... Mogliście myśleć... Teraz już za późno - stwierdziłem ze spokojem odpinając jego łańcuchy przez co opadł niczym szmaciana lalka na ziemię a ja bez wahania kopnąłem go ostro w brzuch i głowę. Z drugim zrobiłem to samo a potem wpuściłem do nich chłopaków, którzy z zainteresowaniem patrzyli na nowy towar - Róbcie co chcecie byle jeszcze dychali na koniec - dałem im wolną rękę po czym usiadłem na korytarzu zaczynając ponownie czekać.
*****
Po półtora godzinny było już po wszystkim... Chłopcy byli zadowoleni i ja byłem zadowolony... Taki układ wiecie... Wracając z powrotem do sali zobaczyłem ich z wypiętymi dupami, z których sączyła się biała maź.
- Ja was nie przelecę więc musicie mi wybaczyć kurewki - zaśmiałem się kopiąc ich by upadli na brzuch - Jak wam się podobało? Było fajnie? - zapytałem, ale oni nic nie odpowiedzieli tylko zatrzęśli się z panującego tu zimna - Skoro nic nie mówicie to pewnie tak... W końcu ktoś spełnił fantazje erotyczne psinek - zadrwiłem z nich ostro oblewając lodowatą wodą z wiadra. Nie widząc już praktycznie u nich reakcji na to co się dzieje, złapałem pierwszego za włosy oraz rzuciłem nim o ścianę przez co chyba połamałem mu resztę, zdrowych kości. Na ich ciele nie było już miejsca gdzie dało się zobaczyć skórę bez ran. Cóż sami zgotowali sobie taki los więc mi ich nie żal. Znudzony nimi miałem ochotę strzelić im w łeb. Podszedłem do pierwszego oraz jednym ruchem ręki postawiłem go do pionu, ale ten już nie żył... Zgasł... Był zimny jak lód. Zajebiście - mruknąłem w myślach strzelając mu w głowę by się nie przemienił. Tak samo zrobiłem z tamtym, któremu obciąłem dodatkowo rękę. I po zabawie! Zmęczony zacząłem wracać powoli do swojej sypialni. Byłem cały ubrudzony krwią, ale nie przeszkadzało mi to ani przez chwilę.
Będąc już na miejscu z uśmiechem stwierdziłem, że mój synek jeszcze śpi dlatego zacząłem prędko się przebierać w piżamę. Było już grubo po północy więc siedziałem tak praktycznie cały dzień! Najpierw założyłem spodnie a znalezienie góry to był istny kosmos. Kiedy złapałem wreszcie materiał zobaczyłem, że chłopiec patrzy na mnie z zainteresowaniem wodząc po mnie swoimi bystrymi oczkami.
- Już się obudziłeś synku? - zapytałem ze spokojem.

<Brajanek? :3 Dłuuugi opek xd 3324 słów xd nowy rekord xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz