sobota, 23 września 2017

Od Brajana cd. Erica

Bolało mnie wszystko, a najbardziej jednak moja biedna głowa. Czułem jak mi pulsuje, zupełnie jakby miała mi zaraz eksplodować czaszka! Tak bardzo się bałem że coś mi złego zrobią! Już samo to że mówili w innych językach dość groźnie i podniesionymi tonami mnie przerażała, nie mówiąc już o porwaniu mnie.
Do oczu napłynęły mi łzy i miałem przeczucie że niedługo stanę się tym niewolnikiem i będę umierać w męczarniach lub żyć, bo zapewne będą chcieli mnie pomęczyć zanim im padnę. Straciłem całą nadzieję że im ucieknę.
Było ich więcej niż mnie, a poza tym byli silniejsi od mnie. Mieli broń i psy z tego co słyszałem, bo w oddali czasem było słychać szczeknięcia.
- Lasciala alla fine! È uno schiavo! - usłyszałem w innym języku.
- Es sólo un bebé ... Innocent! - odpowiedział mężczyzna w moim wieku.
- Non parlare con me in spagnolo! - wrzasnął coś do niego inny, przez co się wzdrygnąłem w gorączce i odruchowo skuliłem.
- Parlo quanto voglio! È solo un ragazzo, perché stai facendo questo?! - krzyknął znowu ten obok mnie, lecz tym razem chyba w jego języku.
- Sei un pazzo! Questo bambino sarà venduto e finito! - wrzasnął mężczyzna i zaczął się do niego zbliżać.
- Что это за шум?! - doszedł kolejny głos i usłyszałem zbieganie kogoś po schodach.
- Босс идиот не хочет бросать ребенка! - warknął chyba Włoch do Rosjanina, bo wszędzie rozpoznam język Rosjan.
- Адам отсюда! - krzyknął Rosjanin do tego obok mnie, co ciągle był przy mnie.
- Нет! Я никуда не пойду! - wrzasnął stanowczo, a ja powoli zaczynałem się odsuwać do ściany, a później jakoś udało mi się wstać i czmychnąć cieniem na górę po schodach, kiedy oni się tak kłócili, lecz moje nadzieje że stąd ucieknę były niestety szybko rozwiane, bo zaraz usłyszałem za sobą bieg, a w następnej chwili poczułem jak mnie ktoś złapał za bluzkę za moją głową i gwałtownie podniósł do góry.
- Non farà funzionare il bambino, nemmeno avere la possibilità! - warknął wściekle znowu Włoch, przez co załkałem ze strachu, bo trzymał mnie jak szmacianą lalkę i nie ukrywałem że mnie to naprawdę bardzo bolało… Nie wiedziałem dlaczego mi to robią, przecież nic złego im nie zrobiłem. Ba! Nawet ich nie znałem!
- Zostaw go! - usłyszałem za sobą i znowu usłyszałem czyjś bieg.
- Chciałbyś! - warknął ten co mnie trzymał i uderzył mną o ścianę, przez co zaryłem mocno głowa w ścianę raniąc się do krwi. Bolało strasznie i poczułem jak zaraz wszystkie siły ze mnie uchodzą, a ciepła ciecz zaczęła zalewać mi głowę.
- Zostaw go! - warknął i usłyszałem uderzenie, lecz nie było ono wymierzone we mnie… Ja upadłem na schody, obijając swoje kruche kości o nie jeszcze bardziej. Spadłem ze schodów na sam dół i zacząłem niesłyszalnie płakać z potwornego bólu. Nie mogłem się przez to ruszać, lecz na schodach trwała jakaś bijatyka. Chwilę tak jeszcze poleżałem jakby o mnie zapomnieli, a w następnej chwili zobaczyłem czyjeś ciężkie buty. Stały obok mnie i na pewno właściciel nich stał teraz nade mną i się patrzył.
Przeraziłem się, bo bałem się że zaraz mnie pokopie albo zrobi inne przerażające mi rzeczy, lecz ku mojemu zdziwieniu to wcale nie nastąpiło. Zamiast tego podniósł mnie delikatnie, lecz ja załkałem z bólu cicho.
- Ciii, już dobrze – szepnął mi ktoś i delikatnie położył mnie na łóżku, przykrywając dwoma kocami. Mimowolnie się zatrząsłem, bo go nie znałem, a poza tym widziałem jak przez mgłę – Cichutko – szepnął mi znowu, głaszcząc mnie delikatnie po głowie i po chwili poczułem że zajmuje się moją raną. Szarpnąłem się słabo w geście rozpaczy, lecz szybko mi to uniemożliwił bym dalej tego nie robił. Wtedy zdałem sobie sprawę, że kłótnie ucichły. Nie mogłem się jednak rozejrzeć, bo ten który mnie położył na łóżku, przyłożył mi jakąś szmatkę do ust, przez co się szarpnąłem przerażony że chce mnie udusić.
- Ciiii…. Ci! - znowu usłyszałem jego głos, a w następnej chwili poczułem smród jakiejś substancji. Wziąłem dwa szybkie wdechy, które mnie otumaniły, a po trzecim straciłem przytomność.
**
Kiedy wreszcie zaczynałem się budzić, poczułem znajomy dotyk, który od razu rozpoznałem i otworzyłem szybko oczy. Kiedy ujrzałem Erica ucieszyłem się a wtedy mnie pogłaskał po głowie delikatnie jak to miał w zwyczaju, a ja zamruczałem cicho jak kot. Uwielbiałem głaskanie.
- Dzień dobry - szepnął spokojnie - Przepraszam za to co się stało... Pewni bardzo źli ludzie cię zabrali a ja nie mogłem ich powstrzymać, ale teraz już jest dobrze i do nich nigdy nie wrócisz - dodał jeszcze głaszcząc mnie po głowie - Przepraszam...
- Nie Twoja wina tato – wymsknęło mi się, przez co miałem nadzieję że nie będzie na mnie zły, ani ze mnie nie uderzy… Chciałem się zbliżyć, ale jednak zaraz zesztywniałem w bezruchu, bo zobaczyłem dwa wielkie psy, jeżące się za nim, a do oczu naszły mi łzy strachu.

< Eric? ;3 zapomnieliście o psach xdd Niech zacznie się rzeźnia zemsty Erica xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz