Żałuję że się w ogóle urodziłem. Jestem bezużyteczny. Inni wiedzą co chcą robić w życiu, są kochani, potrzebni a ja co? Zawsze wszyscy byli ze mnie nie zadowoleni, ciągle robiłem coś źle i nikt mnie nie chciał. A ja się tak starałem być dobry…
Starałem się pomagać jak tylko mogę, starałem się uczyć jak najlepiej, starałem się być koleżeński, pomagać innym, pocieszać czy coś, lecz i tak zawsze spotykało mnie rozczarowanie w postaci złości na mnie, śmiechu, obrażania i innych rzeczy.
Zawsze mnie popychano, bito w szkole kiedy nikt nie widział, grożono, niszczono zeszyty i wypracowania, łamano kredki… Nawet pamiętam że kiedyś zniszczyły mojego ulubionego misia z którym zazwyczaj chodziłem, bo dostałem go od mamy… Rozerwali mu główkę i rączki… Pamiętam że bardzo wtedy płakałem i byłem zrozpaczony. Nauczycielka i tak nic nie zrobiła tylko kazała mi wracać na lekcje bo jak nie to dostanę uwagę i karę w postaci stania w kącie oraz tam kilka zadań dodatkowych.
W sumie to i tak zawsze ja dostawałem te kary i zadania, choć oczywiście nie słusznie bo byłem karany za nic… A to oni się nade mną znęcali, to mieli najlepiej! Nie rozumiałem wtedy co jest ze mną nie tak. W końcu nawet przestałem się odzywać, tylko od razu szedłem ze spuszczoną głową do kąta i nie odzywałem się do nikogo i niczego. Siedziałem sam w kącie, w ławce i udawałem jakby że mnie nie ma.
W sumie to czułem się nieco jak duch albo jak powietrze. Nowi w klasie też mnie unikali jak ognia czego nie rozumiałem. Śmiali się z moich blond włosów i chudości, a co ja miałem poradzić na to iż nianie dawały mi tylko raz dziennie jeść, a jak dostawałem dwa to uznawałem to za jakieś święto! Najgorsze było to że w domu wcale łatwiej nie miałem, bo też mi się dostawało za to że podarli mi zeszyty i w ogóle.
Cierpiałem w milczeniu, bo wiedziałem że i tak mi nie uwierzą, a jeśli już to dostanę w twarz z liścia za odzywanie się nie pytanym. Następnie zawsze szedłem do swojego pokoju i się w nim zamykałem, a kiedy przyszła pora na jedzenie, to zazwyczaj słyszałem głośne walenie pięścią w drzwi i wrzeszczenie „jedzenie bachorze”. Zostawiały mi zawsze jedzenie na ziemi, na tacy jakbym był w jakimś więzieniu. W sumie to i tak się czułem.
Dla mnie chodzenie do szkoły był torturą i w sumie to się nawet cieszyłem iż tyle chorowałem, bo przynajmniej mnie wtedy nie dręczyli inni uczniowie. Dobra wracając jednak do tematu, to zacząłem się powoli budzić ze snu i od razu poczułem że ktoś obok mnie jest. Czułem ciepło, więc w pierwszej chwili myślałem iż umarłem zamarzając na tym mrozie na śmierć, lub że ktoś mnie po prostu zabił bo nie opłacałem się zwyczajni na niewolnika czy coś. Otworzyłem powoli słabe powieki i ujrzałem nieznany mi pokój.
Było tu ciemno, a jedynym źródłem światła były zapalone świece lub lampy naftowe, zupełnie jak w średniowieczu, a przynajmniej tak czytałem w książkach. Było tutaj dużo mebli o ciemnym drewnie, które swoją drogą było bardzo ładne. Były też tutaj czerwone dywany ze złotymi zdobieniami, niczym w jakiś komnatach królewskich oraz wielkie łoże, na którym obecnie leżałem z czarną pościelą, lecz po bokach miał też nieco czerwonego dla ozdoby.
Po mojej prawej stronie znajdywało się też duże biurko oraz krzesło, a na samym środku pokoju był wilki stół z dwoma krzesłami. Znajdował się tu też kamienny kominek. Dłużej się nie rozglądałem, bo zobaczyłem obok siebie jakiegoś faceta, przez co się skuliłem odruchowo i zadrżałem z przerażenia, ściskając kurczowo ręce na kołdrze którą byłem przykryty. Bałem się go… Nie wiedziałem dlaczego tu jestem i czego ode mnie chce.
Kark bolał mnie strasznie, więc mało nim ruszałem, a serce znowu zaczęło mnie boleć. Chciałem stad uciec, bo nie chciałem nikogo zarazić… Już dość złego zrobiłem! Swoją drogą czułem się i tak bardzo słaby, brzuch i serce mnie bolało wraz z głową, nie mówiąc już o bólu kości. On patrzył na mnie spokojnie i zaczął mnie tam przepraszać i się nawet przedstawił, ale dla mnie było dziwne to iż on znał moje imię!
Kiedy miałem już się niepewnie i cicho odzywać, wtedy zobaczyłem jak wparował tu Eric… Przestraszyłem się, bo nie chciałem by był na mnie zły, a swoją drogą bardzo źle wyglądał, więc jeszcze bardziej się obwiniałem o jego zły stan zdrowia. No… później jakoś to się potoczyło i zostaliśmy sami. Eric powiedział że nie jest na mnie zły i nawet mnie przytulił! No normalnie nie mogłem uwierzyć…
Ktoś nie był na mnie w końcu zły za to że żyję i w ogóle się mu pałętam pod nogami! Odruchowo się wtuliłem i poleciały mi łzy. Płakałem że nie chciałem, że nie wiedziałem, ze przepraszam, a on tylko głaskał mnie po głowie uspokajająco i w końcu zaczął coś tam nucić, przez co się szybciej uspokoiłem.
********
Następnego dnia obudziłem się o godzinie trzynastej dwadzieścia dwie, wtulony w Erica. Właściwie to patrzył na mnie spokojnie, więc musiał się obudzić nieco wcześniej przede mną, lecz ie zamierzałem marudzić. Pogłaskał mnie po głowie co bardzo lubiłem i wyszliśmy z pokoju, bo musieliśmy iść na tą stołówkę, przez co strasznie się bałem. Wolałem unikać ludzi, a w szczególności swoich rówieśników, przez których nie miałem za dobrych wspomnień… Nagle usłyszałem czyjeś śmiechy w oddali, przez co się przestraszyłem i odruchowo schowałem za Ericem, trzymając się kurczowo jego nogi i dygocząc. Nie chciałem żeby mnie zostawiał! Nie chciałem żeby ktoś znowu robił mi krzywdę… Po chwili zobaczyłem z dziesiątkę dzieciaków w moim wieku lub starszych, bawiących się piłką do nogi, przez co serce podskoczyło mi niemal do gardła.
Oni też mieli piłki i mnie kopali celowo – pomyślałem przypominając to sobie i jaki to niosło ze sobą straszliwy ból. Wtedy też złapałem się jedna zaciśniętą ręką w pięść tam gdzie znajdowało się serce i miałem ochotę znowu kasłać, lecz nic nie wydobyło si z mojego gardła ze strachu, które się zacisnęło niczym wąż boa wokoło szyi.
< Eric? ;3 on się boi xdd nie zostawiaj go bo padnie na zawał xd Nadal ma baaaaaardzo słabe serduszko xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz