- Ja nie wiem, chciałam się tylko przejechać, a ten ma zamiar tu chyba umrzeć - warknęłam, widząc że chłopak stracił przytomność. Na chwilę obecną nie mogłam się nim zająć, a jedynie obronić jego niedoszłe zwłoki przed chmarą zombie, co zrobiłam. Nie trwało to długo, bo trupy zdążyły się przerzedzić i nie było ich tak dużo, jak przedtem, więc z łatwością sobie z nimi poradziłam. Kiedy już zabiłam nasze potencjalne zagrożenie, zza murów wybiegł Klif, jednak kiedy tylko zobaczył, że coś jest nie tak z Nickiem, momentalnie pojawił się przy nim, zaczął go wąchać i trącać nosem. Uznałam to za słodkie i mogłabym się temu tak przyglądać, ale chyba z chłopakiem nie było najlepiej, no ale grunt, że żył, tak? Czułam się zobowiązana do pomocy mu, i to nie typko dlatego, że byłam jego dłużniczką, nie byłam aż tak okropna, żeby zostawić go i psa na pastwę losu. Chwyciłam go nieumiejętnie, bo wkońcu był większy i cięższy, przechodził moje najśmielsze oczekiwania i wtarganie go na tyły samochodu zajęło mi sporo czasu. Kiedy jednak już mi się to udało, nie wiedziałam co zrobić, żeby to jego wiotkie ciało przez przypadek nie spadło z siedzeń, kiedy będziemy jechac do warsztatu, ale po prostu machnęłam ręką. Jak nabije sobie siniaki, to powiem, że to przez uderzenie w ścianę. Wzruszyłam ramionami i usiadłam za kierownicą, uprzednio wpuszczając Klifa na przednie siedzenie. Ten zaś przez całą drogę wpatrywał się w swojego właściciela. Polubiłam tego psa i nie chciałabym, żeby coś mu się stało. Znaczy, Nicka w sumie też polubiłam, żeby nie było, że faworyzuję zwierzę. Na miejscu wytachałam chłopaka z samochodu i cudem dotarłam z nim na sofę. To naprawdę było bardziej męczące niż jakiś niezły wycisk na siłowni i byłam pewna, że zrobiłam sobie bicka. Zdjęłam z niego kurtkę, która mnie ograniczała i obejrzałam, czy nigdzie nie ma żadnej rany, jednak wyglądało na to, że było tylko kilka niegroźnych zadrapań, które mimo wszystko postanowiłam przemyć. Szybko się z tym uporałam. Pogrzebałam trochę w plecaku chłopaka, skrycie mając nadzieję, że nie będzie zły. Wkońcu to on miał tutaj potrzebne rzeczy, a nie ja. Wyjęłam z kieszonki jakąkolwiek szmatę i przemywając otwartą ranę na czole chłopaka, obandażowałam mu głowę. Przykryłam go jeszcze jakimiś dwoma ostatnimi kocami, które nam zostały i sama usiadłam w obskurnym fotelu niedaleko. Powoli przychodził wieczór, podejrzewałam że trochę minie, zanim się obudzi, jednak obok kanapy postawiłam talerzyk z dwoma kanapkami i szklanką wody, na wypadek gdyby się obudził i czegoś by potrzebował. Rzuciłam przy okazji psu trochę karmy, bo patrzył na mnie maślanymi oczami i sama usiadłam w rogu pokoju, w obskurnym fotelu, jednak dla mnie i tak było wygodnie. Nawet nie wiem kiedy, ale usnęłam, znużona.
<Nick?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz