czwartek, 21 września 2017

Od Blancy cd. Nick'a

- Uwierz, jakbym ją chciała, to byś w życiu jej na oczy nie zobaczył - zakpiłam. - droczyłam się - mruknęłam, rzucając mu książkę. Nie zamierzałam bawić się w kotka i myszkę, bo ona nie była mi potrzebna, a on o nią tak zaciekle walczył, że nie mogłam mu jej nie dać. Poza tym, nie miałam ochoty i czasu się w to bawić. Dopiero niedawno spostrzegłam, że jestem w otoczeniu, w którym się wychowałam. Nie byłam tu od bardzo dawna, a te ziemie są bardzo zniszczone, praktycznie tego nie zauważyłam. Chciałam wybrać się do domu, w którym to się wychowałam. Mimo, że nie wspominam tego dobrze, to sentyment nadal pozostał i chciałabym zobaczyć to wszystko na nowo. Od kilku dni usilnie starałam się zlokalizować położenie domu, wszystko uległo zmianie i nie wiedziałam praktycznie nic. Nie było nawet głupiej tabliczki z ulicą, a tak bardzo chciałabym tam wrócić, choć na chwilę. Nie chciałam dłużej czekać, bo wiedziałam już, gdzie mniej więcej znajduje się dom. Postanowiłam ruszyć od razu, póki nawet się nie rozpakowałam.
- Słuchaj, wiem, że to dziwne, ale czy mogłabym wziąć od ciebie trochę jedzenia? Nie potrzebuję dużo - przemogłam się i poprosiłam, bo wkońcu i tak widział moją chwilę słabości. - wyjeżdżam, będę w następną noc. Wiem, że sobie poradzisz nawet w takim stanie - powiedziałam, zakładając cieplejsze ubrania, gdy nagle mnie olśniło. Chłopak nie ma tyle jedzenia, żeby starczyło też dla mnie, a nie ma jak zdobyć więcej, bo jest ranny. - wiesz co, zapomnij o jedzeniu, poradzę sobie - uśmiechnęłam się szczerze, przybita. Czeka mnie mała głodówka, ale to Nick jest tutaj poszkodowany i jemu bardziej się przyda. Zastanawiam się też co takiego się ze mną stało, że się nim przejmuje. Kiedyś, nawet, jeśli to byłby mój przyjaciel, miałabym gdzieś, czy przeżyje, czy nie, a teraz jesteśmy tylko znajomymi, a i tak zależy mi na tym, aby nic mu się nie stało. Zdenerwowana na samą siebie zwiałam szybko bez słowa, czym prędzej odpaliłam samochód i odjechałam w czarną noc. Nie było strasznie, za to bardzo zimno i chciało mi się pić, ale to było teraz najmniejszym zmartwieniem. Jechałam dosyc długo, ponad trzy godziny i kiedy byłam na miejscu, było już po siódmej. Wyszłam z samochodu na drżących nogach, patrząc nieobecnym wzrokiem na budynek utrzymany w dosyć dobrej jakości, jak na tyle lat. Przypomniało mi się wszystko, nasza rodzinna katastrofa, ale też te dobre chwile. Weszłam, nawet nie sprawdzając, czy jest bezpiecznie. Teraz się to nie liczyło. Weszłam do małego przedpokoju, gdzie meble były poniszczone i ich resztki leżały porozwalane na ziemi. W salonie było mnóstwo szczątek zwierząt, trupów i ludzi, co stanowiło pożywkę dla bakterii, dlatego zasłoniłam usta, czując smród rozkładającego się mięsa. Było za zimno, aby zleciały się muchy, więc tu był ogromny plus. W kuchni na ladzie widziałam zdjęcia przedstawiające mnie i rodzinę, na co od razu w oczach zebrały mi się łzy. Wzięłam wszystkie do kieszeni, chcąc coś zatrzymać. Następnie poszłam schodami na górę, gdzie kiedyś mieścił się mój pokój. O dziwo, było pełno pluszaków, w nawet dobrym stanie. Tak samo jak ze zdjęciami, wzięłam jednego, najmniejszego. Położyłam się na materacu, na którymś niegdyś spałam, bo niestety szkieletu łóżka nie było. Patrząc się na różową, obdrapaną tapetę, zasnęłam, bo widziałam że będę długo jechała, a dużo nie spałam. Kiedy jednak wieczorem się obudziłam, wiedziałam, że muszę wracać. Głód mi doskwierał niemiłosiernie, plecy bolały od wystających sprężyn, a oczy piekły od płaczu. Naprawdę dałabym wszystko aby urodzić się w dobrej, kochającej rodzinie i dobrze wspominać dzieciństwo. Niewyspana, zapewne ze spuchniętymi oczami, wsiadłam do samochodu i po prostu odjechałam. Nie było zombie, ale wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą. I miałam racje, gdy wróciłam do warsztatu po trzech godzinach jazdy. Weszłam do środka. Nick robił coś przy motorze, pewnie nawet nie zwrócił na mnie uwagi, ja po prostu położyłam się na kanapie i spróbowałam doprowadzić do porządku. Nie wiedziałam, że niedługo wtargnie do warsztatu niemalże setka trupów.

<Nick?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz