środa, 30 sierpnia 2017

Od Samanthy cd. Erica

No nie spodziewałam się że Eric jednak nie jest na mnie zły... Zazwyczaj w obozie to wszystkim przeszkadzałam i mnie gnębili. Często wyrzucali mi jedzenie do kosza, albo coś zrzucali wyzywając mnie od najgorszych, pasożytów i takich tam gdy nikogo nie było, ale i też jeden zabrał mi naszyjnik... Zerwał mi go z szyi i powiedział że nie zasługuję na niego.
A to była jedyna pamiątka po mojej matce i w ogóle rodzinie... Jedyna! Odebrali mi jedyną rzecz związaną z rodziną. Pamiętam jak w nocy płakałam niesłyszalnie po kołdrą. To tak bardzo bolało i nadal boli... Nie rozumiałam co im takiego zrobiłam. Przecież ani nie byłam złośliwa, ani się do nich nie odzywałam, ani się nie wywyższałam, a oni coś takiego mi robili.
Czułam się jak ta gorsza i bałam się ludzi jeszcze bardziej. Wiele razy chciałam tez ze sobą skończyć i się cięłam po nogach i rękach by tylko nikt nie widział skaleczeń. Brałam co po chwilę przeciwbólowe, wiec jak na razie nic się nie wydało, ale miałam ochotę to zakończyć tylko że nie miałam odwagi.
Należałam do tchórzy i nieudaczników, którzy nie potrafią sami ze sobą skończyć. Gnębili mnie tak odkąd przybyłam do obozu... I co ciekawe byli to starsi ode mnie! Nie rozumiałam dlaczego to ich tak bawi czy tam im się podoba krzywdzenie mnie i zdawanie bólu. Chciałam tylko rodziny i domu, którego wcześniej nie miałam...
To tak dużo? Może uważali że skoro jestem blondynkom to należy mnie usunąć? A może po prostu lubią się nade mną znęcać? Jedno było pewne... Nie lubiłam wracać do Ratusza, bo wiedziałam że oni zaraz na mnie czyhają, a jeść nie chciałam bo bałam się że jeszcze większa mnie za to kara spotka. Szczególnie się bałam dnia dzisiejszego, bo dzisiaj zjadłam nieco!
Zazwyczaj przychodzili kiedy nikogo nie było... To był ich rytuał tak jakby. Było ich kilku i zawsze patrzyli na mnie z nienawiścią w oczach i jakby... obrzydzeniem? Sama nie wiem... Nie byłam żadnym zagrożeniem, a oni traktowali mnie jak wroga. Z tego właśnie powodu nie lubiłam siedzieć w ratuszu. Już wolałam w stajni lub poza obozem, bo tam byłam bezpieczna. Chronił mnie Pegaz, choć zima dawała w kość.
Wracając jednak do teraźniejszości, to gdy zobaczyłam tylu uzbrojonych ludzi w dodatku mężczyzn, a było ich ośmiu, to zestresowałam się, bo bałam się że mnie skrzywdzą lub zaczną mówić raniące słowa. Ku mojemu zdziwieniu byli przyjaźni, a przynajmniej takie sprawiali wrażenie przy Ericu, lecz i tak wolałam ich omijać szerokim łukiem.
Nie chciałam się narazić kolejnym ludziom, a po tym jak został mi odebrany naszyjnik matki, straciłam już w ogóle pewność siebie. Nawet jak rozpalili ognisko, to ja wolałam trzymać dystans i nawet jeszcze bardziej się odsunęłam, bliżej ściany by mieć na nich leszy widok. Jednak z drugiej zaś strony było mi o wiele, wiele zimniej niż jak to było im cieplusio przy ognisku.
Zagwizdałam więc cicho na mojego wierzchowca, co wywołało zdziwienie i większe skupienie na mojej osobie, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię, lecz po chwili mój ogier przeszedł szybko obok żołnierzy i położył się obok mnie, grzejąc przy tym niczym prawdziwy grzejnik. Byłam mu za to naprawdę bardzo wdzięczna i cieszyłam się że go mam.
W sumie to dziwiły mnie reakcje tych mężczyzn, gdyż zachowywali się tak jakby widzieli ducha! No owszem Pegaz był bardzo rzadkiej maści, lecz kurcze bez przesady!
Korzystając z tego iż byli zajęci swoim zdziwieniem i patrzeniem po sobie, ja szybko łyknęłam dwie przeciwbólowe tabletki, gdyż rany znowu zaczęły mnie boleć, a bandaży nie zmieniałam gdyż nie widziałam na to najmniejszej potrzeby...
Później wyjęłam kocyk z torby przy siodle, okryłam się nim i położyłam głowę na miękkim brzuchu swojego wierzchowca. Byłam zmęczona i tylko tutaj naprawdę mogłam spokojne zasnąć i nie bać się że te typki zaraz przyjdą i zrobią mi krzywdę zwalając z łóżka i takie tam różne. Jeden raz czy tam dwa mnie też kopnęli w brzuch...
Szybko zasnęłam i w sumie nawet nie wiem kiedy! Pegaz był jak jeden, wielki strażnik więc wiedziałam że w razie czego mnie obroni lub jakoś zaalarmuje przed niebezpieczeństwem, choć w sumie, z drugiej strony, mając przy sobie tylu żołnierzy i samego założyciela, byłam bezpieczna.
*****
W sumie śniły mi się jakieś głupoty. Raz byłam w jakiejś jaskini w której było pełno kwiatów, raz byłam na jakimś dachu, a w końcu byłam w jakimś lesie na zadupiach. Choć w sumie najbardziej mnie przeraził ten ciemny las w mojej głowie, gdyż przypominał mi się tylko ze złem i z czasami, w jakich musiałam żyć. Ciemne kolory, a właściwie szarość. Tak.... Wszędzie dominowała szarość poprzeplatana z czarnym. Nie było to przyjemne w żadnym stopniu! Jednak na szczęście ten koszmar nie trwał długo i później widziałam już tylko kojącą czerń i spałam spokojnie, nie martwiąc się zupełnie niczym.
*****
Obudziły mnie jakieś hałasy. Słyszałam jeszcze nieco strzelanie płomieni z ogniska, lecz raczej jakieś szmery mnie zaniepokoiły, a mianowicie niebezpiecznie blisko mnie! Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam że chyba była jakaś zmiana warty czy coś, stąd ten cały hałas. Eric tez spał w najlepsze a przynajmniej takie sprawiał wrażenie....
Kiedy uznałam że jeszcze jest bardzo wcześnie, olałam całą sprawę inaczej mówią, wzięłam na pusty żołądek kolejne leki i jeszcze nieco się zdrzemnęłam.
Zamieć nieco trwała i w sumie łatwo nie odpuszczała, dlatego miałam dużo czasu do snu i w zasadzie nieco to zmartwiło żołnierzy i Erica, bo chyba parę razy mnie szturchnęli, lecz ja byłam tak zmęczona ze dalej spałam...
Czasami tez mi się kichnęło przez sen, więc musiałam się przeziębić podczas tylu przepłakanych cicho nocy. Na szczęście Pegaz mnie ciągle grzał i w sumie się dziwiłam że się nie wiercił by rozprostować nogi, tylko cały czas leżał przy mnie grzejąc mnie i pozwalając mi wypocząć. W końcu doszło do tego iż zamieć trwała aż trzy dni!
No.... A ja sobie spałam w najlepsze nie jedząc i nie pijąc przez ten czas w cale! Jednak tego trzeciego dnia po południu nabrałam nieco sił, więc wstałam gdy zobaczyłam że wszyscy się zbierają powoli, wyszłam tylnym wyjściem chowając kocyk, wsiadłam na grzbiet Pegaza i zastanawiałam się czy aby przypadkiem teraz nie zniknąć sobie na przejażdżce, skoro i tak dla nich byłam "duchem", ale w sumie byłam zbyt zmęczona na jazdę w teren... Nie rozumiałam czemu była aż tak słaba! Westchnęłam na to tylko i gdy już miałam ruszać, poczułam czyjąś rękę na ramieniu, a gdy spojrzałam za siebie, ujrzałam Erica.

< Eric? ;3 nie udało jej się czmychnąć xdd co tam robiliście kiedy ona spała? będzie dym w ratuszu? wiesz o co chodzi xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz